Równość? To opłaca się wszystkim!

Dowcip głosi, że feministka potrzebuje mężczyzny tylko wtedy, gdy trzeba wnieść szafę na ósme piętro. Żart jest równie niezabawny co nieprawdziwy. Bo do skutecznej walki o równouprawnienie potrzeba zaangażowania obojga płci.

Równouprawnienie opłaca się i kobietom, i mężczyznom
Równouprawnienie opłaca się i kobietom, i mężczyznomLeszek Kotarba East News

Żart o wnoszeniu szafy może jest leciwy, ale dobrze obrazuje stosunek większości naszego społeczeństwa do feministek i feminizmu w ogóle. Kiedy w 2007 roku prof. Eugenia Mandal poprosiła 146 młodych Polaków, aby wymienili swoje skojarzenia ze słowem "feministka", najczęstszymi odpowiedziami były: "wojująca", "radykalna" i "mająca skłonność do wyolbrzymiania problemów". Podobne wyniki uzyskał w 2011 roku prof. Mirosław Kofta, którego badania wykazały, że Polacy są, jak czytamy w sformułowanych przez niego wnioskach, "głęboko uprzedzeni do feministek".

To, że Polacy mają kiepskie zdanie o feminizmie, nie jest zaskoczeniem. Dziwić może jednak fakt, że ten ruch częściej krytykują panie niż panowie. Wśród osób przepytanych przez Mandal to kobiety wykazywały silniejszą skłonność do krytykowania feministek i prowadzonych przez nie działań. Mężczyźni w swoich osądach byli mniej surowi, lepiej oceniali feministki i częściej popierali stawiane przez nie postulaty.

-  Z mojego doświadczenia wynika, że większość mężczyzn jest przeciwna przemocy wobec kobiet, popiera równouprawnienie i dostrzega, że na tym polu mamy w Polsce jeszcze dużo do zrobienia - mówi Kazimierz Walijewski, pomysłodawca projektu Inicjatywa Mężczyźni Przeciw Przemocy, który za cel stawia sobie m.in. walkę z przemocą wobec kobiet. - Jednak od popierania idei do wyrażania tego poparcia droga jest daleka. Dlatego ludziom się wydaje, że mężczyzn prawa kobiet nie interesują. A to wcale nie jest prawdą.

Zachęcam do gwałtu

Spódnica Mateusza była brązowa. Sięgała do kolan i nieźle komponowała się z bladozielonym podkoszulkiem. Ciuch pożyczyła mu żona i to ona zrobiła mu zdjęcie. Fotografia opatrzona opisem: "Jeżeli kobieta zakładając spódnicę zaprasza do gwałtu, to ja też zapraszam" trafiła na Facebooka. W ciągu 24 godzin zdjęcie udostępniło na swoich tablicach 400 osób i organizacji. Tak narodziła się polska odsłona międzynarodowej akcji "Razem przeciwko kulturze gwałtu".

Pomysł, który w Polsce jako pierwszy podchwycił Mateusz Kijowski, pochodzi z Turcji. Po nieudanej próbie gwałtu i brutalnym zabójstwie 20-letniej Özgecan Aslan, na ulice wyszły setki ludzi, by zaprotestować przeciwko przemocy wobec kobiet. Niektórzy z demonstrujących mężczyzn mieli na sobie krótkie spódnice. Zakładając je, chcieli wykpić pogląd, zgodnie z którym odważny strój kobiety może być usprawiedliwieniem dla przemocy seksualnej.

- Turcy wymyślili świetną rzecz. Pokazali, jak sprowadzić do absurdu jeden z najbardziej szkodliwych stereotypów funkcjonujących w społeczeństwie - twierdzenie, że kobieta w mini prosi się o gwałt. Widok faceta w spódnicy uświadamia jak nielogiczne jest to myślenie. Pokazuje, że problem tkwi nie w stroju, ale w tym, jak postrzegamy płeć - tłumaczy Mateusz Kijowski.

Tym zdjęciem Mateusz Kijowski rozpoczął akcję "Razem przeciwko kulturze gwałtu"
Tym zdjęciem Mateusz Kijowski rozpoczął akcję "Razem przeciwko kulturze gwałtu"archiwum prywatne

Za przykładem Mateusza poszli inni. Do gwałtu zapraszają m.in. radny Wadowic Paweł Janas, dziennikarz Jacek Pałasiński i drużyna koszykarzy z Ostrowa Wielkopolskiego. Zapraszają mężczyźni ubrani w spódnice mini i maxi, w t-shirtach i topless, pozujący w plenerze i na tle meblościanek. Zapraszają solo i w grupach. Czasem mają ze sobą rekwizyty w postaci tłuczków, kijów od miotły, a nawet pił łańcuchowych. Do wydarzenia na Facebooku przyłączyło już ponad 4 tys. osób i obok aktywnej dyskusji na temat problemu i form wyrazu akcji, zbiera również bardzo wiele serdecznych głosów poparcia oraz podziękowań. Podobnie jest w realu.

- Żona pod moim zdjęciem w spódnicy napisała, że to prawdopodobnie najlepsza fotka jej męża, a kiedy po wystąpieniu na warszawskiej Manifie przyszedłem do pracy, koledzy mi gratulowali - mówi Mateusz. - Tą akcją chciałem ruszyć mężczyzn i chyba mi się udało - podsumowuje.

Mężczyźni, których nie widać

Mateusz zaznacza, że akcja ze spódnicami stała się tylko pretekstem do zwrócenia uwagi na problem, który dostrzegał od dawna.

- Chodzi mi nie tylko o gwałt fizyczny, ale też społeczny, kulturowy i obyczajowy. O przemoc wobec kobiet na rynku pracy, o wykorzystywanie finansowe - mówi Kijowski. - Wielu mężczyznom wydaje się, że skoro mają władzę i siłę, to mogą dyktować reguły, do których kobiety będą musiały się dostosować. Można tłumaczyć kobietom, co mają zrobić, żeby unikać zagrożeń ze strony mężczyzn. Mówić, jak mają się ubierać, którą stroną ulicy chodzić i w czyim towarzystwie przebywać, ale właściwie po co? Dlaczego one mają być inaczej traktowane, dlaczego muszą się chronić przed czymś, co w ogóle nie powinno mieć miejsca?

Choć dziś Kijowski jest zapewne najbardziej popularnym polskim feministą, męski feminizm ma w naszym kraju długą tradycję. Orędownikami równouprawnienia byli m.in. Edward Prądzyński, Leon Petrażycki i Tadeusz Boy-Żeleński, autor eseju "Piekło kobiet", w którym domagał się powszechnego prawa do aborcji. Aleksander Świętochowski zakładał "latające uniwersytety", a Ignacy Daszyński zastanawiał się przed I Wojną Światową "co będzie z życiem ludzkości, jeżeli - połowa jej - kobiety wejdą naprawdę w to życie z wolą świadomą, z siłą odpowiadającą nie tylko swej liczbie, lecz i walorom kobiecym, silniejszym pod pewnym względem od męskich"?

Jednak tak jak wtedy, tak i dziś mężczyzn, których można by nazwać "profeministami" uważa się za wyjątki.

- Na różnego rodzaju szkoleniach czy konferencjach poświęconych ofiarom przemocy w rodzinie, zawsze brakuje mężczyzn. Kobiet jest pełno, a facetów garstka - mówi Kazimierz, który walką z przemocą wobec kobiet zajmuje się od 20 lat. - Uważam, że tę garstkę trzeba zwiększyć. Nasze społeczeństwo jest męsko damskie, a nie wyłącznie kobiece czy wyłącznie męskie. Więc jeśli chcemy skutecznie walczyć, czy to z przemocą czy z czymkolwiek innym, to musimy w tę walkę zaangażować obie płcie.

W akcję zaangazował się też Kazimierz Walijewski
W akcję zaangazował się też Kazimierz Walijewskiarchiwum prywatne

- Mężczyzn, którzy dostrzegają problem przemocy wobec kobiet czy inne przejawy dyskryminacji wcale nie jest mało. Jednak oni nie zauważają siebie nawzajem.  Wielu z nich myśli, że są sami, a z takim przekonaniem trudno jest publicznie głosić swoje poglądy - dodaje Kijowski.

Jednak mężczyźni walczący z dyskryminacja nie są całkowicie niewidoczni czy anonimowi. Wyróżnieniem, które ma na celu promowanie takich postaw jest Biała Wstążka, od 2010 roku przyznawana przez fundację Centrum Praw Kobiet. O poparciu mężczyzn dla działań feministek świadczy też ich coroczna obecność na Manifie, czy Kongresach Kobiet. Panowie feminiści aktywni są też w sieci. Profil "Jestem Feministą", adresowany do mężczyzn, którzy jak czytamy w jego opisie "nie uważają kobiet za poślednią wersję człowieka i którzy dziwią się, że wciąż trzeba to przypominać społeczeństwu, ustawodawstwu i kulturze", działa od 2011 roku i ma kilkuset fanów.

Bez faceta, nie da rady

Z drugiej strony trudno się dziwić, że mężczyźni zaczynają z sympatią patrzeć na feministki. Jak mówi dr Maria Pawłowska, wykładowczyni Gender Studies z Państwowej Akademii Nauk, mężczyznom równouprawnienie po prostu się opłaca.

-  Mężowie feministek żyją dłużej - mówiła dr Pawłowska na tegorocznym Małopolskim Kongresie Kobiet. - Najczęstszą przyczyną śmierci wśród panów są zawały serca i choroby układu krążenia. Te choroby powoduje stres,  którego źródłem są m.in. obciążenia biorące się z przekonania, że "to na mnie i tylko na mnie spoczywa odpowiedzialność za utrzymanie rodziny".

Tę opinię o mężczyznach "przytłoczonych odpowiedzialnością" potwierdzają statystyki. Skrajnym przykładem są liczby opisujące zależność między płcią, a odsetkiem popełnianych samobójstw. W Polsce mężczyźni odbierają sobie życie sześć razy częściej niż kobiety. Psycholodzy przed kilku laty tłumaczyli to zjawisko faktem, że to głównie na mężczyznach ciąży presja, związana z utrzymaniem domu i rodziny. Prof. Maria Jarosz, socjolożka z Instytutu Studiów Politycznych PAN żartowała w jednym z wywiadów, że: "To tylko kwestia czasu, kiedy mężczyźni sami poproszą o parytety".

Mama lepsza niż tata

To, że mężczyźni tracą na braku równouprawnienia przejawia się też w innych, z pozoru mniej dramatycznych zjawiskach.

Kiedy B. urodził się syn, to on wziął na siebie większość obowiązków związanych z jego wychowaniem. Kąpał, ubierał, brał wolne w pracy, gdy syn chorował. Żona niespecjalnie odnajdowała się w roli matki, która dla niej ograniczała się do okazjonalnego kupowania zabawek. Z czasem przestała też odnajdywać się w roli żony. Znikała na całe tygodnie, w okolicy plotkowano, że znika z innym mężczyzną. W końcu odeszła, zabierając ze sobą dziecko. Mimo kilkuletniej batalii stoczonej w sądzie przez B., to ona otrzymała prawa do opieki nad synkiem.

Historii takich jak ta, w Polsce są tysiące. Szacuje się, że w naszym kraju po rozwodzie 96% dzieci trafia - decyzją sądu - pod opiekę matki. Z ojcem dziecko zostaje tylko wtedy, gdy matka nie jest w stanie zapewnić mu odpowiednich warunków do życia lub stanowi dla niego zagrożenie.

- W Polsce wciąż silny jest stereotyp, zgodnie z którym to kobieta najlepiej zajmuje się dzieckiem, a wyroki sądów są odbiciem tego, jakie jest społeczeństwo - mówi Kazimierz Walijewski.

Jednak, aby dostrzec, że mężczyźni również tracą na dyskryminacji kobiet , nie trzeba się rozwodzić. Feministki od lat powtarzają, że takie zjawisko szkodzi całemu społeczeństwu, odbija się na takich sferach jak: polityka, ekonomia czy kultura.

-  Jestem przeciwny podejściu, według którego każdy domaga się swoich praw i zabiera głos tylko po to, żeby powiedzieć gdzie i czego mu brakuje. Prawda jest taka, że wszyscy mocno cierpią na tym, jak jest skonstruowany nasz system społeczny - mówi Kijowski - Świat się składa z kobiet i mężczyzn. Samo wyłączenie kobiety z życia publicznego już jest opresją dla mężczyzn. To tak,  jakby ktoś odciął sobie rękę i potem się dziwił, że może zrobić mniej niż wtedy, gdy miał dwie ręce.

I dodaje:  - Nie chodzi o to, żeby eskalować wojnę płci. Najważniejsze jest to, że kiedy nie ma tych dwóch połówek, a połówki z definicji są równe, to świat jest niepełny. A na takim porządku świata tracą wszyscy.

Aleksandra Suława

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas