Reklama

Karolu, kim ty jesteś?

Myślałam, że poznałam wspaniałego faceta. Niestety, mój ukochany miał swoje mroczne tajemnice...

Błądzące po moim nagim ciele oczy Karola błyszczały namiętnością, ale inne jego narządy zdawały się tej namiętności nie podlegać...

- Przepraszam cię, to z przemęczenia - westchnął.

Pewnie tak było. W końcu już prawie rok kursował codziennie między moją kawalerką, dyżurami w szpitalu i domem na wsi, gdzie owdowiała mama opiekowała się jego dwiema córkami. Cóż, nikt mi nie obiecywał, że związek z mężczyzną z przeszłością będzie łatwy... Od początku zdawałam sobie sprawę, że na prawdziwe wspólne życie pod jednym dachem będę musiała poczekać.

Reklama

Sześć lat temu jego małżeństwo zakończyło się rozwodem, i to nie najłatwiejszym. Matce dziewczynek ograniczono prawa rodzicielskie z powodu agresywnego zachowania.

Nie mogłam zrozumieć tej kobiety. Ośmioletnia Julka i dziesięcioletnia Karolinka były przekochane. Niestety, ich babcia za mną nie przepadała. Może uważała, że jestem dla jej syna za młoda? Bo różnica wieku między nami wynosiła 10 lat. A może po prostu obawiała się, że jeśli Karol się ze mną ożeni, ona przestanie być mu potrzebna? Moje entuzjastyczne propozycje wspólnego spędzenia czasu z Julcią i Karolką zawsze torpedowała, moje słowa komentowała westchnieniami. Kto wie, jak zniechęcała do mnie Karola, gdy tego nie słyszałam?

- Te nasze randki to nie jest prawdziwe życie - westchnął ciężko Karol. - Wszystko wydaje się takie prowizoryczne... To dlatego seks nie wychodzi.

Nie patrzył na mnie. "Teraz mi powie, że nasz związek nie ma sensu", pomyślałam i wstrzymałam oddech, ale on tylko pogłaskał mnie po pośladku.

- Chcę, żebyś była szczęśliwa pod każdym względem. Żebyś miała wszystko. Satysfakcję w łóżku też. Byłoby mi łatwiej się rozluźnić, wiedząc, że mam cię przy sobie całą noc. Przynajmniej wtedy, kiedy nie pracuję... Zamieszkaj ze mną i dziewczynkami - spojrzał mi w oczy. - U mnie w domu jest miejsce dla całej rodziny.

Omal się nie popłakałam. "Cała rodzina" - to stwierdzenie znaczyło dla mnie więcej, niż gdyby poprosił mnie o rękę. Wiedziałam, że rodzina jest dla niego najważniejsza.

Gdy się wprowadzałam, matka Karola przyglądała mi się z miną cierpiętnicy.

- Trudno dojechać stąd do miasta bez własnego samochodu - powiedziała. - Jeśli akurat Karol będzie na nocce, to nie zabierze się pani z nim rano do pracy.

- Jakoś sobie poradzę - wzruszyłam ramionami.

Dziewczynki były przeszczęśliwe, że tata wziął dwa dni wolnego z powodu przeprowadzki. Znaleźliśmy czas, żeby pobawić się z nimi na sankach. Niestety, Karol wydawał mi się jakiś przygnębiony. Choć przywiozłam z cukierni dobre ciasto, nie miał apetytu. Był rozbity, jakby łapało go  przeziębienie.

W niedzielę koło południa nagle się ożywił. Tej nocy miał dyżur. Zaczęłam rozumieć, że pracował przez całe lata tak dużo, że odwykł od normalnego odpoczynku.

- Zaharowujesz się, Karol - westchnęłam.

- Daj spokój - wzruszył ramionami.

Wszedł do gabinetu, w którym trzymał książki z zakresu medycyny i gdzie zostawiał torbę lekarską. Sięgnął po jeden z tomów i ze zmarszczonym czołem studiował opis symptomów jakiejś choroby.

- To taka wymagająca praca... - powiedziałam. - Należy ci się prawdziwy odpoczynek. Przynajmniej dwa tygodnie. Kiedy ostatnio wziąłeś urlop?

- O mnie się nie martw - posłał mi smutny uśmiech. - Jestem lekarzem, potrafię o siebie zadbać. Trochę witaminek i wszystko działa jak w zegarku.

Sięgnął do torby, wycisnął tableteczkę z blistra, połknął ją i uśmiechnął się do mnie. Kiedy wyszliśmy z pokoju, zamknął drzwi na klucz i objął mnie w talii. Pół godziny później, po prysznicu, wyszedł z łazienki jakiś podminowany.

- Ja rozumiem, że w dawnym mieszkaniu nie miałaś okna w łazience - burknął, nie patrząc na mnie. - Ale tutaj okno jest, więc chciałbym móc przez nie zobaczyć niebo. Mama była w stanie to ogarnąć!

"Oj, jednak żyję pod jednym dachem z tą trzecią", westchnęłam w myślach. "Tyle że wyjątkowo nie jest nią była żona, ale jego matka...". Kiedy już pojechał na dyżur, wzięłam się za mycie okien, pomimo wietrznej pogody.

Następnego dnia rano Karol wpadł do domu tak zaaferowany planem zakupu prezentu dla Karolci, której urodziny przypadały już za dwa dni, że nawet nie zwrócił uwagi na lśniące jak kryształ szyby. "No trudno", pomyślałam. "Ważne, że foch mu minął".

Jedliśmy urodzinowy tort, a uzbrojona w plastikowy widelczyk Julka dopytywała, czy ktoś chce dodatkowy plasterek cytryny do herbaty.

- Ja dziękuję - Karol zasłonił szklankę. - Zęby mnie bolą od kwaśnych rzeczy.

- A kiedy ostatnio byłeś u dentysty? - zainteresowałam się.

- To moja sprawa - burknął gniewnie.

Zrobiło mi się przykro, że przy gościach potraktował mnie tak obcesowo. Zwłaszcza że była tam jego matka. Z trudem udało jej się ukryć zadowolenie. "Jest niewyspany", tłumaczyłam sobie.

Dopiero mieszkając z nim pod jednym dachem, zrozumiałam w całej pełni, jak bezlitośnie wyczerpywał siły swojego organizmu. Pracował na zmiany, po nockach często wcale się nie kładł... A kiedy już się położył, przewracał się bezsennie z boku na bok. Jeśli jednak w końcu zasnął, obudzenie go stanowiło poważny problem. Naturalny rytm jego wewnętrznego zegara był zaburzony. Dziwiłam się, że w ogóle jeszcze miewa ochotę na seks...

Kiedy poszli już urodzinowi goście Karolci, a Karol pojechał na kolejny nocny dyżur, w pokoju dziewczynek, kuchni i przedpokoju nadal walały się baloniki, bibułkowe girlandy, konfetti...

- Te papiery trzeba najpierw pozbierać, żeby nie zapchały odkurzacza - stwierdziła matka Karola.

- Wiem - zaczynała mnie boleć głowa. - Poradzę sobie.

Westchnęła ciężko i poszła do domu.

Nachyliłam się, żeby podnieść z podłogi jakiś papier i zakręciło mi się w głowie. A potem już z każdą minutą czułam się coraz gorzej - dostałam gorączki.

"Przewiało mnie przy tych oknach", zrozumiałam, jednak ta świadomość w niczym mi nie pomogła. Kiedy poszłam do łazienki, żeby sprawdzić, czy Julka myje zęby, czułam się na tyle źle, że musiałam się oprzeć o futrynę drzwi.

- Pamiętam, żeby myć zęby - zapewniła mnie poważnym głosikiem Julka. - Nie musisz mnie pilnować.

- Właśnie - włączyła się Karolcia. - Tata zawsze mówi, że jak się ma infekcję, to trzeba leżeć!

Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli położę się zaraz, jak tylko ułożę do snu dziewczynki. Budzik nastawię na szóstą i wtedy posprzątam. Karol wróci do czystego domu.

Rano obudził mnie odgłos stawianego na gazie czajnika. Sprawdziłam godzinę - zaspałam! Wygramoliłam się z łóżka i potykając się o własne kapcie, pobiegłam do kuchni. Karolka kroiła ser, a Julka gąbką do naczyń zmywała stół.

- Ojej, dziewczynki - jęknęłam. - Zaraz wam zrobię śniadanie. Julciu, ochlapałaś sobie całe spodnie, dam ci suche...

Szczęknął zamek w drzwiach. Karol wrócił z nocnego dyżuru.

- Co się tu dzieje? - objął szybkim spojrzeniem córki, potem powiódł wzrokiem po podłodze wciąż usłanej kawałkami kolorowego papieru. - Czemu tu wciąż jest taki sam bajzel?

- Wcale nie taki sam, tato - uśmiechnęła się Julka. - Ja umyłam naczynia!

- A ja mam prawie gotowe śniadanie! - Karolinka wskazała nożem czajnik i rozłożone na talerzach kromki chleba, z których zamierzała zrobić kanapki.

Karol podszedł do mnie szybkim krokiem i chwycił boleśnie za ramię.

- To tak w twoim wydaniu wygląda opieka nad dziećmi? - syknął. - Wysługujesz się nimi, kiedy tego nie widzę?! One harują, a paniusia sobie śpi?!

Oniemiałam. Odezwała się Karolka: - Myśmy z Julką wyłączyły Sabinie budzik! Ona jest chora!

- To ja decyduję, czy ktoś jest chory! - huknął na nią Karol. - Natychmiast zostaw ten nóż i siadaj do stołu. Sabina ma ci robić śniadania!

Dziewczynki wpatrywały się w niego jak sparaliżowane.

- Przestań, Karol - wykrztusiłam. - Po prostu złapałam wirusa, a dziewczynki chciały pomóc. To im się chyba chwali?

- Już nigdy nie pozwolę na to, żeby były zaniedbywane! - warknął. - Przeproś je!

Julcia i Karolinka spuściły wzrok, jakby czuły się winne.

- Nie zrobiłam nic złego - obruszyłam się. - Zachowujesz się irracjonalnie.

- Pakuj się - syknął do mnie.

Po chwili dzwonił już do swojej matki, żeby przyjechała zająć się dziećmi, bo "ta kobieta" próbowała zrobić z nich swoje służące, w związku z czym się wyprowadza. Potem zabrał dziewczynki do ich pokoju, żeby z nimi porozmawiać. Obiecywał im, że "ta kobieta" więcej ich nie skrzywdzi.

W tamtej chwili bałam się go - mówił o mnie jak o obcej! Usiadłam na krześle w kuchni, bo trzęsły się pode mną nogi. Po kilku minutach wyszedł z pokoju dziewczynek.

-  Potrzebuję snu - mruknął w przestrzeń. - Potrzebuję snu, żeby być w stanie pracować na dzieci, ale tak się zdenerwowałem, że teraz nie zasnę. Jadę do szpitala po lek nasenny. Mama za chwilę tu dojedzie i zajmie się dziewczynkami.

Wyszedł. Miałam ochotę uciec, tak jak stałam. Wczoraj wieczorem moja niedoszła teściowa wyszła stąd urażona. Teraz wpadnie jak furia i po tym, co usłyszała przez telefon, chyba rozszarpie mnie na kawałki. Gdyby nie to, że nie chciałam zostawić dziewczynek samych, uciekłabym!

Parę minut później rozległo się pukanie do drzwi. To była matka Karola. Przyjrzała mi się z mieszaniną niepokoju i współczucia. Bez słowa poszła do dziewczynek. Po chwili małe wyszły za nią z pokoju. Julka spytała, czy mogą dostać trochę tortu. Wyjęłam z lodówki ciasto. Julka wdrapała się babci na kolana, a Karolinka wgramoliła się na moje. Jadłyśmy tort w całkowitym milczeniu.Kiedy dziewczynki poszły obejrzeć kreskówkę i zostałyśmy z matką Karola same, kobieta otarła załzawione oczy.

- Znowu to robi - pokręciła głową. - Najgorsze, że dziewczynki już się do ciebie przywiązały, będą za tobą tęsknić. Ale... powinnaś uciekać. Ratuj się.

Prawie niesłyszalnym szeptem zaczęła mi opowiadać o byłej żonie Karola.

- Załatwił jej "papiery". Krótko mówiąc, wysłał ją do psychiatryka. Miała depresję poporodową, a on wrzeszczał na nią o byle co. Wreszcie któregoś razu miała tego tak dość, że rzuciła w niego dezodorantem, bo akurat trzymała go w ręce. Sama mi to opowiedziała, wstydziła się i płakała. A on zrobił z niej kompletną wariatkę. Miał znajomego psychiatrę, to wystarczyło, żeby się jej pozbyć. Bała się, że jeszcze gorzej ją potraktuje i zniknęła. Dzieci zostały z nim, ale prawie wcale go nie widywały, bo harował tak jak teraz. Miał kredyty do spłacenia, chciał coś odłożyć na przyszłość... Prosiłam, żeby przestał brać tyle dyżurów, bo przecież to nie na ludzkie siły. Powiedział mi, że jako lekarz wie, jak ma dbać o swój organizm.

Przypomniałam sobie, że bez przerwy łykał pigułki ze swojej lekarskiej torby. Te jego nagłe zmiany nastroju wydały mi się nagle bardzo podejrzane... Umówiłam się z jego matką, żeby na jakiś czas zabrała dzieci do siebie. Potem pojechałam do miasta i wróciłam dopiero po południu, kiedy Karol odsypiał dyżur. Upewniłam się, że mocno śpi i przeszukałam lekarską torbę. W płaskiej bocznej kieszonce tkwił znajomy blister pigułek. Na srebrnej folii widniał nadruk: "amphetamine".

Włączyłam komputer w salonie, weszłam do internetu i zaczęłam czytać... Amfetamina to środek psychostymulujący. Uzależnia głównie psychicznie. Ułatwia koncentrację, daje poczucie zwiększonej energii, pewności siebie, powoduje pobudzenie psychiczne i ruchowe... Ale też skutkuje jadłowstrętem, wywołuje nerwowość, agresję, brak apetytu, bezsenność. Kiedy jej stężenie w organizmie opada, pojawia się przygnębienie, niepokój, przemożna potrzeba snu. Przy długotrwałym zażywaniu dochodzi do uszkodzenia szkliwa na zębach, a w wypadku przedawkowania może dojść do zapaści sercowo-naczyniowej oraz udaru mózgu. Czasem zdarzają się problemy z potencją, a nawet omamy wzrokowe i słuchowe, zanik samokontroli...

Wyglądało na to, że Karol był na tych prochach przez cały czas, odkąd go poznałam. Kiedy spotykaliśmy się tylko na krótko, w mojej kawalerce, nie zdążyłam go dobrze poznać. W jakim stopniu był sobą, a kiedy przemawiały przez niego tabletki? Czy to, co brałam za miłość z jego strony, naprawdę było miłością, czy tylko jakimś ubocznym skutkiem po zażyciu tabletek? Chyba cały nasz związek nie mógł być ułudą? W końcu Karol jako tako funkcjonował, najwyraźniej nie popełnił w pracy żadnego poważniejszego błędu, bo to wyszłoby na jaw. Na dziewczynkach przecież też mu zależy, więc chyba do pewnego stopnia nadal jest sobą?

Przypomniałam sobie wszystko, co wiedziałam o matce Karolki i Julci... Przecież to, co Karol jej zrobił, było straszne! Czy zdawał sobie z tego sprawę? Przedstawił mi ją w jak najgorszym świetle... Czy teraz i o mnie myślał w podobny sposób? Usiadłam w kuchni i czekałam, aż Karol się obudzi. Musiałam z nim poważnie porozmawiać.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak wystraszyłeś wczoraj dziewczynki? - spytałam go, usiłując zachować spokój.

Burknął coś pod nosem i poszedł do gabinetu. Usłyszałam, że szura tam swoją lekarską torbą, wysypuje całą jej zawartość na biurko. Serce zaczęło mi walić jak młotem. Po chwili Karol znów zjawił się w kuchni.

- Tego szukasz? - pokazałam mu blister.  - Właśnie przez to wydarzyła się wczoraj ta okropna scena!

- Skąd to wzięłaś?! - rzucił się w moją stronę, wyrwał mi z ręki blister, wycisnął jedną tabletkę i połknął ją na sucho.

- Musisz z tym skończyć! - podniosłam na niego głos.

- Wiem, co robię. Jestem lekarzem!

- Ale niedługo możesz przestać nim być! - zabrzmiało to jak groźba.

Zmarszczył czoło. Potem niebezpiecznie zmrużył oczy.

- Tylko spróbuj kogoś poinformować... - wydusił. - Już nigdy nie zobaczysz moich dziewczynek.

Serce podeszło mi do gardła.

- Karol - wykrztusiłam. - Czy ty nie rozumiesz, że igrasz z ogniem? A jeśli stracisz pracę, to z czego utrzymasz dziewczynki? A jeśli, co gorsza, stracisz prawo wykonywania zawodu? Co wtedy zrobisz?

Nie słuchał. Zachowywał się tak, jakby mnie tam nie było. Spakowałam jeszcze kilka swoich rzeczy z nocnej szafki w sypialni i wyszłam. Na zewnątrz wpadłam na dziewczynki z babcią. Matce Karola szepnęłam, że do niej zadzwonię. Dyskretnie ścisnęła moją dłoń.

- Dokąd idziesz? - spytała Karolka. - Chodź do domu.

- Będę teraz znowu mieszkać w mieście - pogłaskałam ją po policzku.

- My już nie będziemy ci przestawiać budzika - Julka spróbowała pertraktować.

Nie chciałam, żeby widziały, jak płaczę, więc przytuliłam je obie szybko i uciekłam, choć każdy krok wymagał nadludzkiego wysiłku. Przez chwilę miałam wszystko: ukochanego mężczyznę, wspólny dom, dzieci. Teraz wszystko przepadło.

Od matki Karola dowiadywałam się o rozwoju sytuacji. Mimo że wciąż brał bardzo dużo dyżurów, był bardziej ponury niż zwykle. Czy to znaczyło, że odstawił amfetaminę? Nie miałam odwagi w to wierzyć. Bywały chwile, kiedy łapałam się na tęsknocie za nim. Sama nie mogłam siebie zrozumieć - tęsknić za kimś, kto zachowywał się tak okropnie wobec mnie i swojej byłej żony? Jednak trudno mi było spisać nasz związek na straty... Martwiłam się też o dziewczynki i brakowało mi codziennych kontaktów z nimi.

Jakieś pięć tygodni później Karol zjawił się u mnie z bukietem róż.

- Nie wiem, czy kiedykolwiek ci się odwdzięczę - wyszeptał. - To był chyba ostatni moment, aby odstawić to świństwo. Dzięki tobie wszystko zrozumiałem. Chodzę na terapię, wiesz? Jak mam cię przepraszać? Jak zdołam wszystkich przeprosić? - pokręcił głową. - Gdybym tylko mógł cofnąć czas! Wybaczysz mi, kochanie?

Wybaczyłam. Ale minie sporo czasu, zanim w pełni odzyska moje zaufanie...

Sabina J., 35 lat


Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: kłótnia | kłótnia małżeństwa | rozwód | okładka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy