Kto jest atrakcją wieczoru?
- Przecież to córka twojego szefa. Jeśli ją wyrwiesz, to albo dostaniesz awans, albo wylecisz z firmy z szybkością światła.
- Przestań! Bardzo mi pomagasz. Stary, mówię ci, że naprawdę mi na niej zależy.
- Wiem, ale nie mogę się powstrzymać od żartów. Nigdy nie widziałem cię w takim stanie. Najlepiej przyjmij postawę obojętnego drania...
Posiedzieliśmy jeszcze kilka godzin w barze, rozmawiając o furach, piłce nożnej i polityce... A w piątkowy poranek myślałem, że nie podniosę się z łóżka. Spóźniłem się do roboty dobre pół godziny.
- No jesteś w końcu - usłyszałem skrzeczący głos sekretarki. - Szef cię wzywa.
- Teraz?! - zdziwiłem się.
- A kiedy?! Już od piętnastu minut ściemniam mu, że ugrzązłeś w korku, więc lepiej trzymaj się tej wersji!
- Dobrze, pani Danusiu, dziękuję! - odpowiedziałem i w te pędy rzuciłem się w stronę windy, musiałem zabrać z pracowni wydruki projektu.
Nagle otworzyły się drzwi windy i prawie wpadłem na... piękną córkę szefa.
- Cześć - rzuciłem.
- Cześć, myślałam, że spotkam cię u ojca, czekałam na ciebie, ale się nie pojawiłeś - powiedziała, patrząc mi prosto w oczy. - Urządzam swoje pierwsze mieszkanie i chciałam, żebyś doradził mi w kilku sprawach. Ojciec ceni twoje projekty. Mnie też się podobają.
"Boże, taka okazja, żeby gdzieś ją zaprosić, a ty stoisz i się uśmiechasz, durniu!" - ganiłem się w myślach.
- Jak chcesz, możemy się spotkać na kawie i pogadać. Pokażesz mi projekt mieszkania, a ja spróbuję ci tam wyburzyć parę ścian - zaśmiałem się.
- Jasne, ale teraz lepiej spotkaj się z papą, pewnie zaczyna się niecierpliwić.
- Eee, jasne, lecę, pa! - pożegnałem się.
Po chwili pociłem się już w gabinecie szefa, przedstawiając mu postępy, jakich dokonał mój zespół w pracach nad najnowszym projektem. Gdy skończyliśmy, szef uderzył w inny ton:
- Była dziś u mnie moja córka, chciała się z panem skonsultować.
- Tak wiem, widziałem się z nią przy recepcji i umówiliśmy się już na spotkanie - sprytnie przerwałem szefowi.
- O, i to mi się podoba! Nie traci pan czasu na czcze gadanie. Szczegóły projektu omówi pan z Sandrą. Proszę pamiętać, mieszkanie mojej córki ma być na najwyższym poziomie.
- Oczywiście - powiedziałem i wyszedłem z jaskini lwa.
Kilka minut później dzwoniłem do pięknej Sandry, żeby umówić się na konkretną godzinę. Ustawiliśmy się około siedemnastej w jednej z knajpek na rynku. Sandra zjawiła się punktualnie. Po obejrzeniu planów i omówieniu kilku pomysłów, powiedziała nagle:
- Skończmy już z tą architekturą i napijmy się jeszcze kawy!
Byłem lekko zszokowany, ale i wniebowzięty. Moja piękna klientka chciała spędzić ze mną resztę wieczoru.
- Wiesz, mam lepszy pomysł - powiedziała nagle. - Jedźmy zobaczyć mieszkanie. Od razu je obejrzysz! Połączymy przyjemne z pożytecznym. W domu mam butelkę wina! - zawołała zadowolona z siebie, a po chwili dodała: - Muszę wracać, w aucie zostawiłam śpiącego psa! - postukała się w głowę.
- Samego?! - nie mogłem uwierzyć.
- O matko! Jak mogłam zapomnieć - wyrzucała sobie. - Dostałam go dzisiaj, to szczeniak. Gdy wychodziłam z samochodu, spał sobie smacznie w koszyczku...
"Hmm, teraz pewnie zasikał całą tapicerkę", pomyślałem i lekko się zirytowałem, bo w myślach ułożyłem już sobie romantyczny plan wieczoru...
- To co, idziemy? - zapytała, spoglądając na mnie spod rzęs.
Gdybyście wiedzieli, co ja wtedy poczułem! Wystartowałem jak sprężyna w stronę wieszaka i podałem jej płaszcz. Po chwili byliśmy już na parkingu. Sandra z niepokojem spojrzała na tylne siedzenie, na którym awanturował się malutki piesek!
- Czy to york? - spytałem niepewnie, patrząc na kudłatego psiaka.
- Tak, nazwałam go Pikuś. A co, nie lubisz psów?!
- Ależ nie! Bardzo lubię! - zapewniłem.
A w myślach dopowiedziałem: "Lubię wszystkie psy, poza tymi małymi kukiełkami, które robią hałas bez powodu i które mam ochotę kopnąć na dzień dobry!"
Gdy dojechaliśmy na miejsce, Sandra powierzyła mi koszyczek, a sama wzięła tego szczekającego niedorajdę na ręce.
- Oto apartamentowiec, w którym mieszkam - pochwaliła się.
- No, niezła robota, ale ja zrobiłbym to inaczej - skwitowałem, jak na porządnego architekta przystało.
Weszliśmy do budynku. Sandra mówiła coś do swojego pupilka.
- Oj ty mój malutki rozrabiako, ty psinko mała, ty!
Przyznam, że zacząłem się irytować.
W końcu to ja miałem być atrakcją wieczoru! Sandra postawiła psiaka na ziemi. Mały spojrzał na mnie przymilnie. Postanowiłem się przełamać i pogłaskałem wyszczekanego malca. Byłem zaskoczony, gdy polizał moją dłoń.
- Lubi cię! - zawołała uradowana Sandra. - Kupiłam smycz - dodała i założyła mu na szyję.
Weszliśmy do klatki. Akurat któryś z lokatorów wjeżdżał na górę. Miał ze sobą potężnego psa. Postanowiliśmy zaczekać na drugą windę, gdy nagle Pikuś wyrwał w stronę odjeżdżającej. Wbiegł do środka w ostatnim momencie, nim zatrzasnęły się za nim drzwi. Sandra stała bezradnie, smycz w jej ręku stawała się coraz krótsza. Pikuś jechał do góry, za chwilę mógł się udusić. Sandra puściła smycz, ale plastikowy uchwyt z brzękiem zatrzymał się w szczelinie. Gdzieś z wysokości pierwszego piętra doszedł nas dźwięk dramatycznego szczeknięcia i skowyt przyduszonego Pikusia. Nagle mnie olśniło. wyjąłem z kieszeni breloczek, w którym był scyzoryk i niczym MacGyver odciąłem blokujący uchwyt smyczy. Pikuś został uratowany. Sandra rzuciła mi się w ramiona.
- Mój bohaterze! - zawołała.
Po chwili winda zjechała na dół. Drzwi otworzyły się i postawny mężczyzna podał nam nieco podduszonego Pikusia.
- Chyba chciał się zaprzyjaźnić ze starszym kolegą - zażartował, spoglądając na swojego owczarka.
Sandra wzięła Pikusia na ręce. Odzyskiwanie sił zajęło mu kilka sekund.
Już w mieszkaniu Sandra nakarmiła szczeniaka i mały, widocznie wykończony wszystkimi przygodami, zasnął.
- To co, teraz możemy porozmawiać o urządzeniu mieszkania? - zagadnąłem.
- A może porozmawialibyśmy o nas - powiedziała, całując mnie delikatnie. - To całe zamieszanie z mieszkaniem było tylko pretekstem, żeby lepiej cię poznać - przyznała nieśmiało.
- Ale psa chyba specjalnie nie kupiłaś?
- To akurat zrządzenie losu...
Plan uwiedzenia i rozkochania córki szefa okazał się niepotrzebny... Sandra już wcześniej zastawiła na mnie sidła!
Darek P, 29 l.