Reklama

Przyjaciel...czy tylko?

Piotra znałam ponad dwa lata. Nic nie wskazywało na to, że przestaniemy przestaniemy się przyjaźnić!

Piotra znam od dwóch lat. Poznaliśmy się na kursie jogi i od razu poczuliśmy, że nadajemy na tych samych falach. On jest w związku z inną kobietą, ja z innym mężczyzną. Łączy nas tylko przyjaźń. Potrafimy przegadać wiele godzin. Mamy podobne zainteresowania, no i doradzamy sobie, kiedy coś zgrzyta w naszych związkach.

Piotr jako facet potrafi zrozumieć myślenie i zachowanie Maćka, mojego partnera, a ja jako kobieta rozszyfrowywałam postępki jego dziewczyny, Danki.

- On sprowadza wszystko do hormonów - żaliłam się.

Reklama

- To znaczy? - dopytywał Piotrek.

- Wczoraj Maciek tak mi podniósł ciśnienie, że aż się popłakałam.

- Sprawił ci przykrość?

- Wielką... a myślałam, że w naszym związku komunikacja nie szwankuje.

- Ale co się stało? Mów konkretnie.

- Zaczął mi wyrzucać jakieś zaległe sprawy i moje zachowania - powiedziałam i już miałam łzy w oczach.

- Rozumiem. Coś mu kiedyś nie pasowało i powiedział o tym dopiero teraz.

- Dokładnie, nie mówił mi wszystkiego na bieżąco, a teraz ma pretensje.

- A o co chodzi z tymi hormonami?

- Gdy się popłakałam, w końcu było mi niezmiernie przykro, on zapytał, dlaczego ryczę i dodał, że pewnie mam huśtawkę hormonalną.

- Nie chcę mówić o Maćku źle, ale to była mało kulturalna uwaga - skomentował.

Rozmowa z Piotrem podniosła mnie na duchu. Pocieszył, poradził, żeby darować temu gamoniowi i próbować namówić go do większej otwartości w mówieniu o swoich emocjach.

- Ach, ty mój Piotrusiu, co ja bym bez ciebie zrobiła? Jesteś mądrym facetem i doskonale rozumiesz kobiety.

- Eee, nie przesadzaj. Z Danusią też mamy ciche dni. Ale jakoś dajemy radę.

Cudownie mieć takiego przyjaciela, dlatego tym dotkliwiej odczułam naszą pierwszą kłótnię. Po raz pierwszy od początku znajomości darliśmy koty. Poszło naprawdę o jakąś błahostkę, ale nie rozmawialiśmy ze sobą przez miesiąc. Tęskniłam za nim. Maciek pytał, co mi jest, ale nic nie powiedziałam. On o Piotrze niewiele wiedział. Tylko tyle, co trzeba. Nazywał go moim zakręconym znajomym z wygibasów, czyli z zajęć jogi. To Piotrek zrobił pierwszy krok. Zadzwonił, przeprosił i zaproponował kawę.

- Głupio tak nie gadać - stwierdził, kiedy usiedliśmy przy stoliku w pubie.

- Masz rację i pomyśleć, że poszło nam o jakąś duperelę.

- Wiesz, zdałem sobie sprawę, jak jesteś dla mnie ważna - wyznał.

- Bardzo mi ciebie brakowało - powiedziałam i spłonęłam rumieńcem, nie wiedzieć dlaczego. Przecież to był tylko przyjaciel. A jednak atmosfera zrobiła się ciut niezręczna, bo i Piotrek był lekko stremowany. Rozmowa się nie kleiła. To było do nas niepodobne. Teraz coś wisiało w powietrzu. Dopiliśmy kawę i pożegnaliśmy się. Dopiero kolejne spotkanie pokazało, że wszystko wróciło do normy.

- Dostałem staż trenerski - oznajmił pewnego dnia. Piotrek był trenerem psychologii w biznesie. Ubiegał się o prestiżowe szkolenie i właśnie został zakwalifikowany.

- Super. Bardzo się cieszę! Na jak długo wyjeżdżasz? - zapytałam.

- Na miesiąc.

- Długo. Komu ja się będę zwierzać? - zapytałam ze smutkiem, ale i z przekorą.

- Mamy telefon, no i możemy do siebie mejlować. Sama powiedz, czy nowoczesne technologie nie są cudowne? - powiedział, starając się żartować. Widziałam jednak, że i jemu jest nieco żal wyjeżdżać na tak długo.

- Najważniejsze, żeby szkolenie się udało. Miesiąc to nie koniec świata. A Danusia, jak zareagowała?

- Właściwie bez większych emocji. Kiwnęła głową i powiedziała "aha".

- Ale co? Nie było jej smutno, że wyjeżdżasz? - dopytywałam.

- Chyba nie - wzruszył ramionami. Kilka dni później Piotr poprosił mnie o to, żebym podwiozła go na stację. Jego życiowa partnerka była tego dnia zajęta! Ja zresztą też, ale wygospodarowałam chwilę. Czego się nie robi dla przyjaciół?

- Zabrałeś wszystko? - zapytałam z troską. - Książki, laptop, parasolka.

- Tak - odparł i uśmiechnął się. Tymczasem na peron podstawiono pociąg. Podróżni ruszyli zajmować miejsca.

- Piotrek, musisz już wsiadać - poganiałam go, ukrywając zdenerwowanie, ale on się ociągał. Wziął w rękę torbę podróżną, po czym odstawił ją na ziemię i zrobił coś nieoczekiwanego... Chwycił mnie w ramiona i zaczął całować. A ja odpłynęłam w tym bajkowym pocałunku. Po chwili namiętności odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

- Przepraszam - powiedziałam, wytrącona z równowagi.

- Nie, to ja przepraszam - wyszeptał, spuszczając oczy. - Muszę już iść.

Chwycił torbę i pobiegł do pociągu. Następnego dnia przysłał mejla: "Nie wiem, co mnie napadło. Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Proszę, zapomnij o tym incydencie. Mam nadzieję, że ta dworcowa przygoda nie przekreśli naszej przyjaźni." Gdy Piotrek miał przerwę w szkoleniu, spotkaliśmy się, ale udawaliśmy, że nic się nie stało. Myślałam o nim jak o przyjacielu, myśli o innym zabarwieniu nie dopuszczałam do siebie. Do dworcowego incydentu nie wracaliśmy, dzięki czemu nasze relacje powróciły na zdrowe tory. Potem zdarzył się ten wypadek. Wpadłam pod samochód, miałam dużo szczęścia, łamiąc tylko nogę i rękę. Gdy Piotr dowiedział się, co się stało, natychmiast przyjechał do szpitala.

- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona, leżąc w szpitalnym łóżku.

- Musiałem cię zobaczyć - odparł. - Jak się czujesz?

- W porządku. Na szczęście obędzie się bez operacji kolana.

Piotr odetchnął i usiadł obok mnie.

- Jak zdołałeś tak szybko przyjechać?

- Jakoś się udało. To nie ma znaczenia. Wsiadłem w taksówkę i przyjechałem.

- Co takiego? Przyjechałeś trzysta kilometrów taksówką? - zdumiałam się i podniosłam na zdrowym łokciu, spoglądając badawczo na przyjaciela.

- No tak... Najważniejsze, że jesteś cała. Martwiłem się o ciebie.

Zrobiło mi się przyjemnie i ciepło na sercu. W głowie powoli otwierała się jakaś klapka. Nawet Maciek tak się mną nie przejmował, a to przecież on był moim mężczyzną, a nie Piotr.

- Musisz wracać na staż!

- Chcę zostać i opiekować się tobą.

- Piotr, co ty mówisz? Długo czekałeś na tę propozycję!

- Poczekam na następną. Ty jesteś ważniejsza - wykrztusił lekko zawstydzony.

- Mówisz to jako przyjaciel? - zapytałam, a serce zaczęło mi łomotać jak oszalałe.

- Też, ale przede wszystkim jako facet, któremu bardzo na tobie zależy... Zakochałem się w tobie, Karolko...

Łza wzruszenia i szczęścia popłynęła po moim policzku. Wszystko wskazuje na to, że miłość obudziła się w nas po dwóch latach. A może istniała od samego początku?...

Karola I., 27 lat

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: przyjaźń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy