Reklama

Craving, czyli podjadanie

Wracasz po pracy do domu. Już od godziny prześladuje cię myśl, żeby zjeść czekoladę. Idąc ulicą, starasz się myśleć o czymś innym, a zwłaszcza o diecie, która niedawno rozpoczęłaś. Długo zmagasz się ze sobą. Wreszcie nie wytrzymujesz, wstępujesz do pierwszego napotkanego sklepu, kupujesz tabliczkę czekolady i zaczynasz ją pochłaniać. Odczuwasz przyjemność... a zaraz potem ogarniają cię wyrzuty sumienia, a nawet wstyd. Jeszcze raz wbrew rozsądkowi uległaś, ale

nie wpadaj w panikę. To był akt wolności.

Podobnie jak 28 proc. Francuzów jesteś ofiarą "cravingu", czyli zaburzenia "zachowania żywieniowego", opisanego po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych w 1987 roku. Termin ten utworzony został od angielskiego słowa "to crave", które oznacza "pragnienie, żądzę, nienasycenie", określa "przymus żywieniowy", to znaczy nagłą i niepohamowaną chęć zjedzenia konkretnego produktu, przeważnie bogatego w tłuszcz i węglowodany (czekolada, ciastko, pizza). Ta gwałtowna ochota ogarnia nas miedzy posiłkami i może zostać zaspokojona lub stłumiona.

Reklama

Ale nie przerażajmy się. Psycholog kliniczny szpitala Hotel-Dieu i współautorka książki na temat odchyleń od zasad dietetyki i przesadnej "medykalizacji" - Marianne Pouillon, skłonna jest raczej bagatelizować to zjawisko. Uważa, że nie należy za bardzo przejmować się tym objawem, nawet jeśli niekiedy stanowi on oznakę poprzedzającą znacznie poważniejsze zaburzenie: bulimię. "Cravingowcy" wcale nie pochłaniają więcej kalorii niż inne osoby, ale że ich pożywienie zawiera więcej węglowodanów.

Chociaż "craving" stanowi pewnego rodzaju zaburzenie, to jest on zaburzeniem nie tyle natury psychicznej, co socjologicznej. W istocie bowiem jest to odruch wolności, pragnienie pofolgowania sobie, wyzwolenie łakomstwa dla wyrażenia sprzeciwu wobec drakońskich ograniczeń, jakie społeczeństwo narzuca kobietom.

Najlepszym sposobem uwolnienia się od tej obsesji jest racjonalne odżywianie, zrównoważona dieta, zjadanie solidnego obiadu i - jeśli mamy na to ochotę - lekkiego podwieczorku.

najtrudniejsza pora - popołudnie

"Craving" różni się od innego rodzaju podjadania, to jest "podgryzania", czyli bezwiednego jedzenia, gdy nie jest się głodnym (na przykład podczas oglądania telewizji) niewielkich ilości pożywienia, które w rezultacie mogą okazać się dość znaczne i przyczyniać do powstania nadwagi.

Różni się on także od bulimii - to jest pochłaniania dużych ilości pożywienia po kryjomu, czemu towarzyszy bardzo silne uczucie wstydu, a niekiedy nawet reakcje fizyczne, jak wymioty.

"Craving" dotyczy zawsze konkretnych, ulubionych pokarmów, i pod względem ilości nigdy nie przekracza pudełka biszkoptów czy kilku kulek "Rafaello", a wyrzuty sumienia nie trwają zbyt długo.

Badania przeprowadzone przez "Inserm" w czterech miastach na północy Francji wykazały, że "craving" dotyczy tylko dziesięciu procent mężczyzn, podczas gdy wśród kobiet jest nim dotknięta aż jedna trzecia. Mężczyźni odczuwają potrzebę podjadania przeważnie wieczorem, po kolacji, i jest ona związana raczej z poczuciem odprężenia i błogostanu. Ponieważ są mniej podporządkowani ideałowi smukłej sylwetki, mniej też cierpią z tego powodu. Jedzenie kojarzone jest z męską siłą, wspólnym biesiadowaniem, z przyjemnością objadania się.

Kobiety natomiast łakomstwo ogarnia na ogół po południu: nadchodzi ono wraz z uczuciem zmęczenia (40 proc.), nudy, znużenia (38 proc.), przygnębienia, zniechęcenia (29 proc.). Najczęściej dotyczy kobiet zajmujących kierownicze stanowiska lub wykonujących wolne zawody.

Ulubionym przysmakiem "cravingowcy" jest bezsprzecznie czekolada. Z badań przeprowadzonych we Francji wynika ponadto, że dla kobiet bardziej kuszące są słodycze, a dla mężczyzn - przekąski słone. Inaczej u nas - obserwując naszych panów, wnioskujemy, że wielu z nich uwielbia właśnie słodkie desery, lody, batony.

jedyny sposób to... ulec pokusie

Według Marianhne Pouillon nie ma najmniejszej wątpliwości, że "craving" ściśle łączy się z ograniczeniem kalorii, jakim jest dieta odchudzająca oraz różne inne diety. Kiedy chcemy schudnąć, nie zaspokajamy całkowicie głodu, nigdy nie odczuwamy więc sytości. Aż w pewnym momencie nie wytrzymujemy...

Jeszcze gorzej jest, gdy stosujemy wobec siebie jakieś subiektywne restrykcje. Ktoś, kto nagle pewnego ranka postanawia, że nie będzie jadł żadnych tuczących produktów w rodzaju ciastek z kremem, czekolady czy chałwy, przez cały dzień będzie o nich myślał. A im bardziej będzie go ta myśl prześladować, tym bardziej będzie narażony na pokusę zjedzenia zabronionego przysmaku.

Lid

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: diety | podjadanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy