Kiedy poznałem Ewę, zrozumiałem, że to kobieta, na którą czekałem całe życie. Niestety, moja mama nastawiła się do niej negatywnie. Czemu? Bo była starsza ode mnie, po rozwodzie, no i miała córeczkę. Musiałem wybierać: matka albo ona…
Zapowiada się ostra zima - tata popukał palcem w gazetę. - Dla narciarzy to będzie raj!
- No właśnie - podniosłem głowę znad talerza. - Kumple namawiają mnie na wyjazd w góry. Mam masę zaległego urlopu, więc mógłbym trochę poszaleć.
- Tak, tak - podchwyciła mama. - Masz rację. Przyda ci się trochę rozrywki...
Tydzień później wyjechałem. To były wspaniałe dwa tygodnie. I nie mówię tylko o śniegu, ognisku i pieczeniu barana. Moje życie się zmieniło. Wróciłem wypoczęty i szczęśliwszy, niż byłem wtedy, gdy wyjeżdżałem.
- Jestem... - rzuciłem od progu. - Ale było super!
Ekwipunek cisnąłem w kąt i usiadłem przy stole. Opowiadałem o pensjonacie, góralach, nartach. Ale rodzice wyczuwali, że podczas tego wyjazdu wydarzyło się coś jeszcze. W końcu uznałem, że nadszedł właściwy moment i powiedziałem:
- W niedzielę będziemy mieli gościa na obiedzie...
- Naprawdę?! - mama wstrzymała oddech z wrażenia. - Jak ma na imię?
- Ewa - siliłem się na obojętny ton. - Jest nauczycielką historii. No i mieszka tutaj, w Warszawie...
Mama i tata wymienili między sobą spojrzenia. Tata coś chrząknął, a mama szybko odwróciła się, aby ukryć szeroki uśmiech na twarzy. Chyba ucieszyli się z tej nowiny, bo już dawno wmawiali mi, że powinienem sobie kogoś znaleźć. W końcu nadszedł dzień spotkania. Wszedłem do kuchni. Mama mieszała coś w rondlach, a tata obierał jarzyny.
- Jadę po Ewę. Będziemy o trzeciej - rzuciłem. - Mamo, nie przesadzaj z tym pitraszeniem, proszę cię. Przecież to tylko obiad. Wyszedłem z domu, wsiadłem do samochodu i pojechałem po Ewę. Już na mnie czekała przed swoim blokiem i nerwowo poprawiała fryzurę.
- I jak? - zapytała niepewnie.
- Świetnie - uśmiechnąłem się. - Naprawdę niepotrzebnie się denerwujesz. Po prostu zjemy razem obiad!
- Łatwo ci mówić - mruknęła Ewa. - Przecież wszystko zależy od pierwszego wrażenia.
W końcu stanęliśmy pod drzwiami naszego domu. Mama i tata wyszli nam na powitanie.
- To jest Ewa, a to są moi rodzice - dokonałem oficjalnej prezentacji.
- Dzień dobry - mama z uśmiechem podała rękę, a tata szarmancko cmoknął Ewę w dłoń. - Prosimy do środka.
Siedzieliśmy potem przy stole i obserwowaliśmy się dyskretnie. Rodzice Ewę, Ewa ich, a ja wszystkich po kolei. Miałem nadzieję, że takie obiady przeżywa się tylko raz w życiu! Każdy z nas był tak spięty, że z trudem oddychał.
- Jacek mówił nam, że pani jest nauczycielką - mama zagadnęła z zainteresowaniem.
- Uczę historii w podstawówce. Bardzo lubię pracę z dziećmi.
Mama pokiwała głową z uznaniem. Spodobało jej się to.
- Teraz miałam dwa tygodnie ferii - tłumaczyła dalej Ewa. - Stąd ten wyjazd w góry.
- Poznaliśmy się w kolejce do wyciągu i to pierwszego dnia - teraz ja zabrałem głos. - Zaczęliśmy rozmawiać. Po godzinie spotkaliśmy się jeszcze raz. A jak staliśmy w niej po raz trzeci, to zdecydowaliśmy się pójść na kawę po góralsku.
- A wieczorem zjedliśmy razem kolację i tak to się zaczęło - dokończyła Ewa.
Po drugim daniu pomogłem mamie zanieść talerze do kuchni. Uśmiechnęła się do mnie zachwycona i puściła oczko. Czułem, że za chwilę chyba pęknę z dumy. Gdy wróciłem z kawą i ciastem do pokoju, ojciec i Ewa zaśmiewali się z czegoś do łez.
- Przyniosłam zdjęcia z gór - przypomniała sobie nagle moja dziewczyna. Rodzice z uwagą pochylili się nad stosem zdjęć. Mama nagle wyprostowała się i popukała palcem w jedno z nich.
- A kto to? - zapytała. - Ta dziewczynka koło pani?
- Moja córka - wyjaśniła Ewa i dodała z dumą: - Malwinka ma sześć lat i świetnie sobie radzi na nartach.
- To pani ma córkę? - uśmiech z twarzy mamy momentalnie zniknął. - Zatem jest pani mężatką?
- Skądże znowu! - zaprzeczyłem. - Ewa od kilku lat jest wolna. Jej małżeństwo było totalną pomyłką.
- Czyli rozwódką - podkreśliła mama i drążyła dalej: - Czy wzięła pani ślub kościelny?
- No, tak... - Ewa zaczerwieniła się. - Mieliśmy wtedy po dziewiętnaście lat. Tak chcieli nasi rodzice.
- Rozumiem - skwitowała mama. - Małżeństwa już nie ma, ale dziecko zostało...
Ostentacyjnie odłożyła fotografie i tępo popatrzyła przed siebie. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Wziąłem Ewę za rękę i czułem, jak drży. Tata porwał ze stołu zdjęcia i oglądał dalej. Pytał o szczegóły, a ja mu wyjaśniałem. Ale to nic nie dało. Atmosfery nie dało się uratować. W pewnym momencie Ewa spojrzała na mnie wymownie. Podnieśliśmy się do wyjścia. Mama bez słowa pożegnania znikła w kuchni, tylko tata odprowadził nas do drzwi. Wyszliśmy. Przez chwilę jechaliśmy w milczeniu. Nie wiedziałem, co mówić.
- Nie powiedziałeś rodzicom, że jestem rozwiedziona! Że mam córkę! - zaczęła Ewa. - Dlaczego?
- Bo mama z góry by stwierdziła, że jej się nie podobasz - wyznałem szczerze.
- Mogłeś mnie uprzedzić - moja dziewczyna była pełna żalu i goryczy. - Przynajmniej wiedziałabym, jak mam się zachować. Co mówić...
- Nie chciałem, żebyś pomyślała, że wstydzę się ciebie i Malwiny - tłumaczyłem. - Po prostu przyprowadziłem ukochaną na obiad do rodziców, aby się poznali. I to wszystko.
- Co teraz? - Ewa zawahała się. - Twoja mama nie pogodzi się z tym, że jestem rozwódką, w dodatku starszą od ciebie. Ona inaczej wyobrażała sobie twoją wybrankę.
- Przejdzie jej - machnąłem ręką. - Będzie musiała odpuścić. Nie martw się.
- No, nie wiem - pokiwała głową. - Wygląda na osobę upartą i zdecydowaną. Kątem oka widziałem, że jest załamana. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Natychmiast zatrzymałem samochód na poboczu.
- Ewunia - ująłem jej twarz w dłonie. - Nie po to czekałem na ciebie tyle lat, żeby teraz przestraszyć się groźnej miny matki.
Pogładziłem ją po włosach. Pocałowałem w czoło i pokazałem na zegarek.
- Musimy odebrać Malwinę od babci.
Ewa pokiwała głową, ale humor jej się nie poprawił. Było jej przykro, że spotkanie z moimi rodzicami tak smętnie się skończyło. Mnie zresztą też. Ale byłem pewien, że wreszcie spotkałem najważniejszą kobietę w życiu... I nie zlęknę się mamy! Ewa wpadła mi w oko od razu, jak tylko ją zobaczyłem wśród tłumu narciarzy. Ile ja się nakombinowałem, żeby stanąć tuż za nią w tej kolejce do wyciągu! A potem jeszcze dwa razy. Malwinka pierwsza zauważyła ten "cudowny zbieg okoliczności". I potem już samo poszło. Teraz jestem szczęśliwy jak szczeniak. I co, miałbym odpuścić?! Nigdy! Ewa jednak miała rację, niestety.
Mama miała inne zdanie na temat mojej przyszłości. A jak usłyszała, że mam zamiar się z Ewą ożenić, to już w ogóle stała się nieznośna. Przy każdej możliwej okazji wierciła mi dziurę w brzuchu.
- Nie dość, że bierzesz rozwódkę, w dodatku starszą od ciebie o całe trzy lata, to jeszcze będziesz wychowywał cudzego bachora! - grzmiała. - Skoro rozpadło się jej małżeństwo, to nie wszystko z nią jest w porządku.
- Mamo, to była pomyłka. Ewa miała dziewiętnaście lat - spokojnie tłumaczyłem. - Facet okazał się bydlakiem. Pił, z domu zrobił melinę. Odeszła z dzieckiem na jednej ręce i reklamówką w drugiej. Pomogli jej rodzice i dzięki nim skończyła studia. Jak ją bliżej poznasz...
- Nie będziesz mógł wziąć ślubu kościelnego - mama była głucha na moje słowa. - Tylko jakiś papierek w USC.
- Myślałem, że dla ciebie najważniejsze jest moje szczęście - szepnąłem.
- Opamiętaj się! - mama płakała w głos. - Ona ci też zmarnuje życie, zobaczysz!
- Mamo, co ty wygadujesz!? - opadły mi ręce - Przecież ci tłumaczę, że Ewa przeszła piekło!
- Nigdy jej nie zaakceptuję! Nigdy, słyszysz?
Powtarzałem mamie, że jestem dorosły i wiem, co robię. Ona jednak ciągle powtarzała mi o sakramencie i wychowywaniu cudzego dziecka.
- Nie daj się - szepnął mi kiedyś tato. - Nie wolno ci rezygnować!
Po paru tygodniach wysłuchiwania kazań nie wytrzymałem i przeprowadziłem się do Ewy. Rzadko odwiedzałem rodziców. Bolało mnie, że mama nie zmieniała zdania. Ale nic nie mogłem na to poradzić. Po jakichś sześciu miesiącach przekazałem mamie, że ja i Ewa zamierzamy się wkrótce pobrać.
- Przyjdziesz do urzędu? - zapytałem.
- Dla mnie to nie jest ślub - odpowiedziała stanowczo. Było mi bardzo przykro. W dniu naszego ślubu staliśmy otoczeni rodziną Ewy i przyjaciółmi. Niespodziewanie moja narzeczona szturchnęła mnie w bok. Odwróciłem głowę i ugięły się pode mną kolana. Mama wystrojona niczym królowa angielska sunęła w naszą stronę pod rękę z ojcem. Rodzice podeszli i przywitali się. Poznaliśmy ich z rodzicami Ewy i z Malwinką. I w takim szacownym gronie wkroczyliśmy do pałacu ślubów. Po uroczystości mama złożyła nam gratulacje. I brzmiały one naprawdę szczerze. Potem był obiad w restauracji, zdjęcia u fotografa. Ciągle jednak zadawałem sobie pytanie: dlaczego mama zmieniła zdanie?
- Tato, co się stało? - próbowałem wyciągnąć od ojca.
- E tam - prychał. - Nie wiesz, jakie są baby? Raz tak, potem siak...
"Nie wierzę ci, tato", pomyślałem. "To nie takie proste", skwitowałem w duchu. "Coś się stało. Tylko co?" Po kilku godzinach wykorzystałem moment, kiedy ojciec był już zmiękczony toastami. Jeszcze raz wziąłem go na spytki. Tata klepnął mnie w ramię i oświadczył:
- Jacek, jesteś dorosły i mogę wyznać ci całą prawdę. Zrobiłem coś strasznego - westchnął. - Po raz pierwszy w życiu musiałem przypomnieć mamie, że jak stawała przed ołtarzem, nie powinna mieć na głowie wianka. I to nie z mojego powodu... Tata spojrzał na mnie uważnie, czy wszystko rozumiem.
- Miała osiemnaście lat, gdy jakiś fircyk zakręcił jej w głowie. Wianek odpłynął w siną dal... Wtedy stracić cnotę to była hańba dla dziewczyny - tata pokiwał głową nad wspomnieniami. - Twoja mama bardzo to przeżyła. Chciała się truć... Z wiankiem czy bez, dla mnie nie było różnicy. Chciałem się z nią ożenić, bo ją kochałem. Liczy się człowiek, synku. I to jej właśnie przypomniałem.
Tata uśmiechnął się znowu. A ja spojrzałem w bok, na mamę. Siedziała z Ewą i jej rodzicami. O czymś rozmawiali i gestykulowali. Zamyśliłem się. Mama odwróciła się w naszą stronę i pomachała ręką. Uśmiechnąłem się do niej. Przyznam jednak szczerze, że z niepokojem obserwowałem, jak układają się relacje mamy i Ewy po ślubie. Chciałem bowiem, aby mama dostrzegła, jak wartościową osobą jest moja żona i żeby polubiła ją za jej dobre serce, ciepły stosunek do ludzi... No i doczekałem się: już parę miesięcy po ślubie mama świata poza nią nie widziała. Dla Malwinki była jak prawdziwa babcia, a kiedy okazało się, że zostanę ojcem, rodzice szaleli ze szczęścia. Tak jak ja...
Jacek
Imiona bohaterów zostały zmienione.