Reklama

Zakochana mama

Moja córka nie mogła pogodzić się z tym, że w moim życiu pojawił się mężczyzna.

Kiedy zaczęłam spotykać się z Krzyśkiem, moja piętnastoletnia córka, Karolina, nie chciała przyjąć do wiadomości, że w moim życiu ktoś się pojawił. Od dziesięciu lat wychowywałam ją sama. Przez ten czas nie związałam się z nikim – czasem umówiłam się na kawę, ale nic z tego nie wynikało. Karolina miała całą moją uwagę. Aż poznałam Krzyśka i od razu przeczuwałam, że to może być coś poważnego. Dlatego dosyć szybko powiedziałam o nim córce. Gdy zapowiedziałam jego wizytę, była wściekła.

– Nie chcę, żeby tu przychodził! Możesz sobie chodzić do niego!

Reklama

Prawdę mówiąc, byłam zaskoczona jej reakcją. Miałam nadzieję, że zły humor szybko jej minie. Krzyśkowi nie mówiłam o zachowaniu Karoliny. Spotykaliśmy się w mieście, czasem u niego. Coraz bardziej mi na nim zależało, ale nie wiedziałam, jak przełamać opory córki. Dla mnie warunkiem dobrego związku z mężczyzną była akceptacja ze strony mojego dziecka. A tu się na to nie zanosiło... Zbliżały się święta. Zapytałam Karolinę, czy Krzysztof może je spędzić z nami, ale od razu zaprotestowała. Było widać, że jestem dzięki Krzysztofowi szczęśliwa, a ją drażniło to, że mam dobry humor. Krzysiek nie domyślił się, jakie batalie o niego toczę. Dlatego był przekonany, że sprawi mi przyjemną niespodziankę i zaprosił Karolinę i mnie na ferie do Krynicy Górskiej. Zaniemówiłam.

– Bardzo dziękuję, ale muszę zapytać o zdanie córkę…

– Myślisz, że nie spodoba się jej ten pomysł? W końcu ją poznam, nie mogę się doczekać… – Krzysiek nawet się nie domyślał, że Karolina wprost przeciwnie – cieszy się, że go nie zna. Tak, jak się domyślałam, córka kategorycznie odmówiła.

– Nigdzie nie jadę, nic od niego nie chcę!

– Nawet go nie znasz. Karolina, uspokój się i spróbuj mi wytłumaczyć, dlaczego tak na niego reagujesz. Nie widziałaś go ani razu, nie masz pojęcia, jaki jest. Nie zasługuje na takie traktowanie – przekonywałam ją.

– Nic poza nim cię nie obchodzi. I dobrze, ale nie zmuszaj mnie, żebym go polubiła, albo z wami wyjechała. Tak naprawdę wcale nie chcesz jechać ze mną, tylko z nim. Odkąd go znasz, nigdzie mnie nie zabierasz. Wiedziałam, że tak będzie… – zarzucała mi.

– Córeczko, to nie tak… Jesteś moim dzieckiem, jesteś najważniejsza, ale kobieta musi mieć też oparcie w mężczyźnie – postanowiłam potraktować ją jak dorosłą: porozmawiać, wytłumaczyć sytuację.

– Nie chcę tego słuchać! Zaraz mi jeszcze powiesz, że on się tu wprowadzi – Karolina wybuchła płaczem.

– Nie, dziecko… nie ma o tym na razie mowy…

– No właśnie, na razie! Wiedziałam, że tak będzie… – Karolina wybiegła z pokoju.

Przez następne dni boczyła się, ale ja już nie wracałam do tematu. Postanowiłam dać jej czas. Sama już zaczynałam być na nią zła. Nie wiedziałam, czy dobrze robię, ulegając jej. Postanowiłam, że święta spędzimy same. Moja przyjaciółka, Jola, uważała, że nie powinnam podporządkowywać swoich planów córce.

– Rozpieściłaś ją i ona teraz żąda wyłączności. Jak ty sobie masz ułożyć życie, jeśli ona się na to nie zgadza, a ty pozwalasz jej dyktować warunki?

– Muszę się liczyć z jej uczuciami, dla niej to też jest duża zmiana – wiedziałam, że Jolka jest zwolenniczką zimnego chowu i chciałam ją przekonać do swoich racji.

– Moim zdaniem nie powinnaś jej ustępować. Przede wszystkim, ona nie zna Krzysztofa. Pomyśl, jak ich ze sobą poznać. Może to będzie przełom?

Przemyślałam pomysł Jolki i uznałam, że jest całkiem niezły. W końcu musiałam powiedzieć Krzyśkowi o problemie z Karoliną. Widziałam, że jest mu trochę przykro, ale powiedział, że na wszystko przyjdzie czas. On też uważał, że Karolina musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Ustaliliśmy, że Krzysiek przyjdzie do nas z wizytą, ale nie oficjalną, zapowiadaną, tylko zwyczajnie, wpadnie do nas, jakby był w pobliżu. W przeciwnym wypadku Karolina wyszłaby pewnie z domu. Tego dnia byłam lekko podenerwowana, nie wiedziałam, jak się zachowa córka. Gdy zadzwonił dzwonek, podbiegłam do drzwi. Krzysztof był trochę zmieszany. Gdy wszedł, Karolina wyjrzała z kuchni i bez słowa, szybko poszła do swojego pokoju. Staliśmy oboje osłupiali. Zapukałam do jej drzwi.

– Karolina, pozwól proszę na chwilę – starałam się, żeby nie słychać było złości w moim głosie. Za to ona w ogóle się nie starała.

– Słucham – otworzyła drzwi. Ręce oparła na biodrach, jedną nogę wysunęła do przodu.

– Chciałam ci przedstawić Krzysztofa, myślę, że już pora… – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. Milczała. Krzysztof wyciągnął rękę.

– Miło mi cię poznać – powiedział. Karolina podała mu swoją, a następnie odwróciła się ostentacyjnie na pięcie i weszła z powrotem do swojego pokoju. Było nam obojgu przykro. Bałam się, że Krzysztof straci cierpliwość do mojej córki i że uzna, że źle ją wychowałam. Ale on dodawał mi otuchy.

– Musimy przez to przejść. Wiem, że ja też muszę się starać – tłumaczył sobie i mnie. Przez następne tygodnie Karolina dawała mi do zrozumienia, że nic nie wskóram. Nie poruszałam tematu tego fatalnego spotkania, a ona udawała, że nic się nie stało. Ale najwyraźniej miała do mnie żal. W tym czasie byłam na wywiadówce u niej w szkole i okazało się, że ma bardzo kiepskie stopnie. Opuściła się z polskiego i historii, choć do tej pory były to jej ulubione przedmioty. Gdy zapytałam ją, co się stało, od razu zaczęła płakać.

– Nic cię nie obchodzę, zależy ci tylko na moich stopniach, na tym, żeby się mną pochwalić, a moje uczucia w ogóle się nie liczą. Myślisz tylko o swoich sprawach – mówiła, a do mnie zaczęło docierać, jak bardzo nie potrafimy się porozumieć. Jednocześnie nie zamierzałam poddawać się jej presji. Postanowiłam wyjechać na długi weekend z Krzysztofem, bo zaprosił mnie do Sopotu. Uznałam, że tym razem nie zrezygnuję z własnych przyjemności tylko dlatego, że mam zaborczą córkę.

Umówiłam się z moją mamą, że przyjedzie i przez te kilka dni będzie się opiekować Karoliną. Oczywiście, tak, jak się spodziewałam, Karolina była śmiertelnie na mnie obrażona. Ale przetrzymałam to i udawałam, że nie dostrzegam jej fochów. Pobyt w Sopocie bardzo nam się udał. Karolina przez te kilka dni nie zadzwoniła do mnie ani razu. Kiedy ja do niej telefonowałam, łaskawie odpowiadała na pytania, ale mną nie interesowała się w żaden sposób. Gdy wróciłam, nadal była nadąsana, wydała mi się też bardzo smutna. Po kilku dniach wyjaśniło się, dlaczego. Rano, kiedy byłam w pracy, dostałam informację ze szkoły, że mam natychmiast przyjechać na rozmowę z wychowawcą Karoliny i dyrektorem. Jadąc tam, wyobrażałam sobie najgorsze rzeczy: narkotyki, przemoc….

Ale nie przewidziałam, że moja córka mogła razem ze swoimi kolegami z klasy zdemolować samochód nauczyciela matematyki. Wiedziałam, że ten nauczyciel jest bardzo nielubiany, ale nie mogłam uwierzyć, że moja córka posunęła się do czegoś tak strasznego. Dyrektor z oburzeniem opowiadał mi, że czwórka uczniów, w tym Karolina, wybiła przednią szybę w samochodzie matematyka i porysowała mu całą karoserię. Na szczęście, zauważyła ich nauczycielka, dlatego udało się ustalić, kto to zrobił.

– Ma pani świadomość tego, że jeśli ta wersja zostanie udowodniona, będzie pani musiała zabrać córkę z naszej szkoły?! – dyrektor nie oszczędzał mnie. Byłam wstrząśnięta. Przyszłam do domu i nie wytrzymałam. Nawrzeszczałam na córkę za te wszystkie ostatnie tygodnie, za to, że marnuje cały wysiłek, który włożyłam, żeby ją wychować na dobrego człowieka…

– Jesteś rozkapryszoną, zbuntowaną egoistką! – krzyczałam. A ona nie powiedziała ani słowa, tylko płakała. Zacięła się i przez następnie dni nie odezwała się do mnie słowem. Szkoła wszczęła wewnętrzne postępowanie, aby ustalić, jak to się stało, że uczniowie zniszczyli samochód nauczyciela. Bardzo się bałam o przyszłość córki. Krzysztof wspierał mnie, ale też cały czas namawiał, abym próbowała z nią porozmawiać.

– Dlaczego uwierzyłaś, że ona to zrobiła? Musisz to sprawdzić, bo może tak wcale nie było… – zasugerował. Ale Karolina nie chciała ze mną rozmawiać.

– Nie wierzysz mi, więc nic ci nie powiem – odburknęła, gdy zapytałam ją, co się naprawdę stało. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy wersja, którą przedstawił mi dyrektor, była prawdziwa. Mijał już drugi tydzień od mojej wizyty w szkole Karoliny. Tego dnia wracałam późno z pracy. Weszłam do domu i nie mogłam uwierzyć: w kuchni Karolina siedziała przy stole razem z Krzysztofem! Zamilkli na mój widok, ja też przez chwilę stałam w przedpokoju osłupiała. Gdy weszłam, zauważyłam, że Karolina jest zapłakana.

– Małgosiu! – zawołał Krzysiek na mój widok. – Wszystko jasne. To po prostu zemsta kolegów. Jest tak, jak myślałem: Karolina nie ma z tym nic wspólnego – powiedział wyraźnie zadowolony, a moja córka uśmiechnęła się.

– Naprawdę? – zapytałam zaskoczona. – Karolina, wyjaśnisz mi w końcu, jak to było, bo ja nic z tego nie rozumiem… – przysiadłam się do nich i wysłuchałam opowieści, jak to trzech kolegów Karoliny postanowiło zniszczyć samochód profesora od matematyki zwanego Szafą. Karolina, gdy dowiedziała się o ich planach, zapowiedziała im, że jeśli to zrobią, powie o wszystkim wychowawcy. Ale oni nie przejęli się jej groźbą. Zdemolowali samochód, a gdy zostali przyłapani, bo zauważyła ich nauczycielka chemii, myśleli, że to przez Karolinę. Z zemsty umówili się, że oczernią ją i tak zrobili. Ona nie miała żadnego alibi, więc ani dyrektor, ani wychowawca nie wierzyli w jej zaprzeczenia.

– To się musi wyjaśnić, nie martw się. Wybronisz się, pomożemy ci córeczko – przytuliłam ją i pocałowałam.

– Jak ty do niej dotarłeś? Po prostu nie mogę w to uwierzyć – pytałam potem Krzysztofa uszczęśliwiona, że znalazł do niej drogę.

– Bardzo chciałem ją zrozumieć i zasłużyć na jej zaufanie – odpowiedział.

Małgorzata K., 42 lata

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy