Reklama

Byłam wredna, to fakt

Problemy z córką Piotra zaczęły się w momencie, gdy się do niego wprowadziłam.

Krystyna

- Gdzie jest znowu ten cholerny cukier? - Basia ze złością trzasnęła drzwiczkami kuchennej szafki, a wtedy ja z zupełnym spokojem sięgnęłam do szafki obok.

- Proszę bardzo - podałam dziewczynie porcelanową cukiernicę. - Nie musisz się od razu tak unosić.

Wiedziałam, że mój spokój wyprowadza ją z równowagi, ale znajdowałam zaskakującą przyjemność w denerwowaniu tej rozpieszczonej dziewuchy. Zresztą, czy ja w ogóle byłam w stanie ją zadowolić? Cokolwiek bym zrobiła, zawsze było źle.

Reklama

- Nowe porządki?! - zaatakowała.

- Nie uważasz, że cukier powinien stać obok herbaty i kawy? Dla naszej wygody po prostu. To się nazywa logistyka - nie mogłam sobie podarować złośliwości.

- Logistyka! O, jakie trudne słowo. Najwyraźniej za trudne dla mnie - dodała, przedrzeźniając mnie. Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć ostro, ale w końcu dałam spokój. Byłam starsza, mądrzejsza, no i... Byłam w tym domu gościem. Co znowu boleśnie sobie uświadomiłam.

- Nie miałam zamiaru cię urazić - odparłam, spoglądając badawczo w jej stronę. Po czym wyszłam z kuchni. Nie chciałam, żeby Basia zobaczyła łzy, które napłynęły mi do oczu.

Basia

Krystyna mnie wkurzała, i tyle. Wcześniej, kiedy jeszcze nie mieszkała z nami, wydawała mi się nawet sympatyczna, ale teraz? Była tu gościem, a panoszyła się jak prawowita gospodyni. A to ja gospodarowałam w tym domu od dziesięciu lat, czyli odkąd umarła mama. Ojciec nawet wodę w czajniku potrafił przypalić, więc kuchnia stanowiła wyłącznie mój teren. Odkąd Krystyna zaczęła wprowadzać swoje porządki, niczego nie mogłam znaleźć. Na początku dawałam jej delikatnie odczuć, że nie podoba mi się to, ale do niej jakby nie docierało. Albo raczej docierało, tylko robiła mi na złość. Ojcu nic nie mówiłam, wolałam sobie radzić sama, ale to naprawdę nie było łatwe. I czasami po prostu wybuchałam. No bo na przykład, co jej przeszkadza, że cukier stoi w szafce z solą i mąką? Do tej pory tam właśnie stał, i ani tacie, ani mnie do głowy by nie przyszło, że wygodniej byłoby chować go gdzie indziej. Logistyka, też coś! Pamiętałam ten pierwszy raz, kiedy Krystyna zasiedziała się u nas.

- O kurczę, już jedenasta, muszę lecieć! - zerwała się nagle z fotela. - Piotrusiu, zadzwonisz po taksówkę?

- A może zostaniesz na noc? - zapytałam. Moja propozycja została przyjęta, a ojciec za plecami Kryśki powiedział do mnie bezgłośne "dziękuję". Po pierwszym razie nastąpił drugi, trzeci... Krysia zachowywała się jak duch, w ogóle nie była uciążliwa, dlatego nie miałam nic przeciwko, kiedy ojciec zapytał mnie, czy możemy zamieszkać we troje. Minęły dwa miesiące, a ja coraz częściej żałowałam, że się zgodziłam. I coraz mniej rozumiałam ojca. Bo niby co takiego wspaniałego było w tej nudnej nauczycielce geografii, że za każdym razem, kiedy ją widział, robił te maślane oczy?

Krystyna

Wprowadzając się do Piotra, myślałam, że wszystko potoczy się inaczej. Basia sprawiała wrażenie miłej nastolatki, miałam nadzieję, że się polubimy. W końcu byłam kobietą, powinnam się dogadać z prawie dorosłą dziewczyną. Zwłaszcza, że matki nie chciałam jej zastępować. Starałam się być jej kumpelką. Nie komentowałam ani przesadnego makijażu, ani zbyt obcisłych bluzek, które uwielbiała, choć taki styl wydawał mi się co najmniej niestosowny. Ale Basia nie doceniała mojego poświęcenia i szybko zamieniła się z kumpelki we wroga. Miałam wrażenie, że z zazdrości. Zachowywała się jak lwica, która strzeże swojego terytorium. Czułam jej czujne spojrzenie, gdy krzątałam się po kuchni.

- Mięso trzymamy na górnej półce zamrażarki. Te łyżeczki są na specjalne okazje - codziennie słyszałam jakieś pouczenia. Tak, weszłam do cudzego domu, ale chciałam dać coś od siebie, a przynajmniej mieć prawo głosu. W końcu miałam się tu czuć jak u siebie.

- Nie wiem, czy twoja córka jest zadowolona z mojej obecności - żaliłam się.

- To może być dla niej trudne. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego, że w domu jest inna kobieta, ale daj jej czas. To dobre dziecko.

- No, nie takie dziecko - kiwałam głową. - Ma osiemnaście lat...

- Fakt, ale dla mnie nadal jest maleńką córeczką. A ty moją ukochaną kobietą - Piotr przytulał mnie mocno i znowu było mi dobrze, bo kochałam go i chciałam być blisko. Uwielbiałam zasypiać i budzić się obok niego.

Basia

Następnego dnia rano znowu nie udało mi się zjeść śniadania w samotności. Krystyna pojawiła się w kuchni, jak tylko nastawiłam wodę na herbatę.

- Dla mnie też starczy? - zajrzała do czajnika.

- O, chyba nie - stwierdziła, po czym bezceremonialnie zdjęła czajnik z gazu i dodała do niego zimnej wody. Śladowe ilości wyrzutów sumienia, które odczuwałam po wczorajszym, minęły jak ręką odjął.

- Naprawdę nie mogłaś poczekać? - warknęłam. - Przez ciebie nie zdążę wypić herbaty przed wyjściem do szkoły.

- Przecież woda nawet nie była gorąca - Kryśka zrobiła tę swoją zdziwioną minę, która doprowadzała mnie do szału.

- Ale zaraz by była - odparłam.

- Przepraszam...

- Ciągle tylko przepraszasz - sięgnęłam do chlebaka. - Co to? Chleba nie ma?

- Jest - Krystyna sięgnęła do lodówki. - Schowałam go tutaj, bo ten z ziarnami szybko pleśnieje...

Wzięłam głęboki oddech.

- Jeśli lubisz wgryzać zęby w lodowaty chleb, chowaj go do lodówki, ale pamiętaj o tym, że ja nie lubię i moją porcję zostawiaj w chlebaku. Krystyna zesztywniała.

- Wolałabym, żebyś nie przemawiała do mnie takim tonem - powiedziała, a chwilę potem zatrzasnęła za sobą drzwi.

- A, obraź się - wymruczałam pod nosem. - Najlepiej na dobre.

Krystyna

Długo nie mogłam dojść do siebie. Tego ranka dotarło do mnie, że Basia nie chce, żeby nam się ułożyło. I ten jej ton! Strofowała mnie jak krnąbrnego uczniaka. Przesadziła! A ja tym razem nie zamierzałam udawać, że nic się nie stało. Miałam dość przepraszania tego okropnego dziewuszyska. I podjęłam decyzję...

Basia

Kiedy tego dnia usiedliśmy razem do kolacji, Krystyna miała jakiś dziwny wyraz twarzy. Ojciec też to zauważył.

- Coś nie tak w pracy, Krysiu? - pogładził jej szczupłą dłoń.

- Nie, w pracy dobrze, ale ja... - zawahała się. - Wracam do siebie.

- Jak to? - powiedzieliśmy oboje z ojcem. On z niedowierzaniem, ja z przestrachem. Bo choć bardzo mi to było na rękę, bałam się, że Kryśka zacznie histeryzować, skarżyć ojcu, jak to okropnie ją potraktowałam i zrzucać całą winę na mnie.

- Wiecie... Tak chyba będzie lepiej.

- Ale dlaczego? - dopytywał ojciec.

- Piotrusiu, jestem przemęczona, a co dziennie dwie godziny spędzam na dojazdach, od siebie mam bliżej do szkoły... - tłumaczyła Krystyna, a ja z każdym jej kolejnym słowem miałam coraz większe rumieńce.

- Między nami nic się, oczywiście, nie zmieni.

- No mam nadzieję! Ale Krysiu, co ty wymyślasz? Wiem, że pracę masz na drugim końcu miasta, ale nie myślałem, że te dojazdy są dla ciebie takie uciążliwe?

- Mam już swoje lata... - stwierdziła.

- Przestań! - żachnął się ojciec. A jednak Krystyna się uparła...

Krysia

No i wyprowadziłam się. Piotr dopytywał, czy podany przeze mnie powód jest prawdziwy, a jeśli tak, to czy jedyny. Gorliwie go o tym zapewniałam, bo nie chciałam zwalać winy na Basię. W końcu to ja z nas dwóch byłam naprawdę dorosła. Może zrobiłam w stosunku do niej coś nie tak, może niepotrzebnie usiłowałam zaprowadzać swoje porządki, a może po prostu nie było nam pisane, żeby się polubić. Nieważne. Kochałam Piotra, nie chciałam go ranić ani skłócać z córką, bo do niczego dobrego by to nie doprowadziło.

- A może ty zamieszkasz u mnie? - zapytałam Piotra, kiedy przywieźliśmy moje ostatnie walizki.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał... Ale jest jeszcze Basia... Przecież nie mogę zostawić jej samej w pustym mieszkaniu.

- No tak... - przytaknęłam.

Basia

Może i byłabym zadowolona wyprowadzką Kryśki, gdyby nie drobny fakt, że ojciec chodził z nosem na kwintę. Gdyby wiedział, że ja jestem przyczyną jej wyprowadzki, a nie to, że ma od nas dalej do pracy, pewnie by się wściekł... Dni mijały, a ja czułam się coraz bardziej beznadziejnie. Wyrzucałam sobie, że nie jestem już dzieckiem, że powinnam myśleć bardziej o ojcu niż o sobie. I przestraszyłam się, że zniszczę jego związek, który tak go uskrzydlał. Bo naprawdę przy Kryśce pierwszy raz od wielu lat widziałam tatę naprawdę szczęśliwego. "Ja zaraz wyfrunę z gniazda, może pojadę na studia do innego miasta...", analizowałam. "Może powinnam zagryźć zęby i jakoś się do tego czasu przemęczyć... Może powinnam...", trochę mnie odrzucała ta perspektywa, ale tak... "Tak! Powinnam przeprosić Kryśkę i nakłonić ją do powrotu. Zrobię to dla dobra taty".

Krysia

- Co tutaj robisz? - osłupiałam, widząc na progu swojego mieszkania Basię. Kiedy usiadłyśmy przy herbacie, Basia powiedziała mi, z czym przychodzi.

- Wredna byłam, wiem...

- Owszem - przyznałam jej rację.

- Więc teraz ja przepraszam.

- Sam ten fakt powoduje, że mi lepiej - uśmiechnęłam się. - Zaraz uznam, że fajna z ciebie dziewczyna. Jak spotykamy się raz na jakiś czas, rozmawia mi się z tobą jak z dorosłą, a nie jak z dzieckiem...

- Nie jestem dzieckiem! - zaprotestowała Basia i nagle zmarszczyła brwi. - Krysia, słuchaj... Przecież ty jesteś dorosła, tata jest dorosły i ja jestem dorosła. Wy chcecie mieszkać razem, a skoro mamy do dyspozycji dwa mieszkania...

- Ojciec się nie zgodzi. Sugerowałam mu to. Ale on chce się tobą opiekować.

- Opiekować mną? To raczej ja opiekuję się nim! Dzisiaj usiłował zrobić jajecznicę i cud, że nie spalił mieszkania, bo w tak zwanym międzyczasie postanowił się ogolić. Słuchaj, przekonamy go obie!

Nie do końca wierzyłam w powodzenie naszej misji, ale tego samego wieczoru obie zaatakowałyśmy Piotra. I zgodził się! Już dwa miesiące mieszka u mnie, a Basia świetnie sobie radzi sama. Całymi nocami uczy się do matury, a kiedy co kilka dni spotykamy się na wspólnych obiadach, mam wrażenie, że naprawdę fajna z niej dziewczyna... Szkoda, że dogadałyśmy się tak późno!


Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: sztuki walki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy