Zrób coś innego

Różne okoliczności wymagają od nas różnych zachowań. Rosnąć lub umrzeć. Rozciągać się lub kurczyć.

Jako że święty spokój i łatwizna są stanem bardzo przyjemnym, to kiedy już znajdziemy jedno i drugie, bardzo ciężko jest nam się z tego stanu wydobyć
Jako że święty spokój i łatwizna są stanem bardzo przyjemnym, to kiedy już znajdziemy jedno i drugie, bardzo ciężko jest nam się z tego stanu wydobyć123RF/PICSEL

Latać lub zagubić się w ruinach. Musimy zmieniać się w rytm zmian naszego świata. Kiedy zmieniają się otaczające nas okoliczności, musimy zmienić nasze na nie reakcje.

Kryzys, w jakim się aktualnie znajdujesz, ma swój cel, a częścią tego celu jest, żebyś w jego toku odczuł w sposób bardzo głęboki inne doświadczenie życia i siebie samego. Rzeczywistość zdaje się dawać ci kuksańca w bok i mówić: myślałeś, że w życiu chodzi o to, aby - mówiąc słowami poety Williama Wordswortha (tutaj w świetnym przekładzie Stanisława Barańczaka): być "zaprzedanym codziennej pogoni" - ale tak nie jest. Chodzi o to, aby znaleźć pełniejszy wyraz siebie, poszukać swojego prawdziwego ja, znaleźć własną drogę przez życie i kroczyć nią do realizacji wyłącznie twojego celu życia, do jego pełni.

Ludzkie życie jest ewolucyjną podróżą. To nie jest ani rezerwuar tymczasowości, ani monodram na temat status quo, ani też medytacja na temat ograniczeń i restrykcji. To podróż możliwości, nawołanie do przebudzenia, droga rozwoju, emocjonalnego i duchowego. Ponieważ taka jest prawda, energia samego życia stale nas prowokuje, zachęca, nakłania do tego, abyśmy stali się pełniejszymi osobami, bardziej nami samymi; jeśli energia ta napotyka na nieustanny opór, zaczyna mocniej naciskać i nalegać.

Jako że święty spokój i łatwizna są stanem bardzo przyjemnym, to kiedy już znajdziemy jedno i drugie, bardzo ciężko jest nam się z tego stanu wydobyć. Może nie jest on specjalnie ekscytujący, ale też nie jest szczególnie wyczerpujący. Możemy tak egzystować przez długi czas, a ponieważ w gruncie rzeczy jest nam tak wygodnie, to nie czujemy potrzeby, aby się rozwijać ani zmieniać w jakiś znaczący sposób dopóty, dopóki życie toczy się "całkiem nieźle".

Korzyści z kryzysu

Kryzys pojawiający się w naszym życiu skłania nas nie tylko do tego, abyśmy zaczęli poszukiwać narzędzi, za pomocą których moglibyśmy poradzić sobie z dokuczliwymi bieżącymi problemami, lecz również do tego, byśmy się rozwijali. Trudny czas, ból, choroba, drastyczna zmiana naszej sytuacji, ściany, które się na nas walą, ziemia, która usuwa się nam spod nóg, potop, który nas zalewa, ogień, który trawi nasz świat - to wszystko "inspiruje" nas do robienia rzeczy innych niż dotychczas, abyśmy stali się inni, lepsi, byśmy byli sobą bardziej niż do tej pory. To tak, jakby te wszystkie katastrofy i nieszczęścia były znakiem od jakiejś wyższej siły: chcę, abyś zrobił coś innego. Nie uczyniłeś tego za pierwszym razem - albo nawet za setnym - zatem dostajesz jeszcze jedną szansę, "specjalny bonus" w twoim jedynym życiu, abyś mógł wprowadzić zmiany, których domaga się twoja dusza.

Oczywiste jest, że kiedy jesteś w oku cyklonu, w środku chaosu, wcale nie wygląda to jak proces rozwoju. Masz raczej poczucie, że wszystkie zmiany, jakie usiłujesz wprowadzać, kierują cię w stronę "mniejszego" - bycia mniejszym, posiadania mniej, akceptowania mniej, i to niezależnie od tego, czy chodzi o rzeczy materialne, czy o status, pieniądze bądź czas. Ale tylko robiąc coś innego niż dotychczas, możesz przebrnąć przez aktualny kryzys i wyjść z niego cało, zarazem mając więcej: czasu, spokoju, opanowania, równowagi, świadomości celu, poczucia związku, wdzięczności, spokoju, nadziei i miłości.

Wyjść poza własną wygodę

Istnieje wiele poziomów robienia czegoś inaczej. Jeden ma związek z twoją postawą. Inny jest emocjonalny. Jeszcze inny, to postępować w sposób, w jaki nigdy wcześniej się nie zachowywałeś. Niezależnie od rodzaju poziomu, często jest on konsekwencją uświadomienia sobie zachowań nawykowych, czyli domyślnych. Kiedy już dojdziesz do tego, w jaki sposób zawsze postępowałeś, i stwierdzisz, że tak naprawdę zaprowadziło cię to donikąd, możesz wreszcie zastanowić się nad zmianą swojego zachowania. Robienie czegoś innego albo robienie czegoś inaczej nie zawsze musi przybrać postać tworzenia nowej sytuacji czy nowych okoliczności bądź wymyślenia natychmiastowych rozwiązań dla prawdziwych problemów. Często oznaczać może, i jest to znacznie ważniejsze, zmiany w wewnętrznym krajobrazie twojego życia - przejście od wiecznego narzekania do cieszenia się wszystkim, od krytyki do pochwały, od agresji do poddania się, od strachu, paniki i przerażenia do radości życia.

To wcale niemało, ponieważ sposób, w jaki przyjmujesz to, co niesie ci życie, ma ogromny wpływ na to, co w twoim życiu się dzieje i jak to odbierasz. Zostało naukowo dowiedzione, że kiedy działamy na poziomie niskich emocji, jak chciwość, zawiść, zazdrość, strach czy panika, nie tylko zahamowany jest przepływ energii w naszym ciele i odbywa się na niskim poziomie, lecz również produkowane są toksyny, które uniemożliwiają rozwój naszej świadomości. Kiedy natomiast działamy na poziomie uczuć obarczonych wysokim ładunkiem pozytywnym - jak odwaga, radość czy współczucie - nasze życie nabiera rumieńców, staje się dodatnio naładowane, a my czujemy się szczęśliwi. Zatem gdy żyjesz na takich wysokich emocjonalnych częstotliwościach, twoja świadomość rozwija się i automatycznie zwiększa się zdolność do kochania. Pomimo wyzwań rzucanych przez życie i pomimo kryzysu czujesz się bardziej żywy, bardziej zharmonizowany z własnym życiem, a świat wydaje ci się miejscem bardziej swojskim.

A może żyjesz karmiąc się negatywnymi myślami? Naucz się każdą z takich myśli obracać w przeciwną. Jeśli zwykle pomyślałbyś: "to kolejny, beznadziejny mglisty dzień", to zamień tę myśl na: "jaki cudowny, mglisty poranek, wreszcie będę mógł zostać w domu i spokojnie popracować". A może żyjesz zgodnie z wyświechtanym założeniem: "mnie to się nigdy nie przydarzy"? Zmień je w: "Och! Nigdy nie wiadomo, co życie jeszcze mi przyniesie!". W chwili, w której zrobisz ten zwrot, cały świat zacznie drżeć z podniecenia, a w twoim życiu zaczną zachodzić zmiany, jakie wcześniej nawet ci się nie śniły.

To dlatego, że kiedy zmieniamy sposób, w jaki mówimy sami do siebie, zmieniamy energię wewnątrz nas (a także otaczające nas pole wibracyjne). Często powtarzam, że modlitwa to zmiana nastawienia w każdej komórce, a teraz już wiemy, że zostało to potwierdzone naukowo. Kiedy wykrzykujemy światu nasze żądanie zmiany, to oznacza, że wewnątrz nas samych ta zmiana już zaczęła kiełkować poprzez zmianę naszego nastawienia do problemu. Samo wypowiedzenie tego żądania przenosi problem z kolumny "nie da się nic zrobić" do kolumny "cuda się zdarzają" - ponieważ na poziomie komórkowym mówisz: nie wierzę, że status quo, obecny stan rzeczy, trwać będzie wiecznie. Życie jest płynne. Natrafiłem na wielką kupę końskiego łajna (mówiąc eufemistycznie), ale klnę się na Boga, że gdzieś tam dalej jest słodki kucyk.

Wyobraź sobie niewyobrażalną przyszłość

Zmiana świadomości, a przez to doświadczeń życiowych, zaczyna się od aktu odwagi. Nieważne, jak bardzo w aktualnych okolicznościach możesz się bać. Jeśli tylko odważysz się na skok w nieznane - czy chodzi o prawdziwy skok na bungee nad przepaścią, czy wypowiedzenie słów, o których sądziłeś, że nigdy nie przejdą ci przez gardło - stwierdzisz, że twoja rzeczywistość już zaczyna się zmieniać. Twoje postępowanie w przeszłości doprowadziło cię do miejsca, w którym aktualnie się znajdujesz; to, co będziesz miał odwagę zrobić teraz, zaprowadzi cię do nowego świata.

Tak więc poprzez jeden prosty, niewielki akt odwagi, albo też całą serię takich aktów ty, uzależniony od telewizji bądź komputera maniak, staniesz się innym tobą - np. ogrodnikiem hodującym organiczne pomidory. Ty, wieczny krytykant, postanowiłeś, że niezależnie od straszliwego stanu, w jakim znajdują się twoje finanse albo sprawy sercowe, od tej pory będziesz mówił wszystkim, którzy pytają, jak się masz, że masz się wspaniale, a wszystko doskonale się układa - dopóki, w zdumiewający sposób, u twoich drzwi nie zaczną tłoczyć się nieoczekiwane możliwości.

Ty, osoba emocjonalnie zamknięta w sobie, próbująca podporządkować sobie wszystko i wszystkich, w dniu, w którym nie dostałeś upragnionej pracy, postanawiasz złożyć głowę na podołku swojej dziewczyny i wypłakać cały żal i złość. A potem mówisz jej, jak bardzo się boisz i jak mały się czujesz, i po raz pierwszy w swoim życiu otrzymujesz w odpowiedzi czułość i akceptację, jakiej zawsze w głębi siebie pragnąłeś. Ty, od zawsze harujący bez wytchnienia sknera, po utracie pracy zamiast rzucić się w otchłań rozpaczy, postanawiasz zaufać, wybrać się z ukochaną w świat i w rezultacie piszesz po powrocie podróżniczą książkę przygodową. Ty, mocno przy kości nałogowa entuzjastka pączków, postanawiasz wziąć udział w maratonie i trzy lata później dla całej licealnej klasy swojej córki stajesz się żywym przykładem tego, jak może wyglądać smukła, zdrowa pięćdziesięciodwuletnia kobieta.

Za każdym razem, kiedy przestawiasz meble (dosłownie bądź w przenośni) w swoim życiu, tworzysz nowy szablon istnienia w okolicznościach, w których się znalazłeś. I tylko z powodu tej zmiany, z powodu tej nowej energii wibrującej w twoim życiu, nagle zaczynają otwierać się przed tobą nowe możliwości. A zrobienie czegoś inaczej niż zwykle przyniesie ci nadzieję, ponieważ nadzieja zawsze związana jest z możliwościami i zmianą.

Życiowy dar: Zmiana emocjonalnych reakcji

Mój klient Daniel był zawodowym zrzędą. Narzekał na wszystko w swoim, szczerze mówiąc, całkiem wygodnym życiu. Był zdolnym księgowym w dobrej firmie produkującej oprogramowanie komputerowe, miał przed sobą możliwości rozwoju i awansu, ale nieustannie narzekał: na długie dojazdy do pracy i z pracy, na hałaśliwych sąsiadów mieszkających piętro wyżej, na dziewczynę, która chciała, aby spędzał z nią więcej czasu, na pogodę, na aurę w mieście, na kolegów w pracy, na złe knajpki i lokale w sąsiedztwie jego firmy, na to, że na pewno zarabiałby więcej, gdyby mieszkał w innym mieście i współpracował z większą firmą, oraz na swoją przewlekle chorą matkę, przez co nadal musiał mieszkać w mieście swojego dzieciństwa.

Pewnego letniego dnia w zeszłym roku Daniel stracił pracę. Bez wypowiedzenia. A nawet bez żadnego uprzedzenia. Nie wspominając o odprawie. Tylko zasiłek dla bezrobotnych i bolesne pytania o przyszłość. Trzy tygodnie później, bez żadnej zapowiedzi ani wcześniejszych oznak, zmarła jego matka. A zaraz potem jego dziewczyna, przeczuwając, że pomimo licznych obietnic Daniel tak naprawdę nie ma zamiaru się z nią ożenić, oświadczyła mu, że zaczęła spotykać się z kimś innym. W ciągu trzech tygodni, jak mówi, jego "cały świat wywrócił się do góry nogami".

W czasie naszych wspólnych zajęć Daniel uświadomił sobie, że ten kryzys sprowokował go do zmiany sposobu przyjmowania tego, co niosło mu życie: "Moja cała relacja z życiem ograniczała się do narzekania. Bez tych rzeczy, o których myślałem, że będą w moim życiu wieczne, nie miałem na co narzekać - czyli nie miałem życia. I nagle dostrzegłem, że te wszystkie rzeczy, które miałem, były dla mnie niewidzialne. Moja praca była błogosławieństwem, ale tego nie widziałem. Miałem dziewczynę, która chciała być ze mną, chciała mnie lepiej poznać, ale bałem się z nią związać. A moja matka, mój jedyny rodzic, umierała, ale byłem tak zajęty narzekaniem na to, gdzie żyję, że tak naprawdę nawet nie poznałem jej dobrze".

Fragment książki wydawnictwa Fronda - "Dziesięć rzeczy, które powinniście zrobić, gdy życie wam się rozpada" Daphne Kingma

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas