Komputerowe love
Byłam gotowa znaleźć synowi dziewczynę, byle dał się wreszcie odciągnąć od monitora...
Rusz no się sprzed tego komputera! Maciek, słyszysz, co do ciebie mówię? Śmieci trzeba wyrzucić! - wrzasnęłam w kierunku syna, który trzecią już chyba godzinę z rzędu tłukł w jedną z tych swoich gier.
- Zaraz, mamo, nie mogę się teraz wylogować. Zawiódłbym drużynę - odparł, nawet nie odrywając wzroku od monitora. Postawiłam wielki worek z odpadkami w drzwiach jego pokoju.
- Synu, bój się Boga, przecież to nie są prawdziwi ludzie. Nikogo nie zawiedziesz, a śmieci wkrótce same zaczną chodzić - wyjaśniłam, siląc się na spokój. Maciek posłał mi pełne politowania spojrzenie.
- To nie do końca tak, mamo. Wiesz, ja gram przez internet z kumplami z klasy i jeśli teraz się wycofam, i położę całą misję, to jutro w szkole będę miał przechlapane. Rozumiesz?
- Chyba. No dobrze, to skończ tę swoją turę, misję, czy jak to tam nazywasz, ale potem śmieci muszą stąd zniknąć, jasne?
- Jasne, jasne - zapewnił i przez kolejne pół godziny grał w najlepsze. W końcu jednak dał się wyprosić z domu i wyniósł śmieci. Zmusiłam go też, by z grubsza ogarnął chaos panujący w jego pokoju, ale widziałam, że przez cały czas zezował w stronę komputera.
- Skaranie boskie z tym chłopakiem! - żaliłam się wieczorem mężowi. - Ciągle tylko komputer i komputer. Lepiej by już książkę poczytał!
- Przejdzie mu, zobaczysz - zaśmiał się Zbyszek. - Pozna jakąś fajną dziewczynę i zacznie się za nią uganiać. Jeszcze zatęsknimy za tym, by zobaczyć nasze dziecko przyklejone do komputera.
Westchnęłam tylko i usiadłam na kanapie.
- Żartujesz chyba? A gdzie on niby ma tę dziewczynę poznać, co? - powątpiewałam. - W tej jego matematycznej klasie nie ma zbyt wielu koleżanek.
- Skarbie, przecież nie musi jej poznać w szkole. My na przykład poznaliśmy się w dyskotece, pamiętasz?
- Pewnie, że pamiętam. Ale on do dyskotek nie chodzi. Bywa tylko na tych treningach piłki nożnej, a tam przecież nie ma dziewczyn, resztę czasu spędza w domu! - rzuciłam zirytowana. - I co z tym zamierzasz zrobić jako jego ojciec?
Zbyszek przeciągnął się, ziewnął i zerknął na zegarek.
- Dochodzi północ, więc może na razie zrobię sobie kąpiel? - uśmiechnął się sennie, a potem poczłapał do łazienki. "Tak to jest! Kiedy przychodzi do wychowywania dzieci, mężczyźni wolą umyć ręce i całą robotę zostawić kobietom", pomyślałam z irytacją. Przez całą noc nie zmrużyłam oka, zastanawiając się, jakby odciągnąć tego mojego dzieciaka od komputera. Ostatecznie doszłam do wniosku, że pomysł z dziewczyną nie jest taki zły. Musiałam tylko znaleźć jakąś sympatyczną koleżankę dla Maćka. "Tak, gdybym jeszcze znała jakieś nastolatki, to problem rozwiązałby się sam", westchnęłam głośno i wtedy przypomniało mi się, że Magda, moja przyjaciółka jeszcze z czasów liceum, ma córkę w zbliżonym wieku. "To jest to!", ucieszyłam się. Zaaranżowałam więc małe spotkanie i w sobotę zaprosiłam do nas Madzię razem z rodzinką. Kiedy koleżanka zjawiła się u mnie, z ciekawością przyjrzałam się jej córce. Dziewczyna była naprawdę śliczna. Ucieszyłam się i w duchu pogratulowałam sobie sukcesu. Po raz pierwszy naprawdę uwierzyłam, że mój syn zajmie się czymś innym niż tylko komputerem. Wprowadziłam gości do salonu, a potem zawołałam Maćka.
- To jest Kamila, córka pani Magdy. Bądź tak miły i zorganizuj jej jakoś czas, żeby się nie nudziła, siedząc z dorosłymi - poprosiłam.
Maciek wzruszył ramionami, a potem rzucił tylko krótkie: "chodź" w kierunku dziewczyny. Kiedy impreza dobiegła końca, Kamilka i Maciek mieli bardzo niewyraźne miny. Początkowo łudziłam się, że trudno im się rozstać, ale rozmowa z synem rozwiała wszelkie moje złudzenia.
- I jak tam nowa koleżanka? - zagaiłam, siadając przy jego biurku.
- Ta lamerka? - zapytał z drwiącym uśmieszkiem. - Szkoda gadać. Powiem ci szczerze, mamo, że w życiu się tak nie wynudziłem...
- Ale to przecież bardzo miła i ładna dziewczyna - przerwałam mu. Maciek wzruszył ramionami.
- Przecież uroda to nie wszystko, no nie? Liczy się to, co człowiek ma w środku. Popatrzyłam na niego zdumiona. No, wszystkiego bym się spodziewała po moim dorastającym synu, ale nie takich filozoficznych dywagacji.
- No to co jest z nią nie tak? - zdziwiłam się. - Myślałam, że to bardzo sympatyczna dziewczyna i w ogóle...
Maciek skrzywił się lekko.
- Mi tam od razu Kama wydała się jakaś nie tego, ale chciałem być grzeczny. Włączyłem jej nawet kompa, żeby sobie pograła. Zapytałem, co lubi, a ona na to, że gry są dla debili... No nie patrz tak na mnie, mamo... Może użyła innych słów, ale sens był mniej więcej ten sam.
- Oj, Maciek. To, że Kamila nie lubi gier, jeszcze nic nie znaczy, może ma inne ciekawe zainteresowania...
- A pewnie, że ma! - tym razem to syn wszedł mi w słowo. - Ona uwielbia wyprzedaże! Cały koszmarny wieczór opowiadała mi, gdzie robi zakupy. Jeszcze trochę, a wpadłaby na genialny pomysł, żebyśmy razem biegali po sklepach. No, sorry! Ja i zakupy? - jęknął, a potem spojrzał na mnie błagalnie.
- Mamo, czy mogę o coś cię prosić?
- No, w zasadzie...
- Nie zapraszaj jej więcej, dobra?
- Dobra.
Zostawiłam Maćka samego i powlokłam się do sypialni.
- I jak tam twoja misja? - zainteresował się Zbyszek. - Czy Kamilka będzie tym kołem ratunkowym, które wyciągnie naszego synka z internetowej powodzi?
- Bardzo śmieszne, wiesz? - burknęłam i machnęłam ręką. - Maciek jej nie polubił, stwierdził, że to lamerka.
- Lamerka? A co to znaczy? - zapytał.
- Nie wiem, ale to raczej nie jest komplement. Słuchaj, a może ty masz znajomych z córkami w podobnym wieku.
- O, nie! - oburzył się mąż. - Ja tam swatką nigdy nie będę. Mówię ci, daj mu spokój, a zobaczysz, że wkrótce sam sobie znajdzie dziewczynę.
Nie byłam tego taka pewna, ale okazało się, że Zbyszek miał rację. Jakiś miesiąc po mojej żałosnej próbie swatania syna z Kamilką, Maciek zaczął wspominać o jakiejś tajemniczej koleżance, którą nazywał po prostu Elfi.
- A nie mówiłem, że Maciuś w końcu sobie kogoś znajdzie? - rzucił Zbyszek.
- I Bogu dzięki! - ucieszyłam się. - Wiesz, jutro go podpytam, to dowiem się, co to za dziewczyna. Może ją do nas zaprosi?
- Ciekawość cię zżera, co? - zaśmiał się Zbyszek.
- A tam zaraz ciekawość! Po prostu nie chcę, żeby Maciek miał przed nami jakieś tajemnice...
- Czyli to tylko wyraz matczynej troski?
- A żebyś wiedział! - ucięłam rozmowę, bo jego ton i głupie insynuacje irytowały mnie coraz bardziej. Następnego popołudnia zajrzałam do pokoju syna. Maciek swoim zwyczajem ślęczał przed monitorem.
- No nie patrz tak na mnie, mamo. Lekcje już odrobiłem. Chyba należy mi się trochę rozrywki? - rzucił, gdy stanęłam w drzwiach jego pokoju.
- C-co... A, dobrze, pograj sobie... Ja nie o tym chciałam porozmawiać - uśmiechnęłam się przyjaźnie, a Maciek nagle zrobił się czujny.
- Jak to nie o tym?
- No wiesz, ostatnio sporo mówiłeś o takiej dziewczynie, Elfi... No i zastanawiałam się, co to za jedna, bo ksywkę ma dość oryginalną...
- Czy ja wiem - syn podrapał się po głowie.
- Moim zdaniem to nie jest oryginalna ksywka, no przynajmniej jak na elfa.
Spojrzałam na niego kompletnie zbita z tropu.
- Jakiego znowu elfa?
- Bo Elfi jest elfem. I to najlepszym na naszym serwerze. Pokonała nawet Rudego, a wiesz mi, mamo, to nie jest wcale takie proste!
- Nie rozumiem... To kim albo... czym ona jest? - zapytałam.
- Możesz tu podejść, mamo? - zapytał, obracając monitor w moją stronę. - Widzisz, to jest Elfi... Ta wysoka, ze spiczastymi uszami i niebieską skórą.
Spojrzałam na monitor. No, tak... Nie dało się ukryć, że ta uzbrojona w miecz i tarczę postać przypominała elfa. Niestety, była też... komputerowa. Usiadłam na kanapie i złapałam się za głowę.
- Oj, Maciek, Maciek, ale to tylko gra. Ta dziewczyna nie jest prawdziwa... - zaczęłam tłumaczyć.
- Chryste, mamo, wiem. Nie jestem czubkiem - rzucił zirytowany.
- No ale przecież mówiłeś, że masz koleżankę... Że się przyjaźnicie.
Syn przewrócił oczami i spojrzał na mnie w ten swój irytujący sposób.
- Mamuś, wyluzuj, dobra? Ja nie przyjaźnię się z tą postacią, tylko z laską, która nią gra...
- Czyli jednak jest jakaś dziewczyna? - rzuciłam z nadzieją.
- No, tak... Gramy razem.
- Aha, to może zaprosisz ją do nas i pogadacie normalnie - zaproponowałam.
- Czy ja wiem, ona jest z Zamościa. A jak nie będzie chciała przyjechać? - zaniepokoił się i chyba nieco zaczerwienił.
- No coś ty, Zamość nie jest znowu aż tak daleko - przekonywałam. - Zaproś ją, na pewno się zgodzi.
Maciek wahał się jeszcze przez chwilę, a potem uprzejmie, lecz stanowczo wyprosił mnie z pokoju, oznajmiając, że musi "poklikać w cztery oczy". Kwadrans później wpadł do salonu i oznajmił uradowany, że jego przyjaciółka odwiedzi nas w najbliższy piątek. Nie mogłam się doczekać. Byłam bardzo ciekawa, jak wygląda małolata, która zawróciła w głowie mojemu Maćkowi. W piątkowe popołudnie mój syn wybiegł na dworzec. Przyznam, że miałam ogromną ochotę, by dotrzymać mu towarzystwa. Ale Maciek kategorycznie odmówił, oświadczając, że randka z matką u boku to obciach.
- Poszwędamy się trochę po mieście, a potem wpadniemy do domu na obiad - wyjaśnił, trzaskając za sobą drzwiami. Dwie godziny później wyraźnie zadowolony wprowadził do naszego domu swoją nową znajomą. Widać było, że wpadł po uszy, bo twarz aż mu promieniowała radością.
- To Elfi, a w zasadzie Ewa - powiedział, przedstawiając nam uśmiechniętą nastolatkę z kolorowymi dredami do pasa i sporym tatuażem na lewym ramieniu.
- Dzień dobry państwu - odparło dziewczę i uśmiechnęło się, a ja przez ułamek sekundy dostrzegłam błysk kolczyka w jej języku. Odpowiedziałam niemrawym uśmiechem. Szczerze mówiąc, nie tak ją sobie wyobrażałam. Zanim jednak zdążyłam coś powiedzieć, syn oświadczył, że chce pokazać Ewie swój komputer i oboje zniknęli w jego pokoju.
- No i? Co myślisz? - zapytałam męża.
- Cóż... To raczej miła i kulturalna dziewczyna...
- Kulturalna? - zdziwiłam się.
- W końcu powiedziała "dzień dobry", prawda? - zauważył Zbyszek. - I z pewnością nie jest żadną... lamerką.
- Aha, czyli to twoim zdaniem wystarczy? - rzuciłam zirytowana.
- Maciek ją lubi, a to jest chyba najważniejsze - usłyszałam.
- A te dredy, tatuaż i kolczyki? Nie wydaje ci się, że są trochę... no... mało dziewczęce? Przecież Kamilka przy tej Ewie wygląda jak miss świata! - rzuciłam zdenerwowana.
- To chyba powinniśmy się cieszyć, prawda? - stwierdził uradowany Zbyszek.
- Cieszyć? A niby z czego?
- Że nasz synek nie kieruje się tylko wyglądem.
- No w sumie masz rację - przyznałam w końcu i zadowolona przytuliłam się do męża.
- Widzisz, skarbie, to był jednak dobry pomysł, żeby ją zaprosić! Zbyszek cmoknął mnie w policzek, a po chwili namysłu dodał:
- Pewnie, że dobry. Tylko efekt będzie chyba odwrotny od zamierzonego, bo teraz to nawet siłą nie oderwiemy młodego od komputera.
Wanda I., 44 l.