- Ciekawe, co dostanę od Mikołaja? Chciałabym... - usłyszałam głosik mojej 10-letniej córki.
- Głupia, jaki święty Mikołaj. To starzy kupują - przerwał jej starszy brat Olek, niezbyt grzecznie, jak na nastolatka "przystało".
Nastawiłam ucho. Nie musiałam się specjalnie wysilać, bo dzieci rozmawiały głośno.
- Mikołaj, nie Mikołaj, ja chcę nową komórkę, taką, jak ma mama, tylko różową - skwitowała rezolutnie Ada.
- A jak mi podarują taki "badziew", jak w zeszłym roku, to mam w nosie te całe święta - wtórował jej Olek.
Ten "badziew", to była kolekcja filmów przyrodniczych...
Od zawsze staraliśmy się z mężem, żeby Boże Narodzenie nie kojarzyło się naszym dzieciom jedynie z prezentami. Postanowiłam wkroczyć do akcji.
- Rozmawiacie o gwiazdce? - zaczęłam.
- Ja chcę komórkę - powiedziała Ada.
- A ja nowego IPoda - dodał Olek.
- NIe stać nas na to... - próbowałam wyjaśnić.
- To się złóżcie - szybko podsunął rozwiązanie Olek.
Byłam zdruzgotana. Oczywiście chcę, żeby dzieciaki oglądały prezenty z wypiekami na twarzy. Ale nie jestem zwolenniczką zapożyczania się. Co zrobić rozsądnego, aby "wilk był syty i owca cała"?
Hanna G. ze Skierniewic
Co robić w tej sytuacji? Masz takie doświadczenia i chcesz się nimi podzielić z czytelnikami "Chwili dla Ciebie"? Skomentuj. Cały artykuł z waszymi komentarzami ukaże się w numerze 49 (w sprzedaży od czwartku 9 grudnia br.) i na stronie www.kobieta.interia.pl/sprawy-rodzinne