Reklama

Gwałt nie trwa chwilę

To, co stało się tamtej nocy, zmieniło mnie już na zawsze...

Dostałam nową pracę. To był świetny powód, aby świętować. Przyjaciółka wyciągnęła mnie do klubu. Miałyśmy ochotę pobawić się w dobrym towarzystwie, przy piwku. Gdy siedziałyśmy już przy barze, paplając wesoło o babskich sprawach, moją uwagę zwrócił chłopak, który właśnie wszedł do lokalu. Wydał mi się znajomy...

- Dlaczego tak się gapisz na tamtego boskiego bruneta? - zainteresowała się Karolina.

- Wiesz, to chyba mój kolega z liceum - doszłam do wniosku. - Nie chodziliśmy do jednej klasy, ale czasami spotykaliśmy się na domówkach. W tym momencie chłopak spojrzał na mnie i po chwili już zmierzał do naszego stolika. Wyglądał na zadowolonego.

Reklama

- Cześć! Czy my przypadkiem się nie znamy? - zagadnął. - Też mi się tak wydaje - uśmiechnęłam się. - Chodziłeś do dziewiątki, prawda?

- Jasne! Do klasy "c". - A ja do "d" - ucieszyłam się. - Ale spotkanie!

Paweł, bo tak chłopak miał na imię, przysiadł się do nas i zaczęliśmy rozmawiać. Miło było powspominać z kimś znajomym dawne, szkolne czasy.

- Słuchajcie, dziewczyny - Paweł nagle spojrzał na swój telefon. - Moi kumple zapraszają do dyskoteki tu niedaleko. Mają tam zarezerwowany stolik. Może być miło! Pójdziecie ze mną?

- Jasne, chodźmy! - zawołałam z entuzjazmem. Byłam nieco rozochocona piwem.

- Ja jednak chyba spasuję - Karolina demonstracyjnie przyłożyła dłoń do głowy. - Trochę mi niedobrze. Ale wy idźcie, bawcie się - mrugnęła porozumiewawczo w moją stronę. Nie nalegałam specjalnie, żeby z nami poszła. Co tu kryć, Paweł podobał mi się i cieszyłam się, że Karolina postanowiła nie wchodzić mi w paradę. Poszliśmy więc we dwoje. W klubie było mnóstwo ludzi, ale Paweł bez trudu znalazł swoich znajomych. Przedstawił nas sobie, a po chwili poszliśmy potańczyć. - Napijesz się czegoś? - zapytał, gdy przetańczyliśmy kilka kawałków.

- Pewnie! - odpowiedziałam, przekrzykując hałas. - Może być piwo!

Po chwili chłopak wrócił, niosąc dwie szklanki. Chwyciłam jedną z nich, wypiłam kilka łyków i... To była ostatnia rzecz, którą zapamiętałam z tamtego wieczoru. Urwał mi się film. Obudził mnie jakiś wyjątkowo nieprzyjemny zapach. Po chwili zdałam sobie sprawę, że leżę na czymś twardym i w niewygodnej pozycji. Z trudem uchyliłam opuchnięte powieki. "Co się stało, gdzie ja jestem?", myślałam. Rozejrzałam się dookoła. Byłam chyba w bramie jakiejś starej kamienicy, brudnej i śmierdzącej. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie mam torebki i jestem bez bielizny, a na udach mam ślady krwi. "Matko jedyna, co się ze mną stało?!", przestraszyłam się. "Zgwałcili mnie!", dotarło do mnie. "Ale jak, kiedy?!" Czułam się zagubiona i przerażona. Najgorsze było to, że choć wysilałam umysł, niczego nie mogłam sobie przypomnieć. Tylko ten ostatni łyk piwa i potem już nic... Czarna dziura.

- Co ja teraz mam zrobić?! - rozglądałam się bezradnie. Doprowadziłam się jako tako do porządku i wyszłam na ulicę. Zaczynało już świtać. Jakimś cudem na piechotę dotarłam do domu. Całe szczęście, że o tej porze było mało ludzi na ulicach. A i tak nieliczni przechodnie oglądali się za mną. Nie wyglądałam zbyt pięknie.

- Rany boskie, Jowita, co się z tobą stało! - wykrzyknęła Karolina, gdy zobaczyła mnie w progu.

- Okradli mnie i... i chyba zgwałcili... A ja nic nie pamiętam! - rozpłakałam się bezradnie jak dziecko. - Musieli zrobić coś strasznego, a ja nic nie pamiętam!

- Czekaj, czekaj! Czy to ten chłopak, ten twój znajomy z liceum? - dopytywała się koleżanka.

- To on cię tak urządził?!

- Nie wiem... - łkałam dalej. - Pamiętam tylko, że piliśmy piwo i potem film mi się urwał...

- Pewnie dosypali ci do alkoholu jakiegoś świństwa, dranie - skwitowała. - Jesteś ranna? Dobrze się czujesz? Tak czy inaczej, musimy jechać do szpitala - stanowczo powiedziała Karolina. W szpitalu, po badaniach, lekarka potwierdziła moje najgorsze przeczucia. Oceniła, że miałam kontakt z najmniej trzema mężczyznami.

- Są ślady, że nie zrobiła pani tego z własnej woli - powiedziała współczująco. - Analiza krwi i moczu nie wykazały jednak obecności narkotyków. Ale... - zawiesiła głos. - Możliwe, że ktoś poczęstował panią tak zwaną pigułką gwałtu.

- Czym? - zdziwiłam się.

- To substancja bez smaku i koloru, doskonale rozpuszcza się w napojach i wywołuje podniecenie seksualne - wyjaśniła pani doktor. - Ktoś, kto ją zażył, traci pamięć na kilka godzin i zupełnie nie wie, co się z nim działo w tym czasie. Często używają jej gwałciciele, bo ślady pigułki da się wykryć tylko do dwunastu godzin od zażycia. Byłam w szoku. Wszystko wskazywało na to, że poczęstowano mnie właśnie czymś takim. Najgorsze, że domyślałam się, kto mógł być sprawcą - oczywiście Paweł lub ktoś z jego znajomych w dyskotece. Tylko nie mogłam tego udowodnić. - Myślę, że powinniśmy zgłosić sprawę na policję - powiedziała lekarka.

Zgodziłam się. Krótko po tym, jak zaczęły się przesłuchania, przeżyłam załamanie nerwowe. Prowadząca śledztwo policjantka oświeciła mnie, że nie ja pierwsza padłam ich ofiarą. Jednak po raz pierwszy, dzięki moim zeznaniom, mieli imię jednego z przestępców. Policjantka okazała dużo życzliwości i wsparcia. Uświadomiła mi również, że czeka mnie wiele przesłuchań i wezwań na komendę, jeśli znajdą jakiekolwiek nowe dowody w sprawie. Ciężko mi było żyć ze świadomością, że zostałam zgwałcona. Wciąż wydawało mi się, że to nie wydarzyło się naprawdę, że te wszystkie okropności przytrafiły się komuś innemu...

"Dlaczego Paweł to zrobił? Dlaczego wyrządził mi taką krzywdę?", zadawałam sobie pytanie, na które niestety nie było odpowiedzi. Mimo że nie pamiętałam samego gwałtu, mimowolnie czułam wstręt do własnego ciała, z niechęcią patrzyłam na samą siebie. Najchętniej kąpałabym się w ubraniu. Poza tym zaczęła mnie męczyć bezsenność. Do późna leżałam, nie mogąc zasnąć. A gdy w końcu mi się to udawało, śniły mi się koszmary. Moje życie zaczęło zmieniać się w horror. Musiałam zrezygnować z pracy, choć ledwo co ją zdobyłam. Nie byłabym w stanie podołać nowym obowiązkom. Siedziałam więc całymi dniami w domu i wpatrywałam się w ścianę. Nie widziałam sensu w robieniu czegokolwiek. Przestałam nawet dostrzegać sens pozostawania przy życiu.

"Skoro byłam na tyle naiwna, żeby dać się tak wykorzystać, to nie jestem wiele warta", pogrążałam się w czarnych myślach. Cały czas winiłam siebie. Znowu, gdyby nie pomoc Karoliny, pewnie popełniłabym jakieś głupstwo. To ona znalazła adres centrum, które specjalizowało się w leczeniu psychicznych urazów ofiar przestępstw.

- Musisz tam pójść - przekonywała mnie. - Oni na pewno pomogą ci poradzić sobie z tym wszystkim. Nie możesz spędzić życia na bezmyślnym gapieniu się w ścianę i obwinianiu siebie.

Na szczęście zachowałam na tyle zdrowego rozsądku, że posłuchałam mojej przyjaciółki. Poszłam do centrum i zapisałam się na terapię. Nie było lekko, ale dzięki niej powoli wróciłam do równowagi. I wtedy nagle zaczęły mi się przypominać jakieś urywki zdarzeń z tamtej nocy. Klatka schodowa, starodawna winda z dwojgiem drzwi i obraz dziewczynki na ścianie. Postanowiłam opowiedzieć o tym policji. Jakież było moje zdziwienie, gdy po miesiącu zawiadomiono mnie, że zatrzymano sprawców. Ich proces ma zacząć się wkrótce. Zgodziłam się na nim zeznawać w charakterze świadka. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to dla mnie łatwe przeżycie. Policjantka jednak wyznała mi, że nie jestem jedyną poszkodowaną przez tych bandziorów - z głosiło się jeszcze kilka innych dziewczyn, które też zostały poczęstowane pigułką. Podczas procesu moja grupa terapeutyczna była dla mnie ogromnym wsparciem. Wiedziałam, że muszę być silna, aby sprawiedliwości stało się zadość. Nie chciałam popełnić już żadnego błędu.

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy