- To co, idziemy? - zapytała, spoglądając na mnie spod rzęs.
Gdybyście wiedzieli, co ja wtedy poczułem! Wystartowałem jak sprężyna w stronę wieszaka i podałem jej płaszcz. Po chwili byliśmy już na parkingu. Sandra z niepokojem spojrzała na tylne siedzenie, na którym awanturował się malutki piesek!
- Czy to york? - spytałem niepewnie, patrząc na kudłatego psiaka.
- Tak, nazwałam go Pikuś. A co, nie lubisz psów?!
- Ależ nie! Bardzo lubię! - zapewniłem.
A w myślach dopowiedziałem: "Lubię wszystkie psy, poza tymi małymi kukiełkami, które robią hałas bez powodu i które mam ochotę kopnąć na dzień dobry!"
Gdy dojechaliśmy na miejsce, Sandra powierzyła mi koszyczek, a sama wzięła tego szczekającego niedorajdę na ręce.
- Oto apartamentowiec, w którym mieszkam - pochwaliła się.
- No, niezła robota, ale ja zrobiłbym to inaczej - skwitowałem, jak na porządnego architekta przystało.
Weszliśmy do budynku. Sandra mówiła coś do swojego pupilka.
- Oj ty mój malutki rozrabiako, ty psinko mała, ty!
Przyznam, że zacząłem się irytować.
W końcu to ja miałem być atrakcją wieczoru! Sandra postawiła psiaka na ziemi. Mały spojrzał na mnie przymilnie. Postanowiłem się przełamać i pogłaskałem wyszczekanego malca. Byłem zaskoczony, gdy polizał moją dłoń.
- Lubi cię! - zawołała uradowana Sandra. - Kupiłam smycz - dodała i założyła mu na szyję.
Weszliśmy do klatki. Akurat któryś z lokatorów wjeżdżał na górę. Miał ze sobą potężnego psa. Postanowiliśmy zaczekać na drugą windę, gdy nagle Pikuś wyrwał w stronę odjeżdżającej. Wbiegł do środka w ostatnim momencie, nim zatrzasnęły się za nim drzwi. Sandra stała bezradnie, smycz w jej ręku stawała się coraz krótsza. Pikuś jechał do góry, za chwilę mógł się udusić. Sandra puściła smycz, ale plastikowy uchwyt z brzękiem zatrzymał się w szczelinie. Gdzieś z wysokości pierwszego piętra doszedł nas dźwięk dramatycznego szczeknięcia i skowyt przyduszonego Pikusia. Nagle mnie olśniło. wyjąłem z kieszeni breloczek, w którym był scyzoryk i niczym MacGyver odciąłem blokujący uchwyt smyczy. Pikuś został uratowany. Sandra rzuciła mi się w ramiona.
- Mój bohaterze! - zawołała.
Po chwili winda zjechała na dół. Drzwi otworzyły się i postawny mężczyzna podał nam nieco podduszonego Pikusia.
- Chyba chciał się zaprzyjaźnić ze starszym kolegą - zażartował, spoglądając na swojego owczarka.
Sandra wzięła Pikusia na ręce. Odzyskiwanie sił zajęło mu kilka sekund.
Już w mieszkaniu Sandra nakarmiła szczeniaka i mały, widocznie wykończony wszystkimi przygodami, zasnął.
- To co, teraz możemy porozmawiać o urządzeniu mieszkania? - zagadnąłem.
- A może porozmawialibyśmy o nas - powiedziała, całując mnie delikatnie. - To całe zamieszanie z mieszkaniem było tylko pretekstem, żeby lepiej cię poznać - przyznała nieśmiało.
- Ale psa chyba specjalnie nie kupiłaś?
- To akurat zrządzenie losu...
Plan uwiedzenia i rozkochania córki szefa okazał się niepotrzebny... Sandra już wcześniej zastawiła na mnie sidła!
Darek P, 29 l.