Reklama

Mam dość twego roztrzepania!

Co się stało? - zaniepokoiłam się, kiedy usłyszałam w telefonie smutny głos mojej 11-letniej córki, Sary. - Zabijesz mnie. Zgubiłam klucze. - Znowu? - włosy stanęły mi dęba. To był już czwarty raz w tym roku.

- Powieś jej klucz na szyi - zezłościł się mąż, kiedy mu powiedziałam, że znowu musi kupić wkładkę i ją wymienić. - Zrób coś z tą dziewczyną, bo jak ja się nią zajmę, będzie gorzej.

Mój mąż był wychowywany twardą ręką przez swojego ojca i twierdził, że lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Ja miałam inne zdanie na ten temat i już dawno uzgodniliśmy, że to ja będę karcić nasze dzieci. On wkraczał w sytuacjach krytycznych. Nie dało się ukryć, że nie radzę sobie z roztargnieniem Sary.

Kiedy jakiś rok temu córka zaczęła przynosić ze szkoły uwagi, że a to ma nieodrobione lekcje, a to zapomniała zeszytu czy stroju do wuefu. Kontrolowałam ją więc, gdy wychodziła na lekcje. A i tak co raz o czymś zapominała. Potem po raz pierwszy zgubiła klucze. Nie przywiązywaliśmy do tego wagi, w końcu każdemu może się zdarzyć.

Reklama

- Może ktoś je ukradł - stwierdził mąż. - Dzieciaki przecież rzucają te swoje plecaki byle gdzie.

Wymienił wkładkę zamka i nie było o tym więcej mowy, dopóki się nie powtórzyło.

- O czym ty myślisz? - krzyczał na chlipiącą Sarę, kiedy wróciła do domu.

Ukrywałam więc przed mężem, że zakupy też robiła jakby bujała w obłokach. A to o maśle zapomniała, a to o chlebie. A przecież dawałam jej wszystko spisane na kartce.

- Mam dość twego roztrzepania! Jeśli się nie zmienisz, to od września po szkole będzie przychodziła po ciebie babcia - zadecydowałam teraz, po ostatniej wymianie zamków.

- Mamo... - jęknęła Sara. - Przecież to obciach! Będą się ze mnie nabijać!

- Może wtedy przemyślisz swoje zachowanie - warknął mąż. - Wszystko sobie lekceważysz. Za nic masz to, że się martwimy, że wydajemy pieniądze. Dlaczego się tak zachowujesz?

- Ja... nie wiem - mruknęła Sara.

- A ja wiem - stwierdził mąż. - Masz to wszystko gdzieś!

On krzyczał, Sara płakała, musiałam ich obydwoje uspokajać.

- Idź z nią do psychologa - poradziła mi szwagierka. - Ona dorasta, może to roztrzepanie to po prostu objaw dojrzewania i minie, a może coś poważniejszego i ona potrzebuje pomocy?

- Przecież nie jest wariatką! - oburzyłam się.

- Nikt nie mówi, że jest, ale może psycholog coś wam doradzi?

Wciąż biję się z myślami. Nie chcę, żeby do Sary przylgnęła łatka wariatki. Mieszkamy w małym mieście. Jak pójdziemy do psychologa, to się zaraz rozniesie. Z drugiej strony nie mam pojęcia, jak zmotywować córkę do tego, żeby koncentrowała się na tym, co robi. Co ma kupić. Czy zamyka drzwi. Czy wszystko spakowała do plecaka. I co ma zadane na następny dzień. Naprawdę nie mogę za nią o wszystkim pamiętać i wciąż jej kontrolować. Co zrobić, że córka się zmieniła?

Maryla Pawlik z Sycowa

Chwila dla Ciebie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy