Reklama

Panie psorze, wrzuć na luz!

Podczas biwaku Ala i jej koleżanki okropnie się nudziły. Postanowiły więc się trochę zabawić...


- A gdzie Ala? - zapytał mąż po powrocie z pracy. - Jest w swoim pokoju... - odpowiedziałam z wahaniem.

 - Pewnie siedzi na fejsie?

- Zdziwisz się, ale nie - odparłam. - Robi zadania z matematyki...

- Co?! Przecież rok szkolny jeszcze się nie zaczął - zdumiał się Arek.

Wzruszyłam ramionami. Ja też tego nie rozumiałam. Nasza córka była humanistką. Twierdziła, że matma jest do bani i będzie studiować socjologię albo anglistykę. A tu nagle zakuwa matmę. "Ciekawe dlaczego?", zastanawiałam się. Potem przypomniałam sobie, że już pod koniec pierwszej klasy liceum Ala uczyła się znacznie więcej matematyki niż wcześniej. Dziwne.

Reklama

A kiedy rok szkolny się rozpoczął, robiła niemal wyłącznie zadania z matmy. Oboje z Arkiem byliśmy w szoku.

- Rozumiesz coś z tego? - zapytał mnie mąż półgłosem, kiedy Ala odmówiła pójścia z nami do aquaparku. - Na jej twarzy wyraźnie malowała się wewnętrzna walka, bo pewnie chętnie by poszła popływać, ale w końcu zrezygnowała.

- Dziwne... Z tego, co wiem, jej matematyk nie jest specjalnie wymagający... Pogadam z nią - obiecałam wyjaśnić sprawę.

- Co się dzieje? - zapytałam córkę. - Masz nowego matematyka? Chwała Bogu, bo z tym to pewnie nie zdałabyś matury...

- Nie, nauczyciela nam nie zmienili, to przecież nasz wychowawca, tylko... Po prostu Tadek się zmienił - odparła.

- I bardzo dobrze, że więcej od was wymaga! - ucieszyłam się.

­- Nie od wszystkich - westchnęła Ala i dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, że córka musiała podpaść belfrowi.

Niestety, nie chciała powiedzieć, o co poszło. W końcu jednak zmiękła.

- Pamiętasz ten klasowy wyjazd nad jezioro na początku maja? - zapytała córka z westchnieniem.

Oczywiście cała zamieniłam się w słuch.

- Chcieliśmy się wybrać do Krakowa i w Tatry, ale Tadek, znaczy nasz wychowawca, się nie zgodził. Wiesz, jaki z niego leser? Wszystkie zadania, które rozwiązuje na lekcjach, przepisuje z zeszytu. Na wycieczkę też nie chciało mu się jechać. Powiedział, że albo zgadzamy się na wyjazd nad jezioro, albo nigdzie. Wszystkie inne klasy pojechały zobaczyć coś ciekawego, druga "c" to nawet wybrała się do Paryża, a my mieliśmy wylądować 70 kilometrów za miastem! Nie podobało nam się to i powiedzieliśmy mu, co myślimy. Wtedy Tadek stwierdził, że powinniśmy wrzucić na luz i przestać narzekać. W końcu pojechaliśmy nad to jezioro. Było okropnie nudno, zresztą mówiłam ci. Mieszkaliśmy w domkach nad niewielkim bajorem. Zero rozrywek. We wsi znajdował się jeden sklep, niemal wyłącznie z alkoholem.

- Jezus Maria, pewnie się spiliście?! - zawołałam zdenerwowana.

- Mamo, jeszcze nie mam 18 lat, jak wszyscy w naszej klasie. Nie sprzedaliby nam wódki ani nawet piwa. Nudziliśmy się okropnie, za to Tadek był w swoim żywiole. Całe dnie spędzał nad jeziorem z kolegą i razem łowili ryby. A wieczorami jeden z nich szedł do sklepu po browary. W ogóle się nami nie zajmował - prychnęła ze złością Alicja.

- No dobra i co było dalej?

- Zapytaliśmy go, co mamy robić na tym pustkowiu, przecież tu wieje okropną nudą. I wiesz, co nam powiedział? Że inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi. I że powinniśmy zająć się czymś kreatywnym.

- Poniekąd miał rację... - wtrąciłam.

- Posłuchaliśmy Tadka i... postanowiliśmy zepsuć mu zabawę! - rzuciła z mściwym uśmiechem.

- Zepsuć? - zapytałam z niepokojem.

- Tak jakby...

- Co dokładnie zrobiliście?

- Poszłyśmy z dziewczynami do sklepu i poprosiłyśmy sprzedawczynię... - Ala zawahała się na moment - żeby nie sprzedawała Tadkowi alkoholu.

- Jak to?

- Powiedziałyśmy, że matematyk jest naszym dziadkiem... Alkoholikiem. I że ma zaszyty esperal. Dlatego nie powinien pić. Ale dziadek nie chce nas słuchać i dalej pije. Jeszcze nakłamałyśmy jej, że babcia nas zabije, jak się dowie, że pozwoliłyśmy dziadkowi pić... I że to niebezpieczne dla jego życia. Kobieta miała łzy w oczach,  gdy słuchała naszej opowieści.

Ala umilkła, a ja domyśliłam się dalszego ciągu.

- Rozumiem, że wam uwierzyła.

- No pewnie! Przecież wiesz, jak wygląda Tadek. Jak podstarzały hipis, w dodatku ten jego czerwony kulfon i wiecznie ciemne okulary, jakby chciał ukryć zapijaczony wzrok. Facet chleje na bank!...

- I co było dalej? - przerwałam jej.

- Na początku śmiesznie, bo krzyki Tadka niosły się po całym jeziorze. Słyszałyśmy, jak wrzeszczał na sprzedawczynię i wypraszał sobie takie oszczerstwa. Umierałyśmy ze śmiechu. I chyba wtedy kobieta powiedziała mu o prośbie wnuczek, czyli nas, i on od razu nabrał podejrzeń, że to moja sprawka... Może kobieta najlepiej mnie zapamiętała i mu opisała... Nie wiem. W każdym razie po powrocie do ośrodka Tadek zapytał, czy brałam w tym udział. Nie zaprzeczyłam i powiedziałam, że powinien wyluzować, w końcu sam namawiał nas do kreatywnego spędzania czasu, ale facet się wściekł. Twierdził, że mu zszargałam reputację i że mi tego nie daruje - zakończyła Alicja.

No tak, to cała Ala. Ta dziewczyna ma talent do pakowania się w kłopoty!

- I dlatego tak pilnie uczysz się matmy?  - zapytałam, a ona przewróciła oczami.

- Mamo, od powrotu z biwaku facetowi odbiło! Pytał mnie na każdej lekcji. Myślałam, że z czasem złość mu przejdzie, ale nie. Dalej mnie gnoi... - westchnęła. - Jednak, jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Odkąd trzaskam zadanka w ilościach hurtowych, znacznie rozjaśniło mi się w głowie i dochodzę do wniosku, że matematyka wcale nie jest taka trudna...

- Naprawdę? Zawsze mówiłaś, że wolisz przedmioty humanistyczne, a ścisłe to dla ciebie masakra... - zdziwiłam się.

- Chyba nie jestem taka głupia, jak myślałam. Wystarczyło więcej się pouczyć i od razu są efekty! Wiesz, że jako jedyna w klasie rozwiązuję zadania nadobowiązkowe?! - zawołała Ala. - I tak się zastanawiam, czy nie iść na politechnikę...

- Na politechnikę?! - krzyknął mąż, który właśnie stanął w drzwiach. - Naprawdę?

- Tak, ale najpierw przeniosę się do klasy matematycznej, bo Tadek niczego mnie porządnie nie nauczy... - trajkotała córka, a my patrzyliśmy na nią z dumą.

Ala wykazała się nie tylko poczuciem humoru, ale i talentem matematycznym...

 

Renata D., 38 lat

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: jezioro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy