Życie singielki

Jeszcze nigdy tak dużo osób nie żyło w pojedynkę. Kiedyś patrzono na nich z politowaniem, dzisiaj niemal każdy akceptuje fakt, że samotne życie to coraz częściej własny, świadomy wybór.

Bycie singielką to życiowy wybór a nie brak perspektyw
Bycie singielką to życiowy wybór a nie brak perspektywINTERIA.PL

W Polsce wśród 20-24-latków co druga kobieta i trzech na każdych z czterech mężczyzn jest stanu wolnego. Spośród 40-44-latków dokładnie co szesnasta kobieta i szesnasty mężczyzna żyje samotnie. Według badań Instytutu Pentor, aż 36 proc. polskich nastolatków uważa, że najbardziej odpowiada im życie w pojedynkę, deklarując, że w najbliższych latach będzie inwestować przede wszystkim w siebie. Socjologowie twierdzą, że jeszcze nigdy tak wiele osób nie żyło w pojedynkę.

Katarzyna ma 32 lata i pracuje na uczelni. Niedawno zrobiła doktorat. Praca pochłania jej tak wiele czasu, że nigdy nawet nie myślała o założeniu rodziny.

- Jaki mąż i dzieci pogodziłyby się z faktem, że nie dość, iż nie ma mnie w domu od rana do nocy w dni powszednie, to jeszcze mam zajęcia ze studentami nawet w soboty i niedziele. Ja nawet nie mam czasu myśleć o założeniu rodziny - wyjaśnia - Moje życie w pojedynkę to wybór. Zresztą nie uważam się za osobę całkiem samotną, gdyż dzięki pracy mam stały kontakt z innymi ludźmi. Między zajęciami na uczelni zawsze znajdę czas na spotkania z przyjaciółmi czy zakupy z koleżanką. Mam długie wakacje, więc bez przeszkód mogę podróżować, nie muszę też z nikim ustalać, jak spędzić wolny czas. Robię to, co chcę, jestem wolna i nie mam żadnych zobowiązań. Nie muszę się przed nikim spowiadać, co robię, gdzie i z kim byłam, mogę wrócić do domu późnym wieczorem, a rano dłużej pospać. Z rodziną byłoby to niemożliwe.

Wybór samotności nie jest domeną naszych czasów. Już pod koniec XVII i XVIII wieku ludzie pobierali się dopiero przed trzydziestką. Musieli czekać ze ślubem aż odziedziczą warsztat lub gospodarstwo, z których będą mogli utrzymać całą rodzinę.

Samotność w wielkim mieście

W Szwecji ludzi między 25. a 40. rokiem życia, nazywanych popularnie singlami, jest więcej niż osób żyjących w parach. We Francji żyje 9 milionów samotnych Francuzów. Prawdziwym miastem samotników jest Nowy Jork, gdzie mieszka prawie 1,8 miliona samotnych kobiet oraz blisko 1,3 miliona samotnych mężczyzn. Krzysztof, mieszkający obecnie w Nowym Jorku, wyjechał z Polski przed 15 laty. Pracował w wielu firmach, mieszkał w różnych miejscach, ale nigdy nie założył rodziny. Obecnie skończył 38 lat, ma stałą pracę, a od dawna jedną i tą samą partnerkę, ale do małżeństwa wcale mu nie spieszno.

- W Nowym Jorku ktoś żyjący samotnie nie wzbudza żadnej sensacji, nikt nie traktuje mnie jak dziwoląga czy odmieńca - mówi - Nikt też nie nazywa mnie starym kawalerem, ani nie podejrzewa o inne upodobania seksualne. Z Ewą jestem już prawie cztery lata i jak na razie nie mamy zamiaru się pobrać. Oboje dużo pracujemy i mieszkamy oddzielnie. Takie życie odpowiada mi najbardziej.

Co ciekawe, zachodni rynek coraz bardziej dostosowuje się do zapotrzebowań osób żyjących w pojedynkę. W księgarniach pełno jest książek dla singli i o singlach, sklepy spożywcze oferują szeroki wybór gotowych dań dla jednej osoby, powstają dyskoteki dla samotnych, a nawet specjalne markety bez wózków i z towarami w pojedynczych opakowaniach. Tytułowa bohaterka Ally McBeal jest atrakcyjna, wykształcona, ma dobrą pracę i sporą pensję, lecz to nie wystarcza jej do życia, bowiem nieustannie poszukuje mężczyzny na stałe.

Co z emocjami?

Zdaniem psychologów, chęć życia w parze jest mimo wszystko bardziej naturalna niż samotność z wyboru, bowiem od wieków ludzie łączyli się, by czuć się bezpieczniej. Mariola jest 34-letnią urzędniczką i wcale nie narzeka na swoją samotność.

- Nie zastanawiam się, czy znajdę kogoś na stałe, czy też nie. Nigdy nie poszłabym do biura matrymonialnego, jak moja koleżanka. Uważam, że mit starej panny to przeżytek. Wybrałam życie w pojedynkę i nawet moi rodzice już to zaakceptowali - twierdzi - Może wynika to z wygody albo z egoizmu, bowiem nie mam zamiaru prać komuś skarpetek, prasować koszul czy gotować obiadów z dwóch dań. Mam mnóstwo zainteresowań, chodzę na kursy językowe, dużo czytam i zawsze mam czas na kino czy wyjazd w góry.

Jak twierdzi psycholog Jerzy Szczepaniec, wybór samotnego życia wynika często z nowego systemu wartości, zgodnie z którym liczy się przede wszystkim praca, kariera, pieniądze, czyli dobra materialne, a nie doznania emocjonalne. Amerykański psycholog Abraham Maslow sformułował teorię, według której potrzeby człowieka tworzą pewną stałą hierarchię, decydującą o kolejności ich zaspokajania. Potrzeby zajmujące wyższą pozycję w hierarchii, aktualizują się dopiero wówczas, gdy zostają zaspokojone potrzeby niższego szczebla, czyli potrzeby podstawowe.

- Najważniejsze są potrzeby fizjologiczne, takie jak zapewnienie pokarmu, bytu, mieszkania, które wiążą się z poczuciem bezpieczeństwa. Jeżeli nie są one zaspokojone, trudno myśleć o potrzebach następnego rzędu, czyli miłości i samorealizacji - mówi Jerzy Szczepaniec - Najlepiej, gdyby te potrzeby były zaspokajane równolegle. Jednak dzisiaj młodzi ludzie znajdują się przed ogromnymi dylematami, nie mają pracy, mieszkań. Mamy ciężkie czasy, a szans na lepsze perspektywy nie widać, może dlatego gdzieś w poczuciu niepewności zwycięża rozsądek i przekonanie, że najpierw muszę zadbać o siebie, a dopiero potem o innych.

Jednak z czasem samotne życie nastawione na karierę, pracę i zysk, może okazać się zgubne.

- Z moich obserwacji wynika, że ludzie, którzy bardziej stawiają na pieniądze i pracę niż na sferę emocjonalną, w końcu stają się klientami gabinetów psychologicznych, gdzie trafiają z ciężką nerwicą i depresją. Po prostu skupieni na ekonomicznej sferze życia, nie wyrabiają się w swoim życiu emocjonalnym - twierdzi Jerzy Szczepaniec.

Kornelia Koba

MWMedia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas