Przyjechała na wakacje i... ogląda telewizję
Wieczorem robiłam właśnie w kuchni kolację, gdy usłyszałam z pokoju podniesione głosy męża i naszej 10-letniej wnuczki.
- To mój ulubiony serial! Nie możesz mi przerywać - krzyczała Martynka.
- Dziecko, zawsze o tej porze oglądam wiadomości - burczał obrażony Marian. - Potem sobie będziesz oglądać te swoje głupoty.
- To nie są żadne głupoty! - wnuczka już prawie płakała. - Tu występują prawdziwi ludzie, nawet dziewczynki w moim wieku, i są prawdziwe historie.
- Akurat! - nie wierzył mąż. - A zresztą wszystko jedno. Teraz oglądamy wiadomości - oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu i, jak wywnioskowałam, przełączył kanał, bo z pokoju dobiegł donośny płacz Martynki.
"Muszę wkroczyć do akcji. Znowu..." - westchnęłam w duchu.
Taka sytuacja powtórzyła się kolejny raz, od kiedy nasza wnusia przyjechała do nas na wakacje. Bardzo się cieszyłam na ten jej przyjazd. Tym bardziej, że niedawno przeszłam na emeryturę i mogłam poświęcić dziecku więcej czasu niż kiedyś. Widujemy ją rzadko, bo córka z mężem przenieśli się za pracą do innego miasta.
- Jak to? Nie macie komputera ani internetu? To co ja będę tu robić? - zapytała wnuczka zaraz po przyjeździe.
- Myślałam, że będziemy chodzić do lasu, nad jezioro, że pomożesz mi w ogródku... Zawsze to chętnie robiłaś, gdy byłaś młodsza... - przekonywałam.
- Ee tam, nie będę nigdzie się włóczyć - oznajmiła Martynka i z miejsca włączyła telewizor. - Dobrze, że chociaż to macie... - mruknęła i zasiadła przed ekranem.
- Ona ogląda wszystko, jak leci, a najchętniej te niby prawdziwe seriale, gdzie aż roi się od przekleństw. Konkursy, programy rozrywkowe, wszystko - z niedowierzaniem komentował mąż.
- Tak nie może być - powiedziałam zdecydowanie kilka dni po jej przyjeździe i... wyłączyłam odbiornik w trakcie jakiegoś programu.
- Babciu!! Co ty robisz?! - wybuchnęła wtedy Martynka - Ja chcę oglądać!
- Nie możesz w kółko patrzeć na te ogłupiające programy. Większość jest w ogóle nie dla ciebie - zaczęłam tłumaczyć. - Taka ładna pogoda, chodźmy na spacer.
- Ale ja chcę oglądać! - nie ustępowała wnusia, a widząc, że nie zamierzam zmienić zdania, rzuciła się na łóżko, wtuliła głowę w poduszkę i zaczęła głośno szlochać.
Co miałam robić? Włączyłam telewizor. Przecież nie będę spokojnie się przyglądać, jak ukochana wnuczka płacze.
A teraz sytuacja się jeszcze pogorszyła, bo mąż, chcąc także pobyć z Martynką, wziął kilka dni wolnego z pracy. No i się zaczęło... On chce obejrzeć, jak zwykle, wiadomości albo mecz drużyny, której kibicuje od lat, a ona akurat ogląda serial. I od razu awantura. Martynka płacze, Marian burczy, wyrywają sobie pilota...
- Nie wiem już co robić - żaliłam się sąsiadce. - Rozumiem, że mąż ma rację, bo mała nie powinna przesiadywać tak długo przed telewizorem, ale z drugiej strony tak rzadko ją widujemy... Może powinien ustąpić - zastanawiałam się.
- I hodować małą egoistkę? Trzeba to przerwać - radziła sąsiadka.
Chciałabym. Ale jak?
Teresa Stasiak ze Starego Sącza