Córeczko, przyjaźni nie da się kupić
Prawie rok temu przeprowadziliśmy do innej dzielnicy. Martwiłam się o naszą 12-letnią Natalię. Córka za długo do szkoły nie pochodziła, bo nastał koronawirus i nie zdążyła na tyle poznać koleżanki, by się z nimi zaprzyjaźnić. Nie mówiąc już o podwórku.
Przez cały okres tzw. kwarantanny wisiała więc na telefonie albo siedziała przed komputerem i rozmawiała z dziewczynkami z dawnej szkoły. Ale w czerwcu Natka zaczęła wychodzić na podwórko i... ku mojej wielkiej radości okazało się, że znalazła przyjaciółki. Tyle że szybko przekonałam się, dlaczego poszło to jej tak sprawnie.
- Już nie nosisz srebrnego łańcuszka od cioci Basi? - spytałam córkę, bo jeszcze niedawno nawet do kąpieli nie chciała go zdejmować.
- Chyba go zgubiłam na podwórku - zrobiła się czerwona jak burak. - Przeszukałam cały dom i nigdzie go nie ma, więc...
- No trudno - machnęłam ręką, choć szkoda mi go było. Ale przecież każdemu się zdarzy.
- Bransoletka z Krety też gdzieś przepadła? Dziewczyno, co się z tobą dzieje? - nie potrafiłam ukryć zdziwienia, gdy po raz kolejny zauważyłam, że córka nie nosi czegoś, z czym do tej pory prawie się nie rozstawała.
- Będę bardziej uważać, obiecuję - zrobiła zmartwioną minkę.
Kilka dni później, wracając z pracy, zobaczyłam córkę jak wychodzi z osiedlowego sklepiku. Niosła kilka opakowań ptasiego mleczka. Przyznaję, zamurowało mnie. Rzadko jemy słodycze, a już na pewno nie w takich ilościach. Szybko przekonałam się, że nie trafiła z nimi do domu. Zniknęła mi za rogiem bloku. Poszłam za nią i, przyznaję, to co zobaczyłam bardzo mnie zdenerwowało. Ona dała je koleżankom. Nie chciałam robić niepotrzebnego zamieszania, więc wróciłam do domu.
- Możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi z tym ptasim mleczkiem? - spytałam, gdy tylko wróciła.
- No co? - wzruszyła ramionami. - Koleżanki chciały, to im kupiłam.
- Jak to chciały? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Tak, kupuję je ze swego kieszonkowego - odpowiedziała po chwili Natalia. - Inaczej by ze mną nie gadały i się nie kumplowały.
- Jak to? - wykrztusiłam.
- Mamo, koleżanki mnie lubią właśnie dlatego, że daję im różne rzeczy.
- Czyli tego łańcuszka nie zgubiłaś? Bransoletki też nie - zaczęłam się domyślać.
- Nie zgubiłam - przyznała córka.
Zrobiło mi się jej żal. Zaczęłam jej tłumaczyć, że nie na tym polega koleżeństwo, prawdziwa przyjaźń i akceptacja grupy.
- Musisz skończyć z takim przekupstwem - oświadczyłam na koniec.
- Nie, nie możesz mi zabronić, bo nie będę miała koleżanek, nie zechcą ze mną rozmawiać, bawić się! Co ja wtedy zrobię? - rozpłakała się. Pocieszałam ją jak mogłam, ale ona tylko łkała.
Nie chcę dawać córce przyzwolenia na wkupywanie się w łaski koleżanek, bo w ten sposób nie będzie miała szansy poznać, co to bezinteresowna przyjaźń. Co zrobić, aby koleżanki polubiły Natalię bez jakichkolwiek datków? Jak przekonać córkę, aby spróbowała być sobą i właśnie tym zjednała sobie przyjaciół?
Dorota z Raciborza