Reklama

Wyrośnie z ciebie... pantoflarz!

Mój syn, Adam, długo nie mówił. Do trzech lat był właściwie niemy. Za to jak już zaczął gadać, to pełnymi zdaniami i bez przerwy. Mąż śmiał się, że Adaś nie mówił, bo cały czas myślał, co by tu mądrego powiedzieć.

Zaraz na początku poinformował nas, że "jak zostanie plezydentem klaju, to naplawi wsystkie dlogi w Polsce".

- Przydałoby się - odparł Jarek. - Ale, synku, remont dróg to kosztowna sprawa. Skąd weźmiesz na to pieniądze?

- Od ludzi. Każę im zapłacić - malec wzruszył ramionami. - Albo nie, wybuduję nowy klaj z doblymi dlogami! Tak będzie taniej? - dopytywał się nasz przedsiębiorczy trzylatek.

Oboje z mężem wybuchnęliśmy śmiechem. To dziecko nas zadziwiało!

Potem Adaś spuścił z tonu. Już nie chciał zostać tyranem, tylko... konstruktorem. Miał budować mosty, samochody albo luksusowe hotele. Wszystko zależało od tego, jaki film obejrzał na Discovery.

Reklama

- To co w końcu z ciebie wyrośnie? - zapytałam go któregoś dnia.

- Jesce nie wiem, mamusiu - westchnął mój syn. - Ale na pewno zostanę... wielkim cłowiekiem - dodał z dumą.

Z trudem zachowałam powagę. "Cały tatuś", westchnęłam z rozczuleniem, bo przypomniałam sobie opowieści teściowej o Jarku, który też chciał zostać kimś wielkim. Najszybszym kolarzem czy królem strzelców w piłce nożnej, jakoś tak... Jednak mój mąż nie poświęcił się sportowi, tylko technice. "Ciekawe, co wyrośnie z naszego synka?", myślałam.

Gdy Adaś nieco podrósł, zaczęliśmy jeździć z nim na wakacje za granicę. I oczywiście wszędzie mu się podobało.

- Ja tez psyjadę do Cholwacji z lodziną. To mój ulubiony klaj! - zachwycał się.

Rok później "ulubionym klajem" stała się Francja, a dwa lata poźniej Hiszpania, ostatnio natomiast Włochy, które pokochał nie tylko za ciepłe morze, ale i za smakowitą kuchnię.

- Moje dzieci też pojadą do Włoch - planował nasz smyk. - Albo nie, ja tu się po prostu przeprowadzę! - krzyknął uszczęśliwiony swoim genialnym pomysłem.

- Już ci zazdroszczę - westchnęłam, bo ja także mam wyjątkowy sentyment do słonecznej Italii.

- Mamusiu, jak już zamieszkamy we Włoszech, to przecież ty i tatuś będziecie mogli do nas przyjeżdżać na wakacje! - zawołał Adaś. - Oczywiście, jak się moja żona na to zgodzi - dodał trwożliwie.

Kiedy to usłyszeliśmy, oboje z Jarkiem wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.

- Synu, przecież masz dopiero osiem lat i jeszcze nawet nie znasz tej dziewczyny, która zostanie twoją żoną, a już siedzisz pod jej pantoflem? - udałam święte oburzenie.

- No ale tata zawsze pyta ciebie, czy mogą przyjechać dziadkowie - bronił się malec. - Czy to znaczy, że on też jest tym, no kapciem?...

Mój mąż najpierw się roześmiał, ale potem zasępił się. Minę miał niewyraźną.

- Dzieciak jest bystrym obserwatorem i wie, kto rządzi w rodzinie - westchnął ze smutkiem. - Tylko błagam cię, synku, jeśli już to wolę być pantoflarzem, a nie kapciem, OK?...

- OK, zapamiętam sobie - obiecał Adaś.

Gosia W., 37 l.

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama