Reklama

Cały ten swing

Od jakiegoś czasu seks nie dostarczał nam już tylu emocji. Chcieliśmy zmian...

Dobranoc - Adam pocałował czubek mojego nosa i odsunął się na poduszkę. Mnie również nie zależało, żeby się do niego przygarnąć. Kiedyś na samą myśl, że zbliża się noc i znów znajdę się w jego ramionach, przebiegał mnie dreszcz rozkoszy. Wciąż mieliśmy pomysły na urozmaicenie naszego życia sypialnianego, niektóre powiedziałabym dość... "nietypowe".

- Z tobą mógłbym to robić całą dobę. Szkoda, że trzeba chodzić do pracy - śmiał się co rano Adam, z ociąganiem wstając z łóżka. Westchnęłam, przypominając sobie te rozmowy. To było tak niedawno! Wtedy zdawało mi się, że nasza wzajemna fascynacja będzie trwać zawsze. Tymczasem, nawet nie wiem kiedy, seks zaczął nam powszednieć. Nadal łączyła nas miłość, ale nasze pełne żaru noce przestały już nas tak fascynować i porywać, i żal nam tego było. Odwróciłam się gwałtownie do ukochanego.

Reklama

- Czy ty masz kogoś? - zapytałam. Popatrzył na mnie i pokręcił przecząco głową.

- Nie - odparł trochę smutno. - Choć może... - dodał z wahaniem - by się przydało wprowadzić coś nowego w życie?

- Co chciałeś przez to powiedzieć? - uniosłam się zdumiona na łokciu. Adam zamrugał powiekami.

- Och, skarbie, źle mnie zrozumiałaś - powiedział przepraszająco.

- Nie chodziło mi o to, że nie jestem z tobą szczęśliwy, ale... no ty też przecież widzisz, że coś dziwnego się z nami dzieje. Nie wiem, gdzie podziała się fascynacja, bo to, co jest teraz, to zupełnie nie to... - popatrzył na mnie niepewnie. Pokiwałam głową. Miał rację, ja też to przecież zauważyłam.

- Więc palnąłem głupio - ciągnął z rozbawieniem - że przydałaby się nam jakaś zdrada. Może odżyłoby poczucie własności i pragnienie, by się znów zaspokajać pod tym względem?

- Nie wiem... - bąknęłam, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza.

- Ale ja nie mam na nią, szczerze mówiąc, ochoty. A ty? - śmiechem pokryłam niepokój.

- Ja? - w oczach Adama pojawiły się dawne ogniki. - Ja miałbym pewien pomysł, tylko nie wiem... Sam nie wiem... - powtarzał nagle spłoszony, jakbyśmy mieli po 15 lat.

- Co? - przyglądałam mu się zaciekawiona, co też to może być takiego, że mój mąż, mój "zboczony" mąż się speszył. Adam usiadł nagle w pościeli, zasłaniając mi pół łóżka swoją potężną, pięknie zbudowaną klatką piersiową.

- Wiesz, co to jest "swinging"? - zapytał.

- Kołysanie się, po angielsku - odrzekłam.

- Po angielsku - przytaknął. - A po polsku to się nazywa: "para szuka pary" - popatrzył na mnie uważnie.

Zdawało mi się, że zaczynam pojmować, ale pomysł był tak zaskakujący, że nie byłam pewna, czy dobrze rozumiem mojego męża. On tymczasem mówił o znajomych, parze mniej więcej w naszym wieku, również jak my bezdzietnej, i też przeżywającej pewnego rodzaju kryzys erotyczny.

- To jest kumpel z pracy, Paweł, i jego żona. Tak się kiedyś zgadało, że mamy podobne małżeństwa i podobne problemy... Takie męskie rozmowy! No i od słowa do słowa, okazało się, że ich by to rajcowało - dokończył pospiesznie i patrzył mi w oczy z napięciem. Oniemiałam. Opadłam na poduszki, spoglądając na Adama z niedowierzaniem.

- Nie, ja bym chyba nie umiała - powiedziałam w końcu z ociąganiem.

- Na pewno bym nie umiała! - zaprzeczyłam stanowczo. Tego ranka nie rozmawialiśmy już więcej o tym. Powoli jednak, z upływem dnia, ta myśl zaczynała drążyć i uruchamiać moją wyobraźnię...

- Myślałeś o naszej porannej rozmowie? - zapytałam wieczorem i szybko dodałam - bo ja tak.

- I co? - Adamowi oczy zabłysły figlarnie. Znów na temat seksu rozumieliśmy się bez słów, zupełnie tak samo jak dawniej.

- I... - uśmiechnęłam się do niego kusząco, bo nagle powróciła nie wiadomo skąd chęć, by go kokietować.

- I tak! - rzuciłam krótko. To dziwne, ale sama myśl o robieniu czegoś "niemoralnego", już nas zbliżyła. Pierwszy raz od dawna noc znów była wspaniała, namiętna i pełna spełnienia! Nazajutrz uzgodniliśmy, że Adam zaprosi ich na sobotni wieczór. I zobaczymy. W weekendowy poranek byłam tak podniecona, że nie umiałam się na niczym skupić, nic mi nie wychodziło jak należy.

- Ciasto mi się przypaliło - jęknęłam, gdy Adam wrócił ze sklepu z koniakiem i cytryną do drinków. Podszedł do mnie i wyjął mi ściereczkę z rąk delikatnym, pełnym erotyzmu gestem. Przygarnęliśmy się do siebie, rozbawieni i rozochoceni, jak figlarze, którzy nie mogą się doczekać efektu swojej psoty. Nie potrzebowaliśmy słów. Agnieszka i Paweł okazali się bardzo sympatyczni. Inteligentni, weseli, bardzo podobni do nas. Agnieszka była trochę cichsza ode mnie i jednocześnie strasznie kobieca. Nie mogłam powstrzymać odruchu zazdrości, a nawet przestrachu, ilekroć na nią spojrzałam. Paweł był przystojny, to też, ale miał w sobie coś bardzo ponętnego - męski seksapil. I choć karciłam się za takie pomysły, czułam nieokreśloną satysfakcję na myśl, że i Adam to dostrzega. Nie musieliśmy długo rozmawiać, żeby się zrozumieć. Jeszcze tego samego wieczoru wylądowaliśmy we czwórkę w sypialni. Początkowo byłam potwornie zdenerwowana. Tak bardzo, że sądziłam, że już nic z tego nie będzie. Nie mogłam się pozbyć poczucia, że robimy coś karygodnego. Nie umiałam się rozluźnić i zachowywałam się niezręcznie. Najchętniej wycofałabym się ze wszystkiego i po prostu stamtąd uciekła! Potrzebowałam zachęty, gdy nagle poczułam na swojej talii zmysłowe dłonie Pawła, jego usta na moich ramionach i pomyślałam, że wolałabym być z nim sama, z dala od mojego męża, widoku jego błyszczących oczu i ukradkowych spojrzeń. Obecność Adama krępowała mnie wprost potwornie! Paweł chyba to wyczuł.

- Chodź - szepnął mi gorącym oddechem do ucha.

- Zostawmy ich na chwilę, pogadamy sobie we dwoje - pociągnął mnie nagą za nadgarstek do drugiego pokoju. To wystarczyło. Kilka chwil naszej samotności pozwoliło mi wrócić do równowagi. Nie było mowy o "gadaniu" i gdy chwilę później wprowadził mnie znów do sypialni, był tylko seks - cudowny, szalony, zupełnie nieoczekiwany. Wszystko wokół zmalało i straciło swoją wagę. Nie przeszkadzała mi już ani obecność Adama, ani Agnieszki. Fakt, że jest tam nas czworo, przestał mnie zupełnie płoszyć - przeciwnie, rozgrzewał i podniecał. Jeszcze nigdy nie uprawiałam seksu tak długo. A nawet już po, byłam wciąż tak podniecona, jakby dopiero wszystko miało się zacząć. I gdy Adam zapytał, czy zaprosimy ich znowu, bez namysłu odparłam:

- Na jutro! - i oboje zaczęliśmy się śmiać. Nasze spotkania stały się bardzo częste. Raz oni przychodzili do nas, innym razem my do nich, efekt był taki, że właściwie myśl o seksie nie opuszczała mnie ani na chwilę. Całymi dniami, nawet w pracy myślałam o zbliżającym się wieczorze. I nagle stało się coś zupełnie niezrozumiałego. Takiego obrotu sprawy nie przewidywałam w ogóle! Początkowo myślałam, że jestem przemęczona. Chodziłam senna, trochę zniechęcona, większość codziennych wydarzeń odeszła gdzieś na daleki plan. Czułam się rozbita i bez energii.

- Przystopujmy na parę dni - odparłam niechętnie, gdy Adam zapytał, na kiedy ma się umawiać z Pawłami.

- Nie czuję się dobrze - wyjaśniłam. - Pewnie się zaziębiłam i jakoś nic mi się chwilowo nie chce. Jednak gdy któregoś ranka wyciągnęły mnie z łóżka i pognały do łazienki mdłości i wymioty - przelękłam się. Odczekałam, aż Adam wyjdzie do pracy i tknięta podejrzeniem pognałam do apteki po test. Niebieska kreseczka, która pojawiła się na białym pasku, nie pozostawiała złudzeń. Usiadłam na brzegu wanny i patrzyłam przed siebie oniemiała.

- To niemożliwe! - szepnęłam, patrząc znów z niedowierzaniem w wynik testu. "Przecież się zabezpieczałam!", pomyślałam.

- W ciąży?! - zawołał po południu Adam.

- Nie stosujesz antykoncepcji?

- Oczywiście, że stosuję! Biorę tabletki - wzruszyłam ramionami.

- Więc jak to możliwe? - patrzył na mnie z oskarżeniem w oczach.

- Nie wiem - rozłożyłam bezradnie ręce. - Nie wiem. Nic nie daje stuprocentowego zabezpieczenia, przecież wiesz.

- Tego nie było w umowie - warknął mi w twarz z taką złością, że zamarłam. Nagle poczułam się okropnie skrępowana. Wcale nie miałam wrażenia, że rozmawiam z moim Adamem, kochanym, bliskim przyjacielem, z którym jeszcze tak niedawno mogliśmy o wszystkim rozmawiać i wszystko razem robić. Teraz odniosłam wrażenie, że stoi przede mną obcy człowiek, w dodatku zły na mnie i mi nieżyczliwy. Nieznane mi dotychczas skrępowanie speszyło mnie i odebrało siły. Opadłam na krzesło i zapytałam cicho:

- Co teraz będzie? Adam wzruszył ramionami i milczał. Twarz miał nieprzejednaną, oskarżycielską.

- Nie wiem - mruknął. - Nie tak miało być, nie będę niańczył cudzego dziecka! Wytrzeszczyłam na niego oczy. Najwyraźniej umywał ręce.

- Cudzego? - zawołałam oburzona. - A skąd wiesz, że to nie twoje? Czułam się upokorzona, oszukana, po prostu ośmieszona! Po raz pierwszy uzmysłowiłam sobie, że posunęliśmy się za daleko.

- Jak mogłaś być taka głupia i krótkowzroczna, żeby nie pomyśleć o prezerwatywie? - wściekał się tymczasem mój mąż, jakby nie słyszał, co mówię.

- Więcej przyjemności ci się zachciało, tak?! Ale przecież obowiązują jakieś granice...

Poczułam się, jakby wymierzył mi policzek, i to bardzo siarczysty!

- Granice? - zaperzyłam się. - Ty mi mówisz o granicach?! Ty, który za chwilę zaprosiłbyś do łóżka psa albo kota, żeby było jeszcze atrakcyjniej! To tobie nie wystarczała nasza bliskość. To ty to wszystko wymyśliłeś! A teraz ja ponoszę konsekwencje!

Adam patrzył na mnie z obrzydzeniem. Tak, wiedziałam, że go ranię! Że nie jestem całkiem uczciwa. Nikt mnie przecież do niczego nie zmuszał, sama zaakceptowałam tę grę, ba, cieszyłam się nią, sprawiała mi perwersyjną przyjemność!... Ale teraz nie chciałam być uczciwa! Nie zamierzałam grać fair, gdy on mówił mi takie straszne rzeczy! W ciszy kuchni staliśmy na wprost siebie, wsłuchując się w dopiero co przebrzmiałe słowa - wstrętne i prostackie. W końcu rozeszliśmy się każde w inny kąt domu. Usunęłam tę ciążę. Kilkanaście dni później podjęłam sama decyzję. Znajomy koleżanki, który był lekarzem, zgodził się zrobić mi zabieg. Ale między mną i Adamem się nie układało. Nie umiałam się do niego przekonać, zawiódł mnie i nie potrafiłam na to machnąć ręką. Oboje nie potrafiliśmy odbudować dawnej bliskości i zaufania. Wszystko nam się posypało.

- Chcę odpocząć - powiedziałam pewnego dnia. Myślałam, że to nam pomoże. Że i Adamowi będzie żal tego wszystkiego, co nas łączyło. Czułam nieokreślony niepokój, kiedy pakował walizkę, ale mówiłam sobie, że to dobrze. "Niech ochłonie. Ja też potrzebuję trochę równowagi. Wrócimy do siebie, jak się oboje uspokoimy, przemyślimy na chłodno, kiedy zaczęliśmy robić błędy..." Ale Adam nie zadzwonił. Po tygodniu ja zadzwoniłam, ale nie odbierał, a po pewnym czasie dowiedziałam się rzeczy, która ostatecznie mnie zdruzgotała. Adam zamieszkał z Agnieszką! Zrozumiałam, że nie mam już na co czekać i nagle koło mnie zrobiła się straszna pustka. Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że to jest kara. Za nienasycenie, za igranie z naturalną potrzebą czegoś głębszego niż tylko zaspokajanie rozbuchanych fantazji erotycznych. Kara po prostu za igranie z uczuciem. Tylko czy w ogóle było kiedykolwiek w naszym życiu prawdziwe uczucie? A jeśli było, to gdzie popełniliśmy błąd, że tak je uśmierciliśmy?

Kinga C., 30 lat

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy