Reklama

Tomasz Karolak: Szaleństwa i zdrady

To wszystko ma już za sobą. Dziś liczy się tylko rodzina. Aktor wyznaje nam, kiedy weźmie ślub, czy czeka go przeprowadzka i co daje mu teraz szczęście.

Jesteś ekspertem od zdrad i związków? Przynajmniej tak się wydaje po roli w nowym filmie "Porady na zdrady"...

Tomasz Karolak: - Temat zdrady jest bardzo wdzięcznym motywem filmowym. Rzeczywiście, mój bohater Tymek, jest takim ekspertem, który wydaje nawet broszurki na ten temat. Wiadomo, co się mówi - kobiety uważają, że każdy facet zdradza, a prawda jest taka, że zdradzają wszyscy, z tą tylko różnicą, że kobiety robią to umiejętniej i potrafią ukryć, a faceci nie. "Porady na zdrady" jest tytułem filmu, który nie mówi, co leży u podstaw zdrad, tylko o pewnym biznesie, który stworzyły kobiety chcące przetestować facetów, którzy są kandydatami na partnerów. Generalnie film jest miły i przyjemny. Przy okazji na planie bardzo polubiłem Mikołaja Roznerskiego, który okazał się bardzo ciekawą osobowością i wydaje mi się, że ma jeszcze dużo do powiedzenia. Jest to fajny chłopak, młodszy kolega i sam jestem ciekawy, jak sobie z tą rolą poradził, jak odbiorą go widzowie.

Reklama

Prywatnie zdarzały ci się grzeszki młodości?

- Jestem takim ekspertem od zdrad, jak chyba każdy człowiek. Chociaż na pewno zdarzają się osoby, które nie miały takiej przygody. Ale jak człowiek jest młody, to niekiedy do takich sytuacji dochodzi. Wtedy też nie zdajemy sobie sprawy, co to robi tej drugiej osobie. Zawsze karma wraca do człowieka i jeśli wyrządzamy komuś krzywdę, to kiedyś z pewnością ona również do nas wróci. Obserwowałem natomiast też zdrady, z których w późniejszym terminie, po tak zwanym odpokutowaniu, wynikały dobre rzeczy. Czasami jest tak, że zdrada doprowadza do wyczyszczenia relacji między parą i to pozwala zacząć wszystko na nowo. Oczywiście nie mówię tego o sobie, bo zaraz ktoś to wyłapie i przypnie mi łatkę. Generalnie zdrada wynika z różnych powodów, na przykład zdradzający nie mają czegoś w domu...

Kilka lat temu powiedziałeś, że monogamia nie jest dla człowieka...

- Nie! To jest wypowiedź wyrwana z kontekstu, a przede wszystkim to nie było moje zdanie, cytowałem pewnego naukowca. Oczywiście, człowiek z natury rzeczy jest poligamiczny, ale to nie oznacza, że musi zdradzać. Może flirtować, co jest naturalne, pod warunkiem, że taki flirt nie przekracza pewnych granic. Związek jest nieustającą pracą, szczególnie w przypadku relacji długoletnich. Trzeba wciąż dbać, żeby siebie wzajemnie zaskakiwać i nie chodzi mi tylko o sferę seksualną, ale również w kwestii emocjonalnej i intelektualnej.

Twój bohater, Tymek, daje jednak ciekawe rady, m.in. "Zdradź kobietę, zanim ona zdradzi ciebie". Zachęca również przyjaciela do otwartego związku.

- Rzeczywiście tak jest, ale prywatnie uważam, że taka kalkulacja w miłości źle się kończy. Na swojej drodze spotykam ludzi, którzy mają różne podejście do związków i miłości. Znam również takich, którzy żyją w otwartych związkach - czego nie zazdroszczę. Wcale nie uważam, że jest to fantastyczne. Natomiast rozumiem, że jeśli człowiek jest młody, może się wyszumieć, wyszaleć. Mnie spotkało kilka wielkich miłości, które miały być tymi jedynymi, a się nie okazały. Znam też pary, które są ze sobą od czasów szkolnych - taką parą są moi rodzice.

Wspomniałeś, że gdy człowiek jest młody, to zdarzają się szaleństwa, zdrady, ale ty już masz to za sobą, teraz jesteś na etapie stabilizacji.

- Mam swoje lata i dzieci, za które biorę odpowiedzialność. Człowiek się zmienia w tym względzie. Cieszę się, że serial "Rodzinka. pl" wprowadził mnie w moją prawdziwą rodzinę, bo tak to chronologicznie wygląda. Ale tak naprawdę zawsze z Violką tworzyliśmy rodzinę.

Z boku różnie to wyglądało...

- Zawsze na nasz temat było dużo plotek i irytowałem się, że było to poddawane pod komentarze. Teraz jednak mam taki okres, że skupiam się na rodzinie i to mi sprawia niezwykłą frajdę i satysfakcję. Oczywiście, na co dzień spotykam się choćby z trudami wychowawczymi, ale z Violką pracujemy, żeby to wszystko szło w dobrym kierunku. I żeby nie wdarła się rutyna do waszego związku. Jesteśmy w takim zawodzie, że trochę ciężko o to. Gdy kręcę film, czy serial to nie ma mnie w domu cały dzień. Widzimy się dopiero wieczorem, więc zdążymy za sobą zatęsknić. Mając 33 lata sam się zastanawiałem, jak będzie wyglądać moja rodzina, nie wiedziałem, kto to będzie i kiedy. Natomiast to, co teraz mam uważam, że jest super.

Teraz szykujecie się na nowo do tworzenia rodzinnego gniazdka i ponoć planujecie przeprowadzkę?

- Wszystko zależy od tego, czy odpowiednie mieszkanie zostanie znalezione. Jak znajdziemy coś fajnego, to na pewno będziemy chcieli to zrealizować. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy finansowo i nie tylko...

Nowe mieszkanie swoją drogą, ale ciekawscy zastanawiają się, kiedy odbędzie się ślub?

- Nie rozumiem dlaczego to wszystkich interesuje. Nie mogę się zadeklarować, że wypowiem datę, bo prawdopodobnie będzie to ruch typu: "A chodź zrobimy to dzisiaj" i tak to się wydarzy. Ostatnio mieliśmy tyle ślubów w naszym show-biznesie, a ja nie potrzebuję się dowartościować tym, że nasz będzie na pierwszych stronach gazet i będziemy mieli sesję ślubną. Ślub, jeżeli do niego dojdzie, będzie intymnym wydarzeniem.

Ale wasze zaręczyny były publiczne.

- Tak, ale zrobiłem to publicznie tylko dlatego, żeby uciąć wszelkie plotki na nasz temat, które bardzo krzywdziły przede wszystkim Violkę i nasze dzieci. Dlatego pozwoliłem sobie na coś takiego, zresztą we własnym teatrze, na swoim terenie i na swoich zasadach. Myślę, że to zadziałało dokładnie tak, jak chciałem, czyli wszelkie plotki skończyły się jak ręką odjął.

Mam jednak nadzieję, że oprócz tak opracowanego planu była jeszcze potrzeba serca...

- Ależ oczywiście że tak! Jak czytam komentarze, że zrobiłem to dla świętego spokoju, to jest to uwłaczające mi i mojemu uczuciu.

Uodporniłeś się już na hejty i złośliwe komentarze?

- Oczywiście, że tak. W ogóle mnie to nie rusza, nie interesuje. Jak byłem młodszy to faktycznie tym się przejmowałem, teraz już nie. Nie interesują mnie ścianki, plotki, tylko, czy uda mi się rozbawić publiczność.

Dojrzałeś, ale mam wrażenie, że wciąż siedzi w tobie wewnętrzne dziecko skore do szaleństw.

- Mam taki wizerunek przez role, które gram. Wewnętrznie jestem kompletnie innym człowiekiem i nie zamierzam do tego przekonywać czytelników prasy kolorowej. Przypominam tylko, że życie aktora jest takie samo, jak życie zwykłego człowieka.

Jednak nie każdy ma swój teatr, jak ty. Ostatnio zmagałeś ze sporymi problemami, teraz jest już wszystko pod kontrolą?

- Wszystko idzie dobrze, ale ludzie skupiają się na problemach mojego teatru, a problemy mają wszystkie, szczególnie państwowe. To, co ktoś powie o moim teatrze, nie interesuje mnie. Imka rozwija się, realizuje założenia, robimy spektakle z pogranicza eksperymentu teatralnego i komercji.

Nie masz już problemów ze znalezieniem sponsorów?

- Teatr od dwóch lat stara się sobie radzić sam. Sponsorzy współprodukują poszczególne spektakle. Wynajmujemy też często przestrzeń pod różne wydarzenia. Oczywiście, prowadzenie teatru to harówa, ale mamy grupę ludzi, która świetnie się dogaduje.

W teatrze możesz się spełnić pod względem artystycznym, jest to oczyszczające po wszystkich twoich projektach komercyjnych?

- Rzeczywiście jest takim prysznicem po serialach i filmach, w których wszystko jest łatwe i przyjemne. A jednak w teatrze trzeba pracować ciężej, również intelektualnie.

Ale jednak prowadzenie własnego teatru to również bagaż stresu i lęku, nie męczy cię to?

- Zawsze gdzieś jest stres i ciśnienie, a ja chciałem spróbować i jakoś to się wszystko udaje. Teatr ma swoją markę, jest nagradzany na festiwalach. Nikt nie powiedział, że taki teatr robi się w 2-3 lata. Trzeba też popełnić wiele błędów, żeby móc się na nich nauczyć, tak też było w moim przypadku. Natomiast teraz nie mógłbym bez niego żyć, bo co bym robił? Grał w filmach, serialach i kupił sobie dom na Mazurach? Mogę, ale wydaje mi się, że można jeszcze powalczyć o literaturę, o fajne tytuły. Jesteśmy dla elit intelektualnych.

Jednocześnie od lat grasz w "Rodzince.pl", nie nudzi ci się ta rola?

- Nie, bo teksty są super. Nie myśleliśmy, że widzowie go tak pokochają i będzie robiony tyle sezonów. Wszyscy też się świetnie dogadujemy, przecież spędzamy razem często więcej czasu niż ze swoimi rodzinami.

A jak ci się grało w pilotażowym odcinku serialu "Kaprys losu" z Kingą Preis?

- Bardzo dobrze mi się pracowało z Kingą, uważam że jest wybitną aktorką. Nie wiem jednak jaka będzie przyszłość serialu. Ale fajnie byłoby popracować z TVN. Taka współpraca mi się szykuje przy nowym serialu. Poza tym na ten rok mam bardzo dużo innych planów, m.in. trzy filmy fabularne. To ciężko będzie o chwilę relaksu. Staram się to wszystko tak zagospodarować, żeby mieć na wszystko czas, przede wszystkim dla swojej rodziny. To ona daje mi siłę. Przebywanie z córką i synem zastępuje mi moje samotne długie podróże, które w przeszłości odbywałem. Jak teraz wyjeżdżam coś zwiedzać, to biorę ze sobą Lenę i to jest wspaniałe, bo mam w niej wiernego słuchacza.

Taka córeczka tatusia?

- Tak (śmiech).

A dzieci pójdą w ślady taty?

- Są blisko mojej pracy, ale na pewno nie będę im wyznaczał żadnej drogi. Póki co, pracujemy nad tym, żeby dzieciaki nie myślały, że są inne, bo mają tatę, którego widać w telewizji, tylko żeby umiały sobie z tym radzić, co nie jest łatwe. Na tym się skupiamy, jesteśmy normalną rodziną.

Magdalena Makuch

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy