Chcę mieć wszystko

Na wystawie widzi buty. Myśli: Teraz albo nigdy. Jest godzina 20. Galeria czynna do 21. Kombinuje, skąd w godzinę może wziąć 1600 zł. Zastanawia się: Może jak nie zapłacę czynszu, to jeszcze w tym miesiąc właściciel mnie nie wyrzuci? Przecież to nie pierwszy raz. O zakupoholizmie opowiada Katarzyna Kucewicz, psychoterapeutka, autorka książki "Zakupoholizm. Jak samodzielnie uwolnić się od przymusu kupowania".

Nałóg często zaczyna się niewinnie
Nałóg często zaczyna się niewinnie123RF/PICSEL

Aleksandra Suława: Od koleżanek ciągle słyszę, że wpadły w zakupoholizm, a pani pisze, że ten problem dotyczy 3-5 proc. społeczeństwa. To jak jest naprawdę?

Katarzyna Kucewicz: - Tak jak z depresją.  Naprawdę chore czy uzależnione jest kilka procent społeczeństwa, jednak te zaburzenia są tak często pokazywane w filmach czy opisywane w książkach, że w niektórych środowiskach utożsamianie się z nimi zaczęło być po prostu modne. Mam gorszy tydzień- to na pewno depresja. Jestem rozrzutna - to musi być zakupoholizm.

Taki nałóg - gadżet?

- Dosłownie. Kilka dni temu widziałam t-shirt z napisem "zakupoholiczka". To pokazuje jak bardzo bagatelizujemy to uzależnienie. Nikt nie włoży bluzki z napisem "alkoholiczka" czy "narkomanka", ale zakupoholiczka, czemu nie?  Uzależnienia od substancji kojarzą nam się pejoratywnie, natomiast zakupoholizm to coś, czym niektórzy chcą się szczycić.

"To nie jest żaden nałóg. Tak mają puste osoby, bez pasji, zainteresowań, priorytetów! Zamiast się ponudzić w domu, lecą na zakupy, często za nie swoją kasę". To wpis zamieszczony na jednym z forów internetowych. Co by pani powiedziała jego autorowi?

- Że nie wie, o czym mówi.

Ale wielu myśli tak jak on.

- Bo wielu osobom nie mieści się w głowie, że robienie zakupów może być nałogiem. Tymczasem to nałóg, który w skrajnych przypadkach potrafi zrujnować życie. Osoba uzależniona od zakupów to nie jest ktoś, kto po prostu lubi zakupy. Miłośnik chodzenia po sklepach idzie, kupuje książkę i jest zadowolony. Może iść na kawę z koleżanką, albo na spacer z kolegą, ma czas na inne aktywności. A zakupoholik nie ma innych przyjemności niż zakupy. Nie cieszą go ani spotkania z przyjaciółmi, ani seks, ani kino.

To co robi zakupoholik po wyjściu z księgarni?

- Ciekawsze jest to, co się dzieje, kiedy wchodzi do sklepu. Zakupoholik odczuwa wtedy ogromne podniecenie, które można porównać do emocji alkoholika, wychodzącego na imprezę. Tyle, że to nie jest przyjemne pobudzenie. Ono jest nieznośne. Mówiąc w uproszczeniu, racjonalna część mózgu wyłącza się i pojawia się niekontrolowany przymus - muszę to mieć tu i teraz. Nieważne są konsekwencje, albo to, że odkładam pieniądze na swój ślub, mieszkanie czy operację dziecka. Ważne jest tylko, żeby zdobyć upragnioną rzecz.

A gdyby tej upragnionej rzeczy nie było? Gdyby odciąć zakupoholika od sklepu?

- To nic nie da. Miałam kiedyś pacjentkę, którą mąż wywiózł do małej, nadmorskiej miejscowości, wierząc, że jeśli nie ma tam galerii handlowych, to żona wyleczy się z nałogu. Efekt był taki, że kobieta w ciągu kilku dni wykupiła wszystkie stroje kąpielowe sprzedawane na deptaku.

Nieważne co się kupuje, ważne żeby kupić?

- Zakupoholizm można uprawiać i w aptece, i na stacji benzynowej, i w sklepie spożywczym, to nie ma znaczenia.

Czyli snucie planów w rodzaju: "po wypłacie kupię buty za trzy czwarte pensji" i ich realizowanie,  to nie jest zakupoholizm?

- Fantazjowanie o tym, że jak dostanę wypłatę, to kupię coś, co mi się kiedyś spodobało, to już jest analiza i refleksja. Mózg zakupoholika niestety zwykle tak nie działa. Zakupoholiczka widzi buty na wyprzedaży i myśli: Teraz albo nigdy. Jest godzina 20. Galeria jest czynna do 21. I kombinuje: Skąd w godzinę mogę wziąć 1600 zł? Może jak nie zapłacę czynszu, to jeszcze w tym miesiącu właściciel mnie nie wyrzuci. Przecież to nie pierwszy raz. Więc te pieniądze, które odłożyłam, wydam na buty. Są takie ładne, mój rozmiar, ostatnia para, za połowę ceny. I ona wsiada w taksówkę, biegnie do galerii, kupuje. Wraca i już myśli: Boże, co ja powiem właścicielowi mieszkania?

Jest w tym zakupowym szale moment, który przynosi ulgę?

- Zapłata w kasie, albo odebranie paczki od kuriera. Przyjemny jest też moment, kiedy niesie się w ręce torbę z zakupami. Przymierza po powrocie do domu, ogląda. Wtedy zakupoholiczka (choć ten problem dotyka nie tylko kobiet) czuje się odrobinę lepiej, myśli: Jestem coś warta, zasłużyłam, należało mi się. Gdyby w takim momencie podbiec do niej z mikrofonem i zapytać, czy jest pewna siebie, odpowie: Tak, jestem.

Ale jeśli się spóźnimy i podbiegniemy za jakąś godzinę to, mimo że ona nadal będzie mieć w ręku te siatki z zakupami, na pytanie o pewność siebie odpowie: Nie, nie bardzo. Może też być niemiła, bo zaczynają ją dopadać wyrzuty sumienia. Może przypomniała sobie, że to 1600 zł, wydane na nowe buty, było przeznaczone na wycieczkę klasową córki czy prezent dla rodziców. Myśli sobie, że to ostatni raz, te buty już niech będą, ale od tej pory zaczyna oszczędzać...

A nie może tych butów zwrócić i odzyskać pieniędzy na wycieczkę?

- Zakupoholicy nie lubią zwracać zakupów. Wstydzą się.

Mam sąsiadkę, która maniakalnie kupuje na różnych spotkaniach garnki za kilka tysięcy złotych, a potem puka do wszystkich w okolicy i pyta, czy nie chcą odkupić od niej tych sprzętów.

- U tej pani może być krucho z pieniędzmi, bo z reguły zakupoholicy wolą gromadzić swoje zdobycze. Ale ta anegdota pokazuje jeszcze jeden aspekt osobowości zakupoholików - brak asertywności. Takie osoby mogą być nabite w butelkę, przekonane do zakupu piątego garnka czy czwartej takiej samej pary butów. Może i chciałyby zaoponować, ale jest im głupio, myślą sobie:  Kurczę, może ktoś uzna, że jestem biedna?  Nie umieją postawić granicy ani sobie ani innym. Podczas terapii to bardzo ważny aspekt. nad którym pracujemy. Dlatego sporą część swojej książki poświęciłam właśnie asertywności.

Alkoholik, żeby zdobyć pieniądze na alkohol, potrafi ukraść, pobić, czasem zabić. A zakupoholik?

- Też potrafi, to jest ten sam mechanizm nałogowy. Znam historie ludzi, którzy popełniali przestępstwa finansowe w miejscach pracy, zadłużali się, albo okradali najbliższych. Miałam pacjentkę, która nieźle zarabiała, ale jej potrzeby były tak duże, że podbierała pieniądze, które wraz z partnerem odkładali na wesele. On nie był świadom tego, co ona robi. Ona nie miała kontroli nad tym, jak szybko te oszczędności się rozpływają. To było około 30 tys.

Dużo pieniędzy. I co się potem stało?

- Trafili do mnie na terapię.

Jako zakupoholiczka z chłopakiem czy jako związek w kryzysie?

- To bardzo często się łączy. Oprócz ludzi, którzy po prostu "przegięli", których mieszkania zaczęły zamieniać się w magazyny, a skrzynki pocztowe zapełniały się wezwaniami do zapłaty, trafiają do mnie też osoby, które w ogóle nie zdają sobie sprawy, że mają problem z zakupami. Przychodzą i mówią, że kłócą się z mężem, bo on jest niedobry i wydziela pieniądze. I dopiero po dłuższym badaniu takiego przypadku, okazuje się, że mąż wcale nie jest skąpy, tylko po prostu buntuje się przeciwko nałogowi.

Słyszałam, że czasem chory uważa swój nałóg za część tożsamości i wcale nie ma ochoty się go pozbywać...  Jak jest w przypadku zakupoholizmu?

- Część odmawia leczenia. Zakupoholik w fazie głębokiego uzależnienia odcina się od świata, nie ma już przyjaciół, rodziny, zainteresowań. Ma tylko zakupy. I wtedy taka osoba mówi mi: Dobra, jak pani zabierze mi zakupy, to co mi zostanie? Praca i sen? Przecież ja zawsze byłam dobrze ubrana, zawsze najmodniejsza, a teraz co? Mam nie kupować? Mam chodzić w łachach?

I co im pani wtedy mówi?

- Że życie nie jest czarno-białe i niebycie zakupoholikiem nie oznacza chodzenia w starych ubraniach czy dożywotniego zakazu wstępu do sklepu. To jeden z nielicznych nałogów, w którym abstynencja nie tylko nie jest dobra, ale nawet nie jest możliwa. Hazardzista może omijać kasyno szerokim łukiem. Zakupoholik nie może przestać wchodzić do sklepów.

Skojarzyło mi się to z eksperymentem polskiego blogera, Michała Zaczyńskiego. Przez rok nie kupował ubrań, a potem swoje doświadczenie opisał w obszernym reportażu. W tekście padają słowa: Niekupowanie wymaga odwagi. Oskarżenie o bycie nie na czasie to zawodowa śmierć..

- Zakupoholizm po raz pierwszy zauważono jakieś sto lat temu, ale dopiero od kilku lat figuruje w klasyfikacji zaburzeń i chorób psychicznych. To nie przypadek. Coraz większa dostępność towaru, coraz więcej okazji do tego, żeby kupować, gromadzić, nasze czasy stworzyły idealne warunki do rozwoju tego nałogu, sprawiły że stał się on rodzajem choroby społecznej. A kto jest najbardziej podatny? Blogerzy, gwiazdy, osobowości medialne. Zamożni, którzy wyznaczają trendy, którzy z racji swojej pracy muszą być podziwiani, dla których ubrania są rodzajem wizytówki.

Zaczyński to wyjątek. Według GUS przeciętny Polak wydaje na ubrania 600 złotych rocznie. Można być zakupoholikiem za 600 złotych?

- Można nawet za 200. Spotkałam się z przypadkiem emerytki, która brała chwilówki, żeby synowi i wnukom fundować wycieczki zagraniczne. W zakupoholizmie nie chodzi o to, ile się wydaje, ale o to ile się wydaje w stosunku do tego, co się ma i co się potem czuje. Jeżeli zakupy są antydepresantem, są sportem, seksem i pożywieniem, to wtedy mówimy o uzależnieniu.

Z zakupoholizmem, tak jak z alkoholizmem, zostaje się do końca życia?

- Tak. Zwykle mania zakupów wraca w sytuacjach smutnych lub stresowych. Dlatego zawsze przestrzegam pacjentów, którzy wyszli z nałogu: unikajcie towarzyszenia w zakupach, oglądania wystaw, kupowania drobiazgów w nagrodę czy na pocieszenie.

Nie kończmy w takim smutnym tonie...

- Mam głębokie przekonanie, że z tego uzależnienia da się wyjść, przy wzbudzeniu siły woli i motywacji do pracy. W moim poradniku można znaleźć opis tego jak pracuję i tego jak sobie pomóc. W telegraficznym skrócie sęk w tym by rozpoznać przyczynę tego uzależnienia, zrozumieć samego siebie i nawiązać ze sobą samym taką sztamę i przymierze, które zastąpi nam te wszystkie materialne rzeczy, które chcemy nabyć. Człowiek który kocha siebie, ma do siebie szacunek i podoba się sobie, taki, który nie boi się ludzi i jest otwarty na świat w zasadzie na 0 proc. nie będzie miał skłonności do tego uzależnienia. W psychoterapii staram się właśnie taką postawę wzbudzać i pielęgnować w swoich pacjentach.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas