Reklama

Prostytutka na emeryturze

Czym może zajmować się kobieta lekkich obyczajów, gdy zakończy karierę?

Często słyszy się, że dziwka to nie zawód, to charakter. W moim przypadku był to tylko zawód i do tego dobrze płatny. Pierwsze pieniądze jako prostytutka zarobiłam w wieku siedemnastu lat. Facet był dużo starszy ode mnie i bardzo bogaty. Zapłacił tyle, że wystarczyło mi na wszystkie zachcianki, jakie ma dziewczyna w tym wieku. Spotykałam się z nim jeszcze kilka razy. Zawsze było miło i zawsze dobrze płacił. Potem miałam coraz więcej klientów.

Szybkie i łatwe pieniądze pozwalały na wygodne i beztroskie życie. Nawet nie zauważyłam, kiedy z okazjonalnej cichodajki stałam się rasową prostytutką. Zaczęłam pracować w agencji towarzyskiej. Byłam ładna, zgrabna, więc miałam sporo klientów. Byli wśród nich bogaci biznesmeni, ludzie z tak zwanego półświatka, którzy dorobili się ogromnych pieniędzy na ciemnych interesach i zwykli faceci na delegacji, którzy służbowe wizyty w Warszawie umilali sobie pobytem w agencji, często płacąc służbowymi pieniędzmi. Po jakimś czasie dostałam się do elity warszawskich prostytutek. Obsługiwałam tylko najlepszych klientów, często także zagranicznych.

Reklama

Dzięki tym kontaktom zaczęłam się uczyć języków. Dziś całkiem nieźle mówię po angielsku i niemiecku, choć oczywiście nie posiadam żadnego dyplomu ukończenia kursów językowych. Moim nauczycielem było życie.

Z jednym z moich niemieckich klientów, jak się później okazało sutenerem, wyjechałam do Hamburga. Przez ponad rok pracowałam jako prostytutka w niemieckim gnieździe rozpusty, za jakie uchodzi ten jeden z największych europejskich portów. Zrezygnowałam, bo w Niemczech prostytucja jest ściśle związana ze światem przestępczym. W Polsce jest bezpieczniej i klienci są bardziej normalni, bez perwersyjnych wymagań, których nigdy nie chciałam spełniać.

Na kilka lat znów wróciłam do pracy w Warszawie, ale dochody w branży były coraz mniejsze. Pojawiła się konkurencja młodych dziewczyn, tak zwanych "świnek", które oddają się dosłownie za kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych. Są też konkurentki zza wschodniej granicy, Rumunki, Bułgarki oferujące swoje usługi na trasach wylotowych z miasta. To wszystko sprawiło, że w wieku czterdziestu lat postanowiłam się wycofać. Mam koleżanki, które są po pięćdziesiątce i wciąż znajdują klientów, ja może też bym znajdowała, ale postanowiłam zakończyć "karierę".

Za zarobione pieniądze kupiłam sobie dwupokojowe mieszkanie, mam też dwie kawalerki, które wynajmuję. Na moim koncie wciąż jest sporo gotówki, a nawet, gdy się skończy, to zostanie mi dochód z wynajmu kawalerek. Nudziła mnie bezczynność, więc by zabić czas, zaczęłam się rozglądać za jakąś pracą. Jak się okazało, nie było łatwo. Poza podstawówką nie skończyłam żadnej szkoły, bo jak trzeba było się uczyć, wolałam pracować zarobkowo.

Byłam na kilku rozmowach kwalifikacyjnych, ale nigdzie mnie nie przyjęli. Wszędzie żądali wyższego lub przynajmniej średniego wykształcenia. Nawet jak próbowałam dostać się na przedstawiciela handlowego, sprzedającego plastikowe sztućce jednorazowe do małej gastronomii, wymagano ode mnie matury...

Latem prawie udało mi się zostać recepcjonistką w małym hotelu na wybrzeżu. Właścicielowi spodobało się, że mówię po angielsku i niemiecku. Jako kobieta też chyba wpadłam mu w oko. Wszystko mieliśmy ustalone, ale do sprawy wtrąciła się jego zazdrosna żona i pracy nie dostałam. W końcu poszłam do pośredniaka. Nie chodziło mi o zasiłek, chciałam mieć ubezpieczenie, żebym mogła za darmo chodzić do lekarza. Kiedy wypełniłam ankietę, urzędniczka zdziwiła się, że nigdy nie pracowałam. Nie wiem, co w tym dziwnego, przecież wiele kobiet nigdy nie pracowało zawodowo, bo było na utrzymaniu dobrze zarabiających mężów i zajmowało się dziećmi.

Podobno każdą prostytutkę można poznać po tym, jak się porusza, jak wygląda i jak się ubiera. Wydawało mi się, że ta kobieta w urzędzie, patrząc na mnie ze zdziwieniem graniczącym z pogardą, domyślała się, czym się przez całe życie zajmowałam. Zdenerwowałam się całą sytuacją i wyszłam, nie wypełniając do końca ankiety dla bezrobotnych.

Pracę znalazłam na własną rękę. Przez kilka godzin dziennie opiekuję się córeczką sąsiadów. Dostaję za to sześćset złotych miesięcznie. Nie chodzi mi o pieniądze, ale o to, że mogę pomóc rodzinie i zająć się dzieckiem, którego ja nigdy nie miałam i z pewnością już mieć nie będę. Sąsiedzi nie wiedzą, kim byłam wcześniej, inaczej pewnie nigdy nie oddali by mi pod opiekę małej. Dwa razy w tygodniu jako wolontariuszka chodzę pomagać do hospicjum. Wiem, że to dziwne miejsce dla byłej prostytutki, ale czułam potrzebę, żeby pomóc tym ludziom, wspierać ich w ostatnich dniach życia. Umierający na raka chcą, żeby ktoś trzymał ich za rękę w chwili, kiedy żegnają się z tym światem. Kiedy odchodzą, potrzebują bliskości drugiego człowieka, nawet jeśli jest to była prostytutka.

Iza J., 41 lat

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: prostytucja | emerytura | praca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy