Krzysiu, po co ci te zabawki w szkole?
Synku, co nawkładałeś do tornistra? Tyle książek i zeszytów musisz dziś wziąć do szkoły? - zaniepokojona spojrzałam na wypchany plecak mojego 9-latka.
- To za ciężkie dla ciebie - dodałam. Synek szybko złapał tornister i bez wysiłku podniósł go do góry.
- Wcale nie ciężkie, o zobacz - pochwalił się.
Zdziwiona zajrzałam do środka , a tam... małpka, słonik, misio i nawet hipopotam - wszystkie ulubione pluszaki syna!
- Krzysiu , zabierasz ze sobą do szkoły zabawki?! Po co? Przecież nie idziesz tam się bawić, tylko uczyć.
- To moi przyjaciele - synek spojrzał na mnie, jakby powierzał mi największą tajemnicę. - Pilnują mnie na lekcjach, jestem z nimi bezpieczny - dodał.
- Bezpieczny? Czy ktoś ci dokucza? - dociekałam zaniepokojona.
- Nie, ale tylko z nimi dobrze się czuję - wyjaśnił Krzyś. - A one po prostu siedzą sobie w plecaku.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
- Trzeba mu zabrać te pluszaki, przecież to duży chłopak, za chwilę koledzy przykleją mu łatkę mazgaja i będą się z niego wyśmiewać - złościł się mąż, gdy mu o tym powiedziałam. - Zawsze byłaś dla niego zbyt łagodna, za tolerancyjna, no i widzisz do czego to prowadzi? Dzieciak ma już 9 lat, a zachowuje się jak przedszkolak! Jaki mężczyzna z niego wyrośnie? - grzmiał.
- Chyba przesadzasz - odparowałam. - To nadal małe dziecko. Jak mam go traktować? Jak dorosłego?! Chcesz zrobić mężczyznę z 9-latka?
Już kilka dni potem, okazało się, że mąż miał niestety rację. Wychowawczyni syna wezwała mnie do szkoły.
- Proszę pani... - zaczęła. - Koledzy i koleżanki Krzysia stroją sobie żarty z niego i z tych jego pluszaków, próbują mu je zabierać, on się złości, raz nawet się rozpłakał. Nauczyciele też nie rozumieją... patrzą na niego współczująco. Czy nie mogłaby pani przemówić chłopcu do rozsądku i wybić mu z głowy te pluszaki? To jednak nie przedszkole...
Następnego dnia, gdy Krzyś szedł do szkoły, wyciągnęłam po kryjomu z jego tornistra wszystkie przytulanki. Na szczęście nic nie zauważył. Niestety, moje zadowolenie trwało krótko. Już po godzinie zadzwoniła do mnie wychowawczyni. Była bardzo zdenerwowana.
- Krzyś dostał histerii, nie możemy go uspokoić, bo płacze odkąd zauważył, że nie ma swoich pluszowych ulubieńców. Proszę po niego przyjść.
Synek uspokoił się dopiero w domu, gdy położył się do łóżka w otoczeniu wszystkich swoich pluszaków...
Martwię się o synka. Czy Krzysiowi czegoś brakuje? Czy nie otaczam go wystarczającą miłością, opieką? A może, jak twierdzi mąż, troszczę się o niego za bardzo i powinnam być surowsza? Dlaczego tak potrzebuje tych pluszaków? Rzeczywiście nie jest już przecież maluchem. Czy powinnam iść z nim do psychologa, czy może przeczekać?
Lucyna Góralska z Trzcianki