Reklama

Dzień goździka

Kolejny ósmy marca, a Stefan jak zwykle tryska humorem z poprzedniej epoki", pomyślałam, patrząc na podwiędłego goździka i pudełko rajstop, które mój cudowny mąż zostawił dla mnie na nocnej szafce. Chwyciłam za komórkę i wysłałam mu SMS: "Mnie to nie śmieszy!".

Miałam nadzieję, że Stefan wreszcie zrozumie, że jego głupie dowcipy dawno przestały mnie bawić. Mógłby choć raz zachować się jak mężczyzna, a nie nastolatek.

O tym, że jednak nie zrozumiał, przekonałam się, gdy dotarłam do pracy. Bo właśnie wtedy mój nieoceniony małżonek wysłał mi wiadomość: "Pozdrawiamy kobiety pracujące dla rozwoju i rozkwitu ojczyzny!". Pokiwałam głową z polttowaniem.

- Mój mąż jest niereformowalny - rzuciłam na tyle głośno, że koleżanki spojrzały na mnie zaciekawione.

- A o co chodzi tym razem?

- O dzień kobiet! Stefan swoim zwyczajem zostawił mi zdechłego goździka i parę koszmarnie siermiężnych rajstop.

Reklama

- Ciesz się, że w ogóle coś dostałaś. Na mojego chłopa to nie mam co liczyć - bąknęła Kaśka, mieszając kawę.

- Czyli twoim zdaniem powinnam się cieszyć z tego zwiędłego chabazia? - oburzyłam się. - Nawet jeśli uważam dzień kobiet za idiotyczny relikt przeszłości i nie zamierzam go obchodzić?!

- Ma pani rację! - zawołała nasza stażystka, która do dziś praktycznie nie brała udziału w biurowych dyskusjach. - Wiadomo przecież, że to głupie święto wykorzystują mężczyźni. Zresztą moim zdaniem to żaden dzień kobiet, tylko święto goździka! Facetom wydaje się, że jak raz do roku wręczą nam głupi kwiatek i odrobinę nylonu, to całe w skowronkach pobiegniemy do kuchni gotować im obiadki, a potem do sypialni, by robić im dobrze - młoda zakończyła wątek i z wypiekami na twarzy usiadła na krześle.

- No nie nie poznaję koleżanki - powiedziała zaskoczona Kaśka. - Kto by pomyślał, żeś ty taka wojująca feministka? Ale trochę chyba przesadziłaś.

- Wcale nie! - ujęłam się za dziewczyną. - Ona ma rację! Ten dzień goździka to zwykła męska manipulacja! Dziś, jak tylko wrócę do domu, powiem Stefanowi, co o tym myślę! Niech sam gotuje, jeśli uważa, że za rajstopy kupił sobie wielofunkcyjny robot kuchenny z dożywotnią gwarancją!

Po pracy wściekła jak osa wróciłam do siebie. Musiałam pokazać temu samczemu troglodycie, że czasy goździków wreszcie minęły.

Kiedy weszłam do domu, płaszcz Stefana już wisiał na wieszaku. "I dobrze! Przynajmniej nie będę musiała odkładać tej rozmowy na później!", ucieszyłam się.

- Stefan! Chodź tu! Musimy pogadać! - wrzasnęłam.

Po chwili mąż pojawił się w przedpokoju z wielkim bukietem w dłoni. No... były to wprawdzie goździki, ale za to najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek widziałam.

- Dla najwspanialszej z pracujących kobiet! - zawołał i wręczył mi to cudo.

- Boże, Stefan, one są naprawdę piękne? No? Brak mi słów po prostu? - odparłam wzruszona.

- Masz na myśli kwiaty czy to? - mąż uśmiechnął się tajemniczo i wręczył mi pudełeczko.

Zaciekawiona zajrzałam do środka.

- Naszyjnik i bransoletka! Kochany jesteś! - pocałowałam go w policzek.

- Hej! Ale chyba chciałaś o czymś pogadać? - zapytał wesoło.

- A nic takiego? W sumie zastanawiałam się tylko, czy wolisz naleśniki, czy mielone? - rzuciłam, zakładając fartuszek, a długą tyradę o ciemiężeniu kobiet odłożyłam sobie na nieco mniej sprzyjające okoliczności.

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy