Reklama

Pragnę obudzić się jako mężczyzna

Przez całe życie czułam wstręt do swojego ciała. Nie chciałam być kobietą.

Z okazji moich czwartych urodzin mama wystroiła mnie jak lalkę. Nie lubiłam dziewczęcych ubranek i uważałam, że dziewczynki są głupie. Wolałam biegać z chłopakami po podwórku, grać z nimi w piłkę i wspinać się na drzewa. Sama też wyglądałam jak chłopak - krótkie włosy, spodnie, "żałoba" za paznokciami. Jednak od czasu do czasu musiałam wyglądać jak dziewczynka.

Pamiętam, jak cierpiałam, gdy mama kazała mi zapuścić włosy przed pierwszą komunią. W nocy przed uroczystością wykradłam z kuchni nożyczki i obcięłam je.

Reklama

- Coś ty zrobiła! - wybuchła mama, gdy zobaczyła mnie rano. Po chwili wróciła z nożyczkami.

- Przynajmniej ci je wyrównam - oświadczyła. - A lanie dostaniesz jutro. Dziś nie wypada.

- Nienawidzę długich włosów - wycedziłam przez ściśnięte zęby. Tamtego dnia byłam jedyną dziewczynką, która pod wiankiem miała krótką fryzurkę. W przeciwieństwie do mojej mamy, wcale mnie to nie martwiło.

- Nie wiem, co ją napadło - skarżyła się ciotce.

- Nie martw się, dzieci miewają rożne pomysły - pocieszała ją ciotka. - Wyrośnie z tego.

- Poza tym wygląda uroczo z tą krótką czuprynką - stwierdziła moja babcia. Ona jako jedyna z całej rodziny akceptowała mnie taką, jaką byłam. Bardzo ją kochałam i uwielbiałam jeździć do niej na wakacje. Z biegiem lat wcale nie wyrosłam z chłopięcych upodobań. Chciałam być chłopcem i marzyłam, że pewnego ranka obudzę się jako chłopak. Ale zaczęłam dojrzewać. Rosły mi piersi, biodra stawały się okrągłe. Nienawidziłam własnego ciała. Zaczęłam się owijać bandażem elastycznym, żeby być płaska. Nie mogłam jednak zaradzić naturze. Chłopcy zaczęli patrzeć na mnie jak na odmieńca. Nawet ci, których uważałam za najlepszych kolegów, odsuwali się ode mnie. Moje rówieśniczki też nie przepadały za moim towarzystwem. Coraz częściej spędzałam czas w samotności.

Niepokoiły mnie też pewne moje reakcje: na przykład na widok ładnej dziewczyny zaczynało mi bić mocniej serce. Z przyjemnością patrzyłam na jej kształty, sposób poruszania się. "Coś ze mną jest nie tak", doszłam do wniosku. "Muszę być chora. Albo zboczona", przestraszyłam się. "I co ja mam zrobić?", czułam się bezradna.

Wtedy akurat przyszedł czas na wybór szkoły średniej. W mojej miejscowości było jedno liceum, ale uparłam się, żeby dojeżdżać do większego miasta. Wydawało mi się, że w ten sposób ucieknę od swoich problemów. Tak naprawdę chciałam zacząć nowe życie tam, gdzie nikt mnie nie znał. Postanowiłam, że spróbuję żyć jak normalna dziewczyna, chociaż napawało mnie to obrzydzeniem. Ale wolałam już to, niż brak przyjaciół i bycie traktowaną jak wybryk natury. Rodzice zgodzili się w końcu.

Nowy rok szkolny zaczęłam z wielkimi nadziejami. Starałam się być dziewczyną. Nosiłam spódnice, zapuściłam włosy i robiłam sobie makijaż. Próbowałam zaprzyjaźnić się z koleżanką z klasy, Beatą. Mimo najlepszych chęci nie traktowałam jej jak tylko przyjaciółki. Podobała mi się. Oczywiście ukrywałam to. Pewnego razu na imprezie wypiłam trochę wina. Poczułam się za bardzo wyluzowana. Zaczęłam obejmować Beatę, przytulać ją i w końcu odważyłam się ją pocałować.

- Co ty wyprawiasz?! - odepchnęła mnie. - Zwariowałaś! Lesbą jesteś czy co?!

- Wygłupiam się - odparłam zmieszana. Ale chyba mi nie uwierzyła, bo po tym wydarzeniu ona i inne dziewczyny w klasie odsunęły się ode mnie. Kto by chciał zadawać się z lesbijką? Wtedy uzmysłowiłam sobie, że może rzeczywiście jestem lesbijką. Ale chyba dzięki temu uspokoiłam się. Wiedziałam, kim w końcu jestem. A to, co sądzą o tym inni, wydawało mi się mniej ważne. Z ulgą wróciłam do męskiego sposobu ubierania się. Maturę zdałam z dobrymi wynikami i bez problemów dostałam się na politechnikę. Jeszcze przed rozpoczęciem zajęć chciałam poszukać pracy, aby finansowo odciążyć rodziców. W końcu mieli na utrzymaniu jeszcze moje trzy młodsze siostry. Ale najpierw postanowiłam sobie zrobić krótkie wakacje u babci na wsi.

- Justynko, tak się cieszę, że przyjechałaś! - kochana babunia wyściskała mnie na przywitanie. - Co tam u ciebie? A masz już chłopaka?

- Oj, babciu! - machnęłam ręką. - Daj spokój!

"Nie mogę jej przecież powiedzieć, że podobają mi się dziewczyny. Nie zrozumiałaby", pomyślałam. Poczułam się jednak jak kłamczucha. Zawsze z babcią rozumiałam się lepiej niż z rodzicami. Któregoś wieczoru nie wytrzymałam i postanowiłam powiedzieć jej o mojej tajemnicy.

- Babciu, pytałaś mnie o chłopaka - zaczęłam. - Wiesz, ja chyba nigdy nie będę go miała.

- Dlaczego? - zdziwiła się.

- Bo mnie... - zająknęłam się. - Bo mnie podobają się dziewczyny...

Babcia chwilę milczała i przyglądała mi się uważnie. W końcu uśmiechnęła się i pogładziła mnie po ręce.

- Tak czasami się dzieje. No i wiem już, skąd ta twoja nienawiść do sukienek - powiedziała. - Teraz to ma sens.

- Co ja mam zrobić, babciu? - spojrzałam na nią oczekująco.

- Nie wiem, Justysiu - bezradnie rozłożyła ręce. - Może trzeba z tym żyć albo mieć nadzieję, że z wiekiem to minie. A co na to rodzice? - zapytała.

- Nie powiedziałam im - spuściłam głowę. - I nie jestem przekonana, czy chcę to zrobić.

- Lepiej, żeby wiedzieli. Może oni ci jakoś pomogą.

Ale nie chciałam wtajemniczać ich w moje problemy. Odłożyłam to na później. Wkrótce zaczął się rok akademicki. Na wykładach bardzo mi się podobało. Tym bardziej, że na jednym z nich usiadła przy mnie śliczna dziewczyna. I wzięła mnie za faceta! Co prawda włosy miałam do ramion, ale ubierałam się jak chłopak.

- Słuchaj, zdążyłeś przepisać to wyprowadzenie wzoru? - zapytała mnie szeptem. I użyła męskiej końcówki! Myślałam, że się przesłyszałam.

- Tak, mam to - wymamrotałam i podsunęłam dziewczynie zeszyt.

- Dzięki, fajny z ciebie kumpel.

Tym razem nie mogłam się przesłyszeć. Ona naprawdę myślała, że jestem chłopakiem! Przyznam, że zrobiło mi się miło. Aneta, bo tak miała na imię, spodobała mi się tak bardzo, że zaprosiłam ją na kawę. Nie miała nic przeciw temu. Odtąd zaczęłyśmy chodzić ze sobą. Przyszła chwila, kiedy zdecydowałam się powiedzieć jej prawdę o sobie - że tak naprawdę jestem kobietą, ale wolałabym być facetem.

- Tak podejrzewałam. Wiesz, kobieca intuicja - odparła spokojnie.

- Żartujesz? I nie przeszkadza ci to? Naprawdę? - byłam bardzo zdziwiona.

- Właśnie to jest w tobie najbardziej pociągające - popatrzyła tak, że ciarki przeszły mi wzdłuż kręgosłupa. - Moim zdaniem jesteś bardziej męski niż niejeden macho.

Wreszcie moje życie zaczynało wyglądać tak, jak sobie kiedyś wyobrażałam. Miałam wspaniałą dziewczynę, studiowałam i nawet pracowałam - sprzątałam w barze. I coraz częściej odważałam, a właściwie odważałem, się myśleć o sobie jak o mężczyźnie. Jednak moje szczęście nie trwało długo. Po trzech miesiącach Aneta zerwała ze mną.

- Nie możemy się spotykać - oświadczyła, uciekając wzrokiem w bok. - Moi rodzice uważają, że to nieprzyzwoite chodzić na randki z kobietą. Zagrozili, że wyrzucą mnie z domu, jeśli z tobą nie zerwę. Wybacz...

Strasznie przeżyłem rozstanie z Anetą. Próbowałem się z nią skontaktować, ale ona na zajęciach omijała mnie, nie odpowiadała na telefony i SMS-y. Załamałem się. Do tego stopnia, że przerwałem studia i wróciłem do domu. Rodzice nie byli zachwyceni moją obecnością. Czułem, że jestem dla nich niewygodnym ciężarem.

- Powinnaś pojechać do babci - zaproponowała któregoś dnia mama. - Odpoczniesz i może jakoś dojdziesz do siebie.

Zgodziłem się. Babcia zawsze miała na mnie kojący wpływ. Przyjęła mnie serdecznie, jak zwykle.

- Zawody miłosne zawsze są bolesne, Justynko - pocieszała, gdy opowiedziałem jej swoją historię. - Na pewno istnieje ktoś, kto jest ci przeznaczony.

Pobyt u babci dał mi siły do dalszego życia. Po kilkumiesięcznej przerwie wróciłem na studia, znalazłem pracę w innej restauracji i usiłowałem żyć w miarę normalnie. Jedno tylko nie dawało mi spokoju - kim tak naprawdę byłem. Kobietą czy mężczyzną? Któregoś razu, gdy sprzątałem po zamknięciu lokalu, na krześle znalazłem gazetę. Już chciałem ją wyrzucić, kiedy mój wzrok przyciągnął tytuł: "Ona czyli on. Transseksualni są wśród nas". Zaciekawiony, odstawiłem mopa na bok i zacząłem czytać. "Transseksualista to osoba, która nie akceptuje swojej płci. Jest przekonany, że jego płeć biologiczna jest niezgodna z płcią psychiczną. Uważa, że się urodził nie w takim ciele, w jakim powinien", głosił wstęp. "To o mnie!", przemknęło mi przez głowę. Skończyłem sprzątanie i przeczytałem artykuł jednym tchem. Czułem, jakbym patrzył na własny życiorys - chłopięce upodobania w dzieciństwie, nienawiść do własnego ciała, zainteresowanie osobami tej samej płci, ale nie tak, jak u homoseksualistów. To wszystko sam przeżywałem! "Czy jestem transseksualistą?", zapytałem sam siebie. Wiedziałem, że muszę znaleźć odpowiedź na to pytanie. Kierując się wskazówkami z artykułu, postanowiłem znaleźć dobrego seksuologa. W dużym mieście nie było to trudne. Znacznie trudniejsze okazało się wyznanie tajemnicy obcemu człowiekowi.

- Sądzę, że jestem mężczyzną i chcę nim być naprawdę. Chcę zrobić to operacyjnie - zacząłem niepewnie. Lekarz popatrzył na mnie uważnie.

- Rozumiem. Ale musimy najpierw przeprowadzić badania - odparł. - Teraz przeprowadzimy wstępne testy.

"Wstępne testy" trwały niemal dwie godziny. Ale to było nic w porównaniu z tym, co miałem przejść później. Po kolei odwiedziłem psychologa, endokrynologa i chirurga. Po dwóch miesiącach lekarz postawił diagnozę - jestem transseksualistą. Uznał, że mogę zacząć terapię hormonalną - zastrzyki z testosteronu, jeden co tydzień. Chyba za dużo na początku sobie po tym obiecywałem. Pierwszy i drugi zastrzyk nic nie zmienił. Dopiero po trzecim zauważyłem, że zaczynam być trochę bardziej owłosiony. I zatrzymała mi się miesiączka! Po pół roku brania hormonów lekarz uznał, że mogę przejść pierwszą operację - usunięcie piersi. Problemem okazały się finanse. Miałem trochę oszczędności, ale za mało. Postanowiłem poprosić babcię o pożyczkę.

- Operacja zmiany płci? - zdziwiła się babcia. - Chcesz pożyczyć ode mnie na nią pieniądze?

- Babciu, wyglądam przecież jak facet - przesunąłem ręką po całkiem sporym zaroście na twarzy. - A co to za facet z cyckami? Ja po prostu muszę to zrobić!

- Nie! - powiedziała twardo. - Nie po to Pan Bóg dał ci ciało kobiety, abyś teraz miała to poprawiać! Trzeba to przyjąć z pokorą! - mówiła babcia.

- Ale... - próbowałam jej tłumaczyć. - Nie, nie dam ci ani grosza! - przerwała mi zdecydowanym tonem.

Odjechałem z niczym. Ostatnia osoba z rodziny, która akceptowała mnie takiego, jakim byłem, odwróciła się ode mnie. Zdołowało mnie to, ale nie na tyle, żebym się poddał. Po kilku miesiącach udało mi się zdobyć lepszą pracę i wziąć kredyt. Z sukcesem przeszedłem pierwszą operację. Mam już nowe dokumenty z nowym imieniem. Wiem, że przede mną jeszcze przynajmniej dwa kolejne zabiegi. Dzięki temu będę miał ciało, o jakim marzyłem - ciało prawdziwego mężczyzny. Zapłaciłem za to wysoką cenę, bo rodzina nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Ale mimo to jestem nawet szczęśliwy. Bo wreszcie mogę żyć w zgodzie z samym sobą.

Justyna C., 23 lata

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy