Chcesz to ćwicz, ale bez sztucznego wspomagania!
A ty dokąd znowu lecisz? - zapytałam 16-letniego syna, który nawet nie zdążył zjeść śniadania, a już zaczął pakować torbę treningową.
- Jak to gdzie? - ledwie zrozumiałam, co mówi, bo jadł kanapkę. - Na siłkę.
- Znowu? - zdziwiłam się. - Przecież wczoraj byłeś. I przedwczoraj też.
- No to co z tego? - wzruszył ramionami. - Jak się chce mieć porządną muskulaturę, wyniki to trzeba regularnie trenować - rzucił tylko i... już go nie było.
I znów z nim nie porozmawiałam, a było o czym.
Odkąd otworzyli siłownie Tomek spędza tam każdą wolną chwilę. Przed wybuchem epidemii, oczywiście też chodził, ale raczej sporadycznie. Aż tak nie zależało mu na bicepsach. Zmieniło się to w czasie "kwarantanny". Cały czas narzekał na swój wygląd, porównywał się z innymi.. A przecież nie był ani bardziej wątły, ani słabszy fizycznie niż przed rokiem. Próbował trenować w domu, ale chyba nie do końca miał motywację. Twierdził, że bez dobrego sprzętu, bez atmosfery, jaka jest na siłowni, to nie ma sensu.
- Ty znowu szukasz dziury w całym - uważa mój mąż.
- Powinnaś się cieszyć, bo przecież ruch to zdrowie. Poza tym jest tak jak chciałaś, nie siedzi w domu całymi godzinami przed komputerem. Nie leży na kanapie przed telewizorem.
Niby tak, ale miałam wrażenie, że ta nowa pasja za bardzo pochłonęła syna.
- Trener mi powiedział, że muszę zmienić dietę, żeby mieć lepszą muskulaturę - oznajmił jakiś czas temu.
Na lodówce przyczepił kartkę, co teraz będzie jadł. Były jakieś wyliczenia ile białka, ile węglowodanów na posiłek. Ale ponieważ odmówiłam odmierzania i robienia mu specjalnych potraw, dał sobie z tym spokój, choć przyznaję odżywiał się bardzo zdrowo.
I może dałabym sobie spokój z tą jego siłownią, ale przez przypadek znalazłam w jego pokoju coś dziwnego...
- Co to jest? - zdenerwowana pokazałam Tomkowi opakowanie jakiś tabletek.
- Skąd to masz? - krzyknął wściekły. Jego reakcja utwierdziła mnie w przekonaniu, że coś tu nie gra.
- Znalazłam w twoim pokoju - nie zamierzałam kłamać. - Co to jest?
Potem usłyszałam, że to specjalna odżywka dla sportowców. Buduje mięśnie i wspomaga wydolność organizmu. Kupił je w internecie, a polecili mu je kumple z siłowni.
- Chyba oszalałeś! - krzyknęłam. - Przecież to jakieś świństwo. Kategorycznie zabraniam ci to brać.
Nie chcę konfliktu z synem. Wiem, że dojrzewa, że chce dobrze wyglądać i te ćwiczenia są dla niego ważne. Ale nie mogę się zgodzić, by faszerował się jakąś trucizną niewiadomego pochodzenia. Może i szybko zauważy efekty ich brania, może i będą one spektakularne, ale na końcu zniszczą jego młody organizm. To mu bardziej zaszkodzi aniżeli pomoże. Ale co robić, jak do niego dotrzeć?
Helena ze Starachowic