Kiedy moja córka poszła do gimnazjum, wszystko układało się dobrze...
Szkoła blisko domu, niezły poziom nauczania, dwa języki, międzynarodowa wymiana uczniów...
- Coś w sam raz dla naszej Marty - cieszyłam się. - Zawsze mówiła, że chce się uczyć języków.
Jednak tuż przed zakończeniem pierwszego semestru, zostałam wezwana do szkoły. Okazało się, że znalazłam się w gronie rodziców kilkorga dzieciaków z klasy Marty.
- Nie będę owijać w bawełnę. Grupa uczniów terroryzuje klasę - zaczęła nauczycielka.
- Czy nasze dzieci są bezpieczne? - wyrwało mi się.
- To nie państwa dzieci się boją, to ich się boją - powiedziała wychowawczyni.
Zapadła cisza. Wydawało mi się, że się przesłyszałam, ale wyszło na jaw, że piątka dzieciaków, wśród nich Marta, utworzyli - jak nazywali to inni uczniowie - "szkolny gang".
- Wybierają sobie ofiarę spośród swoich kolegów, szydzą, wyzywają - mówiła nauczycielka. - Wśród uczniów panowała zmowa milczenia, więc trudno było nauczycielom zorientować się wcześniej. W tym wieku w grupie często góruje silniejszy, zuchwalszy...
- To skąd wiadomo, że to któreś z naszych dzieci? - przerwał jeden z ojców.
- Bomba wybuchła wczoraj. Otoczyli jedną z uczennic, a potem wyzwali od "grubych świń". Chłopcy ją przytrzymywali, a dziewczyny wysmarowały ubranie flamastrem... A wszystko "za karę", że nie chciała nosić plecaka Marty - nauczycielka spojrzała na mnie wymownie.
Patrzyłam okrągłymi ze zdumienia oczami. Czułam, że twarz oblewa mi fala gorąca.
- Gdyby nie to, że dziewczyna nie mogła się opanować i dostała spazmów, pewnie sprawa by się nie wydała. Długo musiałam uspokajać ją w swoim gabinecie. Nie chciała nic powiedzieć, ale w końcu nie wytrzymała. Plucie, przezywanie, kopanie w kostki - to podstawa zachowania państwa dzieci - wtrąciła obecna przy rozmowie szkolna pedagog.
- Uczniowie będą rozdzieleni. Dwie osoby zostaną przeniesione do innej klasy. Jeżeli to nie pomoże, grozi im relegowanie ze szkoły - oznajmiła nauczycielka. - Wiele zależy od państwa, musicie wpłynąć na swoje dzieci. Rozmawiać, rozładować jakoś inaczej ich agresję - dodała.
Po tym spotkaniu długo nie mogłam dojść do siebie. "Moja Marta ?! Taka cicha, porządna?!", myślałam przerażona. W domu Marta wszystkiego się wyparła.
- Plecak noszę sobie sama - odparła hardo. - Dzieciaki zazdroszczą, że trzymamy się razem, to na nas nadają. Nie chcę mieć z nimi do czynienia. A niech mnie przenoszą do innej klasy. Mam w nosie.
Takiej Marty nie znałam. Może w ogóle za mało ją znałam. Oboje z mężem pracujemy całe dnie. Córka przeważnie siedzi sama, w domu, nie wraca późno, ma niezłe stopnie. I nagle ta afera z "gangiem". Co mam robić?
Alicja G. z Gdańska
Co robić w takiej sytuacji? Masz takie doświadczenia i chcesz się nimi podzielić z czytelnikami "Chwili dla Ciebie"? Skomentuj. Cały artykuł z waszymi komentarzami ukaże się w numerze 5/13 (w sprzedaży od czwartku 31 stycznia 2013 r.) i na stronie: www.kobieta.interia.pl/sprawy-rodzinne