W świecie singli

Świadomy wybór, zrządzenie losu, życiowy przymus czy znak czasu. Dlaczego coraz więcej osób decyduje się na życie w pojedynkę?

article cover
INTERIA.PL

Zazwyczaj otaczają się gronem przyjaciół i znajomych, od czasu do czasu miewają partnerów, którzy zaspokajają ich potrzeby emocjonalne i seksualne. Nie chcą związywać się z kimś na stałe. Cenią sobie własną wolność. Dla niektórych jest to wolność na nowo odzyskana, po rozwodzie z partnerem, który wciąż "podcinał skrzydła". Inni nie czekają na to, aż na własnej skórze doświadczą nieudanego małżeństwa. Do kontynuowania życia w pojedynkę wystarczają im przykłady wśród znajomych. Tymczasem im bardziej smakuje niezależność, tym bardziej rosną wymagania wobec potencjalnego kandydata. Uczucia przestają być wystarczającym sygnałem do tego, aby związać się z ukochaną osobą. Do głosu dochodzi też rozsądek - próbujemy dopasowywać się do siebie pod względem intelektualnym i materialnym. Coraz trudniej rezygnujemy również z własnych nawyków czy przyzwyczajeń.

Bywa, że życie w pojedynkę jest wymuszone przez urazy wyniesione z dzieciństwa czy wcześniejsze zawody miłosne. Czasami można czuć się jeszcze niedojrzałym do małżeństwa czy stałego związku, a więc do przyjęcia odpowiedzialności za drugą osobę i całą rodzinę.

Oczywiście, że taki wariant życiowy nie jest dobry dla każdej osoby. Do stanu wolnego raczej nie nadają się ludzie słabi psychicznie, niesamodzielni i niezaradni życiowo, potrzebujący oparcia, akceptujący tradycyjną rolę kobiety czy mężczyzny w społeczeństwie. W takiej sytuacji niemożliwość znalezienia odpowiedniego partnera odczuwa się jako życiowe niepowodzenie, tym bardziej jeśli presja rodziny i krewnych w kierunku zawarcia małżeństwa jest bardzo silna. Co prawda i w naszym kraju w ciągu ostatnich lat bardzo wiele się zmieniło, ale nadal przypina się tu etykietki "starej panny", i "starego kawalera". Otoczenie mniej tolerancyjne jest dla żyjących w pojedynkę kobiet, które - w potocznym przekonaniu - muszą przecież w porę "zdążyć" założyć rodzinę i urodzić dzieci. Dziewczynki nadal wychowuje się w przekonaniu, że małżeństwo zagwarantuje im szczęście, a mężczyzna stanie się nigdy nie zachwianą opoką. Okres studiów nadal traktowany jest jako "ostatnia szansa" na złapanie męża. Na szczęście i u nas w związek małżeński coraz częściej wstępują panie bliższe trzydziestego niż dwudziestego roku życia. I robią to prawdopodobnie coraz częściej w sposób przemyślany, a nie z "przymusu". Zanim złożą ślubną przysięgę mają czas na to, aby ukończyć studia, znaleźć ciekawą pracę, awansować na wyższe stanowisko czy wreszcie...wyszumieć się towarzysko. Nabierają pewności siebie, są atrakcyjne i zadbane. Taki model życia dostarcza im satysfakcji pod warunkiem, że potrafią odrzucać przyjęte stereotypy, są odważne i chcą postępować zgodnie ze swoimi upodobaniami. Soliści mogą organizować sobie czas według własnego widzimisie. Jeśli właśnie pochłonięci są karierę zawodową, nie muszą mieć wyrzutów sumienia, że zaniedbują rodzinę. Przy planowaniu zakupów, urlopu, gotowaniu biorą pod uwagę tylko własne preferencje. Mogą wreszcie do woli zmieniać swoich partnerów.

Myliłby się jednak ten, kto w takim modelu życia, nie widziałby żadnych rys. Osoby żyjące w pojedynkę od czasu do czasu doświadczają chwil osamotnienia. Po powrocie do domu nie mają się komu wyżalić, kogo poradzić, czy do kogo przytulić. Momenty zwątpienia przychodzą najczęściej w czasie weekendów czy świąt, gdy większość z nas spędza je z najbliższą rodziną. Problem pojawia się też przed imprezą, na której wszyscy występują w duetach. Kobiety mają zwykle więcej wątpliwości niż mężczyźni. Zastanawiają się, czy w życiu solo nie tracą czegoś ważnego. Ich zegar biologiczny bije znacznie donośniej i...szybciej niż w przypadku mężczyzn. Soliści obu płci mogą się jednak pocieszać tym, że jeśli już zdecydują się na stały związek, to na pewno nie dadzą się zdominować i uzależnić od partnera. Niezależności i samodzielności zdążyli się przecież nauczyć w życiu w pojedynkę.

Jestem panią siebie!

Czy kobieta żyjąca bez mężczyzny u boku może być zadowolona i radosna? Oczywiście! Pod warunkiem, że będzie umiała dostrzec zalety życia w pojedynkę i nie da sobą manipulować tym, którzy chcieliby wykorzystać jej sytuację.

Kobiet, które żyją bez partnera, jest coraz więcej. Niektóre same świadomie wybierają samotność, za inne wyboru dokonuje los. Są też takie, które nie wykluczają, że kiedyś z kimś się zwiążą, ale nie szukają partnera na siłę. Akceptują to, że na razie są same i pozostają otwarte na to, co może się w ich życiu prędzej czy później zmienić.

Młode kobiety i smutek prowincji

Szarość, samotność, brak perspektyw, świdrujące spojrzenia wciąż tych samych, żądnych sensacji sąsiadek, tygodniami oczekiwane wyjazdy do wojewódzkiego miasta - tak można streścić żale, płynące od młodych kobiet, które po studiach w dużych miastach wróciły do swoich rodzinnych miejscowości i z coraz większą obawą patrzą w przyszłość.

Są młode, wykształcone, niektóre nawet mają pracę, ale jeżeli na studiach nie znalazły sobie takiego narzeczonego "na dłużej", to - jak pisze jedna z nich - "względem miłości jest już przechlapane". Czy jest to już obecnie polska norma? Czy tak musi być? Czy cokolwiek może zmienić tę sytuację?

W poszukiwaniu ideału

Wiele osób nosi w sobie ideał partnerki czy partnera. Wymarzona kobieta ma być piękna, dobra, czuła, wyrozumiała, wymarzony partner - przystojny, mądry, troskliwy, męski, zaradny, itd. Szukając miłości, porównujemy kandydata (-tkę) do naszego ideału. Bywa, że rzeczywistość nigdy nie dorówna marzeniom. Zostajemy wiecznymi poszukiwaczami albo weryfikujemy swoje wyobrażenia.

Marzyciele często idealizują obiekt swoich uczuć. Być może w ten sposób próbują "wcisnąć" go we wcześniej wymyślone "ramy". Tak naprawdę bardziej kochają wyobrażenie o danej osobie niż ją samą.

Zobacz naszą ankietę na ten temat:

Przytoczone wypowiedzi pochodzą z komentarzy nadsyłanych do serwisu Kobieta

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas