Reklama

Przepowiednia wróżki Samanty

Kiedy późnym sierpniowym popołudniem nagle w domu umilkło radio, a pralka nie chciała się włączyć, zeszłam do garażu sprawdzić korki.

- Wie pani, że to niebezpieczne? - usłyszałam nagle za sobą kobiecy głos.

Zaskoczona odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam, że na podjeździe mojego domu stoi dziwacznie ubrana kobieta. Miała egzotyczną urodę. W osądzie, że to Cyganka, upewnił mnie jej kolorowy strój i złota biżuteria.

- Kim pani jest? - zdziwiłam się. - Co pani ma na myśli, mówiąc, że to niebezpieczne? Chodzi o korki?

- Jestem Samanta, złociutka moja - przedstawiła się. - A mówię o pani nieostrożności. Żadnego ogrodzenia, psa, otwarte drzwi do garażu - zatoczyła ręką, pobrzękując złotą biżuterią. - Pełno złych ludzi na świecie, mogą krzywdę zrobić, okazja czyni złodzieja.

Reklama

- Kim pani jest, Samanto? - dopytywałam się, marszcząc brwi.

- Kimś, kto się martwi o panią.

- Potrafię o siebie zadbać. Dlaczego akurat pani miałaby się tym przejmować?

W oczach Samanty pojawiło się wahanie.

- Ponieważ nie chcę, żeby panią okradli.

- A ja myślę, że chce pani ode mnie wyciągnąć pieniądze - uśmiechnęłam się. - Wiem już, gdzie panią widziałam. Pani jest z cyrku, który się rozbił na osiedlu. Występuje tam pani jako wróżka... Połóż grosik na dłoni, a przepowiem przyszłość, połóż drugi... to ostrzegę cię przed niebezpieczeństwem. Tak to się odbywa?

- Nie chodzi o pieniądze - pokręciła głową Samanta. - Mówię, żeby pani uważała, bo ktoś chce panią okraść, złociutka.

- Skąd pani o tym wie?

- Widziałam w szklanej kuli - powiedziała ze śmiertelną powagą.

- Proszę posłuchać, Samanto - przerwałam jej - nie nabiorę się na te brednie.

Wróżbitka wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie:

- Złociutka moja, jeżeli tylko pozamykasz drzwi, zamontujesz alarm albo sprawisz sobie ostrego psa, nic się nie stanie - nie dawała za wygraną..

- W porządku, będę ostrożna - powiedziałam ugodowo. - Dziękuję za ostrzeżenie. Do widzenia.

Zdrowy rozsądek nakazywał mi zlekceważyć to dziwne ostrzeżenie. Nie miałam wyrobionego naukowo poglądu na temat zdolności paranormalnych ludzi, ale sceptycznie podchodziłam do takich spraw, a jarmarczno-cyrkowe czary wręcz mnie śmieszyły. Nie uwierzyłam tej kobiecie. Zajęłam się swoimi sprawami, a kolejne dni mijały spokojnie. Do czasu...

- Co zginęło? - zapytał posterunkowy, rozglądając się po splądrowanym salonie.

Zanim odpowiedziałam, zapaliłam nerwowo papierosa. Sama nie wiem, czy bardziej zszokowało mnie włamanie, czy to, że słowa wyśmianej przeze mnie wróżki sprawdziły się.

- Biżuteria, laptop, trzy tysiące złotych z komody - odparłam.

Zastanawiałam się, czy powiedzieć o dziwnym ostrzeżeniu kobiety przed tym, co się właśnie stało. Ona musiała być w to włamanie zamieszana! Być może sama to zrobiła! No, ale w takim razie po co by uprzedzała? Nie, to się kupy nie trzyma.

- Oględziny wskazały, że złodziej wszedł przez drzwi garażowe, które były zatrzaśnięte, a nie zamknięte na klucz - policjant przerwał moje rozmyślania, a ja przypomniałam sobie, że od kilku dni ich nie zamykałam, bo posiałam klucz...

- Panie sierżancie, mam podejrzenia kto mógł to zrobić - rzuciłam poważnie, a potem opowiedziałam mu ze szczegółami o spotkaniu z cyganką.

- Hmm... - chrząknął. Pewnie zastanawiał się, czy mam nie po kolei w głowie.

- Wiem, to brzmi dość dziwnie i nieprawdopodobnie - tłumaczyłam się.

- Czy po tej wizycie zauważyła pani coś podejrzanego, ktoś kręcił się w okolicy?

- Nie - pokręciłam głową.

- A ta kobieta... spotkała ją pani jeszcze?

Pokręciłam głową. Policjant spisał moje zeznania, obiecując, że pracownicy cyrku, w tym wróżka, zostaną sprawdzeni. Poradził, żebym lepiej zabezpieczyła dom.

- Alarm, może chociaż groźny pies - dodał, kiedy stał już na podjeździe, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wróżka, i mówiąc dokładnie to, co ona.

- Tak zrobię - obiecałam.

Samanta i jej koledzy mieli żelazne alibi. Podczas włamania występowali na scenie.

- To nikt z nich - policjant wskazał mi krzesło po drugiej stronie biurka.

- Może więc ktoś na zlecenie tej... wróżki? - zawiedziona zaproponowałam nowy trop śledztwa. - A może Samanta usłyszała, że ktoś się do włamania szykuje i przyszła mi powiedzieć.

- Nie mamy żadnych poszlak i dowodów. Przykro mi, na razie nie możemy nic więcej zrobić. Mamy opis skradzionych rzeczy. Z czasem mogą się pojawić na aukcjach internetowych. Będziemy monitorować sprawę, być może wówczas po nitce do kłębka znajdziemy sprawcę.

- A może... skoro zobaczyła w kuli włamanie, powinna też zobaczyć sprawcę? - zapytałam zdesperowana.

- Przecież pani chyba nie wierzy w jej rzekome zdolności paranormalne - skomentował cynicznie starszy sierżant. - To co robi w cyrku, to oszustwo. Dziwi mnie, że ludzie dają się nabrać na tę sztuczkę.

- Nie wierzę, ale jak wytłumaczyć jej wizytę przed włamaniem i ostrzeżenie?

- Eeee, to jakieś triki cyrkowe - był ironicznie rozbawiony. - Oni potrafią odczytywać język ciała i podpowiedzi swoich klientów, no i wyciągać wnioski z tego, co widzą w otoczeniu. Splatają subtelne wątki domysłów w coś, co ma wyglądać na autentyczne zdolności widzenia przyszłości. W pani przypadku nie trzeba być wróżką, by zobaczyć, że jest pani łatwym łupem dla złodzieja. Samotna kobieta w niezabezpieczonym domu...

- Może ma pan rację... no ale po co przyszła mi o tym powiedzieć? Jaki miała w tym cel? - zastanawiałam się.

- Może to naprawdę dobra kobieta, która zobaczyła, że pani obejście nie jest zabezpieczone i sprytnym sposobem ze szklaną kulą chciała panią przekonać do większej ostrożności - wytłumaczył.

- No tak, ma pan rację - zgodziłam się z tokiem jego rozumowania, podając mu rękę na znak zakończenia rozmowy. Wkrótce cyrkowcy zaczęli zwijać namiot.

Kiedy wyjrzałam przez okno, znowu zobaczyłam na swoim podjeździe Samantę.

- Złociutka, klucz jest w lodówce - rzuciła.

- Pani Samanto, niech pani zaczeka, chciałam chwilę porozmawiać! - krzyknęłam i czym prędzej zbiegłam po schodach. Kiedy otworzyłam wejściowe drzwi, jej już nie było. Jakby zapadła się pod ziemię. A w oddali, między blokami, unosił się kurz po sznurze samochodów cyrkowych opuszczających miasto.

Zastanawiałam się nad tym, co mnie ostatnio spotkało, myślałam o spotkaniu z tą dziwną kobietą, o włamaniu,

o sprawcy, którego nie wykryto, o jej dzisiejszej wizycie, której nie rozumiałam.

Co ona powiedziała? Że klucz jest w lodówce. Może chodziło jej o to, że klucz do rozwiązania zagadki z włamaniem jest w lodówce... To bez sensu. Na wszelki wypadek popatrzyłam po półkach z wędliną, masłem, serem. "Chyba zaczynam wariować", westchnęłam.

W zamyśleniu krzątałam się po kuchni, przygotowując późny obiad. Chciałam upiec kurczaka zamrożonego jakiś czas temu. Znowu otworzyłam lodówkę, sięgając do zamrażarki po filety.

- O mój Boże! - szepnęłam na widok leżącego między piersiami kurczaka, szukanego od kilku dni, klucza do garażu.Musiałam go w roztargnieniu włożyć do lodówki. Tylko skąd, na Boga, wiedziała o tym tamta cyganka? Czy naprawdę zobaczyła to w szklanej kuli?...

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy