Reklama

Romantycznie? Z tym nudziarzem?

Niby czułam się z narzeczonym szczęśliwa, lecz czegoś mi brakowało: pasji, szaleństwa, męskości. Uznałam, że czas z nim zerwać!

Z wypiekami na twarzy patrzyłam, jak Johnny Depp w roli pirata z Karaibów dzielnie skacze po rejach statków, sprawnie huśta się na linach, bije wrogów, ratuje z opresji piękne kobiety, a wszystko to z cudnym cynicznym uśmiechem na twarzy i tym łobuzerskim spojrzeniem. "Ech, to jest facet!", westchnęłam, patrząc jednocześnie na mojego Karola. A on otępiałym wzrokiem wciąż gapił się w telewizor, choć film właśnie się skończył i leciała reklama proszku do prania. Mało tego. Dłubał w zębach!

- Karol! Opanuj się! - nie wytrzymałam. - Jesteś obrzydliwy! Obawiam się, że dzisiaj z seksu nici, a jak będziesz tak robił częściej, to w ogóle mi się odechce z tobą kochać!

Reklama

- Przepraszam, kochanie, ale chyba mam jakąś dziurę w zębie - powiedział jak gdyby nigdy nic, czym mnie jeszcze bardziej rozwścieczył.

- Gdzie są wykałaczki? - szurając kapciami, poczłapał do kuchni."O matko, i ja temu komuś za rok mam przysięgać wierność do grobowej deski?", przeraziłam się. Wybaczyłabym mu to dłubanie w zębie, gdyby był choć w połowie tak męski jak Johnny... Kochałam Karola i do tej pory nie zauważałam pewnych rzeczy. Ale tamtego wieczora dotarło do mnie, z kim się związałam.

Mój narzeczony nie był superprzystojniakiem, ale miał sympatyczny uśmiech i wesołe oczy. Był dobry, uczciwy i pracowity. Wobec mnie od samego początku był bardzo czuły, troskliwy, nadskakiwał mi i chyba tym mnie oczarował. Bo nie umięśnioną "klatą", nie siłą fizyczną, nie poczuciem humoru ani nie ciekawą osobowością. Karol był... nudziarzem. Uczył w szkole historii, lubił czytać - jak ja, i to nas do siebie zbliżyło. Ale czy czytanie książek to hobby dla faceta? Żeby tak na przykład... żeglował jak narzeczony Aśki. Albo jeździł na motorze jak chłopak Justyny. Albo potrafił wszystko w domu porobić jak mąż Luśki, naprawić, zrobić jakieś półki. A on tylko żarówkę potrafił sam wymienić i ewentualnie zadzwonić po fachowca, jeśli sprawa była poważniejsza od żarówki. Kiedy Karol uporał się z bolącym zębem, przyszedł do mnie na kanapę.

- O czym myśli mój skarbek?

- Wolałbyś nie wiedzieć... - mruknęłam pod nosem.

- Zmęczona? - uśmiechnął się. - Może pysznej herbatki nam zrobię?

- Nie chcę żadnej herbatki. I w ogóle zostaw mnie w spokoju - zrzuciłam jego dłonie ze swojego karku, bo właśnie zabierał się do masażu. A ja już miałam dosyć tej jego mamejowatej czułości, jego pieszczot, całusków i cholernej dobroci. I miałam w nosie, że moje przyjaciółki zachwycały się Karolem. Robiły to tylko dlatego, że Aśki żeglarz był cholerykiem, czułostki harlejowca Justyny ograniczały się do zdawkowego buziaka, gdy miał ochotę na seks, a Luśki "pan złota rączka" oprócz doprowadzania do perfekcji ich pięknego mieszkania, miał jeszcze drugie hobby - przesiadywanie z kumplami w barach. Tyle że oni przynajmniej byli męscy i potrafili czymś zaskoczyć swoje kobiety. A Karol był do bólu przewidywalny. We wszystkim się ze mną zgadzał i nawet nie dało się go zdenerwować! Ja miałam charakterek i chyba potrzebowałam trochę adrenaliny w związku, bo gdy zbyt długo nic się nie działo, potrafiłam z byle powodu zrobić awanturę. Ale on zamiast na mnie nakrzyczeć, a potem wylądować ze mną w "przeprosinowym" łóżku, robił wszystko, by mnie udobruchać. Niewiele brakowało by mnie po stopach całował...

- Całe szczęście, że sali jeszcze nie zarezerwowaliśmy... - westchnęłam, pogrążona w takich rozmyślaniach.

- Co, kochanie?

- Karol, my do siebie nie pasujemy - powiedziałam mu wprost.

- Co ty opowiadasz, Rybko! Idealnie pasujemy! - zaprotestował gorliwie.

- Musimy się rozstać! - powiedziałam twardo. Ponieważ nie rzucam słów na wiatr, wkrótce kazałam mu się wyprowadzić z mieszkania, co zrobił oczywiście skwapliwie, bo zawsze mnie słuchał. Nie powiem, trochę mi go brakowało i nawet za nim tęskniłam, ale stłumiłam w sobie te uczucia, podejrzewając, że to jedynie efekt przywiązania, a nie miłości, i pewnie wkrótce minie. A ja będę mogła wreszcie znaleźć swoją przysłowiową drugą połówkę. Prawdziwego FACETA!

Ale jak tu rozpocząć poszukiwania, gdy po kilku dniach przerwy znów zaczął się za mną ciągnąć Karol? Jakoś nie potrafiliśmy definitywnie się rozstać, wciąż do siebie dzwoniliśmy i spotykaliśmy się. A to chciałam pojechać do hipermarketu, a Karol miał samochód. A to Karol chciał, żebym mu pokazała, jak się prasuje koszule. A to nie miałam z kim pójść na wesele przyjaciółki... No, właśnie, głupia jestem, prawda? W końcu przecież na tym weselu mogłam poznać tę swoją przyszłą męską połówkę! Postanowiłam więc pójść na nie z Karolem w roli przyjaciela, nie narzeczonego. Wcześniej zrobiłam mu pogadankę, że "zabrania się całować, przytulać, głaskać, patrzeć maślanymi oczami pod karą administracyjną" itp. itd. W końcu każdy nieprzemyślany gest Karola mógł odstraszyć mojego potencjalnego adoratora! Dlatego też na weselu rozgłaszałam znajomym, że już nie jestem z Karolem, a łączy nas tylko przyjaźń. I rozglądałam się za jakimś przystojniakiem. Jakoś jednak nikt mnie specjalnie nie podrywał ani nie wyrywał do tańca.

Nawet Karol w końcu się gdzieś zawieruszył i od dłuższej chwili siedziałam sama jak ten kołek za stołem i raczyłam się winem. "Pewnie dostał niestrawności i siedzi w toalecie", pokręciłam z niechęcią głową. W każdym razie postanowiłam wykorzystać ten moment samotności do nawiązania kontaktu wzrokowego z jakimś przystojniakiem. Niestety, akurat było ich jak na lekarstwo. W końcu zobaczyłam jednego, lecz po chwili, zgorszona, zorientowałam się, że to Karol! "Dobre sobie!", wydęłam pogardliwie usta. "Wzięłam go za przystojniaka!" Zaczęłam się mu baczniej przyglądać. "Rzeczywiście jakoś zmężniał ostatnio, no i nieźle wygląda w tym garniturze. Nawet ostrzygł się porządnie. Dobrze mu w tej fryzurze! Ale, zaraz, zaraz, co on robi tyle czasu w tym tłumie tańczących?", zmarszczyłam brwi. Sam nie tańczył, tylko lekko przytupywał do rytmu i z kimś zawzięcie rozmawiał, uśmiechając się od ucha do ucha! Wreszcie tłum tańczących rozstąpił się na tyle, że dostrzegłam kawałek szczupłej nogi, rąbek błękitnej sukienki, potem pasma rozrzuconych blond loków i wreszcie śliczną buzię zaśmiewającą się do łez z żartów Karola! Mojego Karola!

"Co to za lafirynda?", wytężyłam wzrok. Koleżanka panny młodej z liceum! Jeden raz ją z Karolem widzieliśmy, zamieniliśmy parę słów. "Więc co ona się tak do niego wdzięczy?", wkurzałam się. "A ten też się na nią napala jak szczerbaty na suchary!" Nie mogłam tego dłużej znieść. Poprawiłam sobie gorset, wstałam z krzesła i zaczęłam przeciskać się do nich w tłumie gości. Gdy byłam blisko Karola i lafiryndy uśmiechnęłam się, by przypadkiem nie pomyśleli, że jestem zazdrosna. Niestety, nagle orkiestra zaczęła grać jakiś romantyczny kawałek i Karol porwał tę pannę do tańca! Na moich oczach! Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie miałam zamiaru bawić się w żadne tam odbijane tańce czy sceny zazdrości. W końcu nic mnie już z tym człowiekiem nie łączyło. Chwilę stałam, próbując złapać jego spojrzenie. Chciałam mu moim smutnym, tęsknym wzrokiem przypomnieć, w kim jest zakochany. Tylko tyle. Ale Karol wyglądał, jakby świata poza tą dziewczyną nie widział. Bawili się świetnie, a mnie aż oczy łzami zaszły...

Mój zdrajca do stolika wrócił dopiero, gdy zagrali "A teraz idziemy na jednego!". Oczywiście nie sam. Przyszli rozgadani, roześmiani, a ja udawałam, że jestem zajęta rozmową z Aliną, kuzynką pana młodego, na temat wyborów do Parlamentu Europejskiego.

- Honoratko - przerwał mi Karol - pamiętasz Dominikę? - z uśmiechem niewiniątka zapytał ten judasz i posadził słodką blondynkę pomiędzy nami!

- Tak, pewnie! - po czym obróciłam się do mojej rozmówczyni perorującej w najlepsze o mandatach.

- Tak, ja też ostatnio dostałam pięć dych kary, bo świateł w samochodzie zapomniałam włączyć - przytaknęłam.

- Ale ja się zastanawiałam właśnie, kto dostanie mandat z naszego okręgu wyborczego... - zaczęła tłumaczyć, ale ja podsłuchiwałam, o czym rozmawiają Karol i Dominisia.

- Tak się cieszę, że się spotkaliśmy! Naprawdę rzadko trafia się na facetów, z którymi można tak interesująco porozmawiać o literaturze! - wdzięczyła się ta lampucera.

- Ba! Którzy w ogóle cokolwiek czytają!

"Taa, gdybyś wiedziała, że on poza tym czytaniem niewiele robi, to byś się tak nie zachwycała", pomyślałam.

- Ale moim zdaniem nie ma znaczenia, kto pojedzie do Brukseli, bo ten parlament właściwie niewiele może! - nudziła Alina, a ja wkurzyłam się, bo przez nią nie usłyszałam, co Karol odrzekł na te komplementy!

- Powiem ci, że ja też mam to gdzieś... - powiedziałam do Aliny, żeby przerwać w końcu tę idiotyczną pogadankę.

- Muszę nałożyć sobie sałatki. Oczywiście wybrałam tę stojącą najbliżej Karola.

- O czym tak gadacie? - uśmiechnęłam się do nich słodko. Obydwoje jakoś nagle niepokojąco zamilkli, a Karol powiedział:

- Przepraszam was na chwilkę... I poszedł sobie! - Właśnie Karol opowiadał, jak na studiach wypił wodę z kwiatków, żeby zaimponować jakiejś dziewczynie... Uśmiałam się do łez! - zachwycała się Dominika.

- Karol? - zdumiałam się. - To nie w jego stylu. Poczułam się podwójnie zazdrosna, że to nie ja byłam tą dziewczyną, i że mi niczego takiego nie opowiadał.

- To było najgorsze wesele w moim życiu! - wyrzucałam Karolowi, gdy wracaliśmy taksówką o czwartej rano.

- Tak? Czemu? - zapytał ten palant z miną niewiniątka.

- Świetnie się bawiłam, patrząc jak moja osoba towarzysząca flirtuje w najlepsze! - rzuciłam zgryźliwie.

- Przecież nie jesteśmy już razem... - wzruszył ramionami.

- No i co z tego? Ale przyszedłeś tam ze mną! To ja cię zaprosiłam! A przez cały czas siedziałam sama jak palec. I nic nie potańczyłam!

- To nie moja wina, że nikt cię nie poprosił - powiedział ironicznie.

- Idiota! - zdzieliłam go torebką.

- Ja? - zdziwił się.

- To ty mi zabroniłaś okazywania wszelkiej czułości, pocałunków, dotykania! Jak miałem z tobą tańczyć bez dotykania? Dominika pozwoliła mi się dotykać...

- Gdzie się pozwoliła dotykać?

- Po pupie...

- Co?! - krzyknęłam dramatycznie.

- No, żartuję przecież. Normalnie, jak w tańcu... Ty jesteś zazdrosna! - rzucił nagle z radością. Zajechaliśmy pod mój dom.

- Jeśli nawet, to nie wyciągaj z tego pochopnych wniosków! - rzuciłam i wysiadłam z taksówki. W środku cała dygotałam z wściekłości. Zazdrosna! Pewnie że byłam o niego zazdrosna, ale wcale nie dlatego, że go kochałam, tylko że chciałam, żeby on kochał tylko mnie. Taki pies ogrodnika. Zresztą sama już nic nie wiedziałam. Raz życzyłam szczęścia Karolowi i Dominice, a potem nie wyobrażałam sobie życia bez byłego narzeczonego... A im dłużej nie dzwonił od czasu tamtego wesela, tym bardziej za nim tęskniłam! Niby byłam wolna, mogłam oglądać się za innymi facetami, umawiać się na randki. Ale ja myślałam tylko o Karolu! Dopiero teraz spostrzegłam, jak mi go brakuje, jak za nim tęsknię. I nawet przestał mi się wydawać mało męski. Co z tego, że nie żegluje ani nie jeździ na motorze? Przynajmniej siedzi ze mną w domu i nie lata z jakimś podejrzanym towarzystwem... A skoro podoba się innym dziewczynom, to chyba niczego mu nie brakuje? Więc po tygodniu takich przemyśleń byłam już pewna, że go kocham, a tamto zerwanie to były jakieś fanaberie. Upiekłam torcik, kupiłam butelkę szampana. Ubrałam się w seksowną, prześwitującą haleczkę, na którą narzuciłam tylko płaszcz, i w sobotni wieczór złożyłam Karolowi niespodziewaną wizytę. Wierzyłam, że będzie w domu. I był. Słyszałam jak człapie, by otworzyć mi drzwi. Z rozczuleniem pomyślałam o tych jego rozdeptanych kapciach. Pewnie będzie w dresie, okularach, z książką pod pachą. Ale nie! Miał na sobie elegancką koszulę, był wypachniony, jakby na mnie czekał.

- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.

- To samo co ty! Stoję w drzwiach i się gapię! - zaśmiałam się. - Zaprosisz mnie to środka czy będziemy jedli i pili na wycieraczce? - wręczyłam mu szampana i pudełko z ciastem.

- Pewnie, wejdź, wejdź - przepuścił mnie w drzwiach. Zdjęłam płaszcz, by ukazać mu w całej krasie swoje zgrabne ciało, wystające z tego minikawałka drogiej szmatki, co to miała być haleczką. Kręcąc zalotnie pupą, weszłam do stołowego i zdębiałam. Na kanapie siedziała Dominika! Jak u siebie w domu, boso, z nogami na pufie, z filiżanką kawy w ręku!

- Chyba wam przeszkadzam, przepraszam - bąknęłam, robiąc w tył zwrot. Wybiegłam na klatkę schodową, upokorzona jak nigdy. Chciało mi się płakać. Już zamierzałam zbiec po schodach, gdy poczułam silne szarpnięcie i znalazłam się w ramionach Karola.

- Nie uciekaj! - szepnął.

- Nie chcę wam przeszkadzać... - powiedziałam przez łzy.

Nie będziesz. Dominika zaraz idzie. Wpadła tylko na chwilę, po książkę.

- I rozgościła się, jakby zamierzała zostać już na zawsze.

- Może i zamierzała, ale ja nie mam na to ochoty. Lubię ją, ale kocham i zawsze będę kochać tylko ciebie! - Karol długo patrzył mi głęboko w oczy.

- Jakie to romantyczne - westchnęłam w końcu. Miałam teraz ochotę romantycznie zemdleć w jego ramionach, żeby cały świat przestał istnieć. Lecz musiałam stawić czoła rzeczywistości: wejść do mieszkania Karola, usiąść w swoim seksownym stroju obok Dominiki i uciąć sobie z nią pogawędkę. Ale potem ona sobie pójdzie i będziemy już tylko my dwoje...

Honorata

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Najpiękniejsze romanse
Dowiedz się więcej na temat: romans | miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy