Reklama

Jestem zwykłym nieudacznikiem

Nasze małżeństwo rozpadło się wyłącznie z mojej winy, ale zrozumiałem to dopiero po latach.

- Cześć, Monia - powiedziałem, siadając przy barze.

- Cześć, skarbie! - Monika nachyliła się ku mnie, eksponując ponętny biust.

- To, co zwykle?

- Jasne - przytaknąłem, obserwując, jak ta piękna kobieta napełnia kufel złocistym napojem. Po chwili piwo stanęło przede mną.

- Powiedz, dlaczego masz dzisiaj taką smutną minę? - zapytała. Jak ona dobrze mnie znała, od razu wyczuła, że coś jest nie tak.

- Stało się coś? - spytała ponownie.

- Dzisiaj rano widziałem swoją córkę - odparłem szybko.

- Masz córkę? - zapytała zaskoczona.

Reklama

- Od dwudziestu lat - westchnąłem.

- To co w tym dziwnego, że ją widziałeś?

- Może to, że ostatnim razem spotkaliśmy się dobre parę lat temu - pociągnąłem łyk piwa, a potem opowiedziałem Monice swoją historię... O tym, jak po rozwodzie z matką Joli, który nastąpił, co tu ukrywać, wyłącznie z mojej winy, poszedłem w długą. Pijaństwo, kobiety, czyli życie na krawędzi, które w moim przypadku różniło się od życia w małżeństwie tylko tym, że nie musiałem już przed nikim wymyślać kolejnych kłamstw na usprawiedliwienie nocnych powrotów do domu. Mieszkałem w jakichś norach, a za zarobione pieniądze hulałem, dopóki się nie skończyły. No i w tym wszystkim nie było miejsca dla Joli. Dawałem pieniądze jej matce i tylko czasem widywałem się z córką, ale...

- Wiesz, jak jest... Jakoś nie czułem się dobrze w roli tatusia. O czym miałem gadać z małą? Nawaliłem, i to jak cholera!

- Fakt - pokiwała głową Monika.

- Tylko teraz mi się tu nie rozklejaj!

- Nie rozklejam się, tylko... Jak ona wyrosła, jak wypiękniała... Szedłem za nią przez pół miasta i nie mogłem się nadziwić. Kurczę, moja córeczka...

- Napraw to! Przecież możesz... - Monika mocno złapała mnie za rękę.

- Myślisz, że potrafię?

- Jestem pewna!

- Ale jak? Przecież nie wiem nawet, gdzie ona mieszka, co robi... Do jej matki nie mam co iść, bo na pewno mi niczego nie powie. Zresztą, nie ma się co dziwić... Czekaj - uzmysłowiłem sobie. - Przecież śledziłem ją i wiem, że weszła do jakiegoś biura rachunkowego. Może ona tam pracuje, w końcu chodziła do technikum ekonomicznego.

- Widzisz! Czyli wiesz, gdzie jej szukać. Idź do niej i porozmawiaj. Może nie jest za późno i Jola będzie potrafiła ci wybaczyć. Musisz spróbować!...

- Chciałbym tego najbardziej na świecie. Tylko... Boję się, że moja córka powie, żebym szedł do wszystkich diabłów. Po tych wszystkich latach mojej nieobecności, ma prawo tak powiedzieć.

- To twoja jedyna rodzina. Twoja córka na pewno potrzebuje ojca.

- Mówisz? - chciałem się upewnić.

- Tylko nie idź z gołymi rękami. Kup jej jakiś prezent.

- Jaki? - zmartwiłem się, bo nie miałem pojęcia, co mogłoby ucieszyć Jolę. Taki właśnie był ze mnie ojciec...

- No tak... Nie wiesz o niej nic - Monika zastanowiła się chwilę. - Mam! Kup jej coś babskiego. Coś takiego, z czego ucieszyłaby się każda babka... Kosmetyk jakiś, szminkę albo błyszczyk. Albo coś z ciuchów, może torebkę...

- Nigdy w życiu nie kupowałem takich rzeczy - stropiłem się. - Nie wiedziałbym, co wybrać...

- Oj, skarbie... - Monika nachyliła się ku mnie. - Zatem trzeba ci pomóc.

Tym sposobem umówiliśmy się na wspólne zakupy w centrum handlowym. A dzięki rozmowie z Moniką, tego wieczoru poszedłem spać z lepszym nastawieniem do życia. Czułem, że wszystko się odmieni, ułoży. Nazajutrz wybrałem pieniądze z banku i zaraz po pracy pognałem na spotkanie z moją ulubioną barmanką. Długo krążyliśmy między półkami.

- Myślisz, że się jej spodoba? - powątpiewałem, kiedy Monika pokazała mi błyszczącą srebrną kosmetyczkę z kompletem mydełek i jakichś pachnideł.

- Zaufaj mi, znam się na tym... A, i jeszcze błyszczyk. O, najlepiej ten. Delikatny, taki pasuje każdej dziewczynie. Zapłaciłem i wyszliśmy ze sklepu.

- To ja lecę - powiedziała Monika.

- Czekaj... - chciałem się zrewanżować.

- Kawa? Na szczęście zostało mi trochę kasy.

- Nie mogę, naprawdę.

- Przecież mówiłaś, że masz dzisiaj wolne.

- Ale w pracy, kotku. Oprócz pracy mam jeszcze dom i syna.

- Syna? - zdumiałem się, bo bycie matką jakoś nie pasowało mi do wizerunku Moniki. - Ale numer! Dlaczego nic nie mówiłaś? Ile ma lat?

- Nie pytałeś... Olek ma dziesięć lat...

- Monika, ja o tobie tak mało wiem... Musimy się kiedyś spotkać i pogadać. Jestem ciekawy, jak wygląda twoje życie.

- No dobrze, ale kiedy? Wolne mam dopiero w poniedziałek.

- Może być poniedziałek! - zawołałem. - No to jesteśmy umówieni.

W poniedziałkowy wieczór spotkałem się z Moniką. Dziwnie się czułem. Nie pamiętałem już, jak to jest, spędzić czas w miłym towarzystwie i zwyczajnie rozmawiać o życiu. Zazwyczaj ściągałem na noc do mieszkania jakieś laski poznane w klubie. Rano znikały, niektóre zostawiały numer telefonu, ale ja nie oddzwaniałem. Nie było mi tęskno do stałego związku, bo ten kojarzył mi się tylko z kłopotami, marudzeniem i kłótniami o byle co. Tymczasem z Moniką było inaczej. Miałem ochotę siedzieć tak i gadać bez końca. Wypytałem ją o wszystko i dowiedziałem się, że po zniknięciu chłopaka, z którym zaszła w ciążę, musiała sobie radzić sama, bo jej konserwatywni rodzice oznajmili, że na ich pomoc nie ma co liczyć. Ciężko pracowała, żeby zapewnić synowi warunki do normalnego życia.

- Dzielna z ciebie kobieta - stwierdziłem. - Twarda sztuka.

- Nie mam wyjścia - w jej oczach na moment zagościł smutek. Pomyślałem, że musi się czuć samotna, zupełnie tak jak ja.... Odprowadziłem Monikę do domu i, pchany jakimś pierwotnym impulsem, zrobiłem to, na co miałem ochotę od dłuższego czasu. Mocno pocałowałem ją w usta.

- Przestań - odskoczyła jak oparzona. - Nie chcę kłopotów.

- Przepraszam. Nie chciałem cię urazić. Myślałem tylko, że...

- Daj spokój, nic się nie stało. Po prostu, to nie jest dobry czas...

- Wiesz, jutro idę do córki - powiedziałem, odchodząc.

- Daj znać, jak poszło! - zawołała Monika i zniknęła w bramie. Jak się okazało, moje spotkanie z córką wyszło całkiem dobrze. Sam w to nie wierzyłem. Chyba miałem szczęście. Jola rzeczywiście pracowała w tym biurze rachunkowym. Poszedłem tam przed szesnastą i czekałem, aż skończy pracę. Co prawda najpierw, gdy mnie zobaczyła, powiedziała, że nie mamy o czym rozmawiać, ale ja się tym nie zraziłem.

- Byłem beznadziejnym ojcem, wiem... Ale daj mi szansę - poprosiłem.

- Nie chcę przepraszać za to, co było, tylko naprawić relację między nami.

- Między nami... nie ma żadnej relacji - odparowała moja córka.

- Jolciu, ja tak bardzo chciałbym to zmienić i wynagrodzić ci te wszystkie lata mojej nieobecności. Przecież jestem twoim ojcem, a ty moją córką. Popatrz, to dla ciebie - powiedziałem, wręczając córce pięknie zapakowany prezent.

- Wybierałem z pół godziny, mam nadzieję, że ci się spodoba. Gdy wyjęła kosmetyczkę i błyszczyk, na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Podoba ci się? Powiedz, że tak!

- Tak... - spojrzała poważnie. - Naprawdę kupiłeś to dla mnie?

- Oczywiście. Wiem, że to nie wynagrodzi ci tego, że nie było mnie tyle lat, ale chciałem spróbować naprawić stosunki między nami... Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie radość, że mogę z tobą porozmawiać!

- Tato...

- Jola nie wytrzymała. Padliśmy sobie w objęcia i oboje nie zdołaliśmy powstrzymać łez.

- Chcesz się przejść po parku? - zaproponowałem, a kiedy zobaczyłem jej rozpromienioną twarz, zrozumiałem, że się zgadza. Długo spacerowaliśmy, wspominając zdarzenia z przeszłości. Powiedziałem Joli, że jestem z niej dumny. Śmiałem się, że jej zamiłowanie do księgowości to z pewnością nie moja zasługa.

- Doskonale o tym wiem, tato - przyznała.

- A ty? Pewnie do tej pory się nie urządziłeś - spoważniała nagle.

- A przecież najwyższa pora na stabilizację. Ja też chcę być z ciebie dumna...

- Rozumiem... - pokiwałem głową. - Właśnie nad tym pracuję. Od pewnego czasu mieszkam sam, bez współlokatorów i mam stałą pracę. Mieszkanie jest małe, ale przynajmniej dobrze się tam czuję.

- Prawie jak w domu?

- Prawie... Musisz mnie odwiedzić. A jutro może skoczymy gdzieś na obiad?

- Zgoda - potwierdziła.

- Tato, dbaj o siebie - dodała, odchodząc. - Teraz, jak już pojawiłeś się w moim życiu, to chciałabym, żebyś został na dłużej...

Wieczorem poszedłem do baru, chciałem opowiedzieć Monice o spotkaniu z córką.

- Teraz mam w życiu cel - powiedziałem, gdy już zdałem relację z mojej rozmowy z Jolą.

- To, co czuję, to chyba szczęście.

- Nie zmarnuj szansy, jaką ci dała - podsumowała Monika.

- Wiem - odparłem.

- Widzisz, teraz nie powinieneś wiązać się z żadną kobietą. Masz parę spraw do załatwienia. Najpierw doprowadź swoje życie do porządku, a potem... Kto wie, może i ja odwzajemnię twój pocałunek - powiedziała Monika i swoim zwyczajem, odchodząc, puściła mi oczko. Wreszcie wiedziałem, co mam robić. Moje życie nabrało sensu!

Marek R., 45 lat

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: małżeństwa | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy