Reklama

Otyłość: Każdy inaczej trawi kromkę chleba


Przeczytaj fragment książki "Człowiek na ba(k)terie" Margit Kossobudzkiej:

Jak bakterie w jelitach mogą wpływać na mój metabolizm? Na to, czy tyję czy jestem szczupła.

Dr n. med. Paweł Grzesiowski: - Najprościej przedstawić to tak: mamy w brzuchu duże zwierzę. I to zwierzę też musi coś jeść. Jak mamy w brzuchu zwierzę małe i zabiedzone, czyli mniej liczną mikroflorę, to ono mniej podkrada naszego jedzenia. Zjadamy kolację i połowa tej kolacji jest zużywana przez mikroby - na ich metabolizm. Ale jak mamy duże i dorodne zwierzę, to ono zżera prawie całą naszą kolację.

Reklama

To chyba źle...

- Nie, to bardzo dobrze. Mamy taki skomplikowany organizm w jelitach, bez którego nie możemy żyć, ale w zamian trzeba go odżywiać, nie ma nic za darmo. To daje nam korzyści. Jedni mają ubogą mikrobiotę i - co udowodniono naukowo - mniej energii wydatkują na jej odżywienie. Czyli więcej energii zostaje dla nas, a to może odpowiadać z czasem za dodatkowe kilogramy. Z kolei osoby, które mają bogatszą i bardziej energochłonną mikrobiotę - jak się wydaje - zużywają więcej tego, co zjedzą, na dokarmianie mikrobów, czyli wydatkują na to więcej kalorii. To jest najprostszy mechanizm, w jaki można wytłumaczyć korzyść z posiadania różnorodnej mikrobioty w jelitach.

- Ale jest też drugi, już bardziej skomplikowany, który opisuje wpływ produktów metabolizmu bakteryjnego, czyli tzw. postbiotyków, na nasze komórki. I to jest fascynujące! Co bakterie robią z nami metabolicznie poprzez swoje produkty? One przecież nie wiedzą, że mieszkają w naszych jelitach. Ich interesem jest przeżycie. Wytwarzają takie produkty, które zapewnią im jak najdłuższe życie w jak najlepszych warunkach. A metabolizm bakterii wpływa na otoczenie - na to, co wydziela nasze jelito, komórki nabłonka, a także jak funkcjonuje układ odporności itd.

- Ludzie bakterie uważają za coś, z czym należy za wszelką cenę walczyć. Mamy stale w głowie mikroby patogenne, które wywołują choroby. Ostatecznie traktujemy bakterie jelitowe jako coś, co jest nam dane i nie trzeba o to dbać. Kiedy jesteśmy ogólnie zdrowi, odżywienie tego "zwierza" w naszych jelitach jest w naszym interesie, ale on niedobrze znosi jedzenie śmieciowe. Powinniśmy zatem dokarmiać naszego "pupila" odpowiednią dietą, bo jak przestaniemy go zdrowo karmić, to zdechnie. A wtedy i my umrzemy. Nie da się żyć bez mikroorganizmów, które nas zasiedlają. Tak jesteśmy stworzeni.

- Musimy dokarmiać bakterie po to, żeby produkowały różne substancje nam potrzebne - choćby witaminy, hormony, neuroprzekaźniki itp. Pewne rodzaje mikrobów, takie jak Akkermansia, Lactobacillus czy Rothia, wręcz przygotowują część naszego pokarmu do wchłaniania. Bez tych bakterii jelitowych to, co jemy, po prostu by przez nas przelatywało.

- To "zwierzę" nie tylko żywi się częścią naszego pokarmu, ale także przeżuwa go dla nas, przygotowuje do trawienia. Głodówki, celowe biegunki, płukanie jelit często niszczą ten dobry mikrobiom, bo każda dieta eliminacyjna powoduje, że jakaś frakcja bakterii nie będzie miała jedzenia.

Dlatego dietetycy tak się upierają, że dieta musi być urozmaicona?

- Tak, ponieważ to "zwierzę" w naszych jelitach ma wiele głów, jak hydra, ale dobra hydra. To są tysiące gatunków bakterii do wyżywienia, z których każdy je trochę co innego. I każdy musi coś dostać. Jeśli im tego nie damy, to ta hydra straci głowy jedna po drugiej.

 Mam się żywić, myśląc, co z tego zjedzą moje mikroby?

- Właśnie tak. Bo one nie jedzą byle czego. Zła dieta - oparta na jedzeniu śmieciowym - może nam dawać uczucie sytości, ale tak naprawdę wcale nas nie odżywia. Dietę wysokowęglowodanową opartą na cukrach prostych, zjada mikrobiota w jelicie cienkim, czyli głównie E. coli. A my musimy odżywić te, które znajdują się na końcu, czyli w jelicie grubym. I mimo że mamy w nadmiarze jedzenia, bakterie, które tak nam są potrzebne, padają jak muchy. To może prowadzić do przerostu złej mikrobioty i sytuacji, w której znikają właściwe proporcje mikrobów. W naszej "zwierzohydrze" pojawia się zbyt wiele chwastów, których produkty niszczą jelito, czego najszybszym efektem jest ból brzucha, wzdęcia, biegunka albo zaparcie.

- Dieta różnorodna, obfitująca w warzywa i owoce, powoduje, że każdy z jej składników odżywi określone grupy bakterii. Równowaga zostanie zachowana. Ale jeśli 90 proc. naszego jedzenia to są węglowodany z syntetycznej frytki czy wysoko słodzonego soczku, to jest to naprawdę dieta eliminacyjna! Bo co to znaczy "nasz" metabolizm? Część tego metabolizmu to są nasze komórki, a część to komórki bakteryjne. Biorąc pod uwagę, jak są one liczne w stosunku do komórek naszego organizmu, można nawet przewrotnie pokusić się o pytanie, czy nasz metabolizm to nie jest przypadkiem metabolizm naszego mikrobiomu. Tych dwóch metabolizmów nie da się rozdzielić.

Czy to prawda, co mówią uczeni, że metabolizm idzie za bakteriami?

- To jest dobre określenie. Przypomnę eksperyment z myszami, którym usunięto większość bakterii w jelitach. I okazało się, że te gryzonie dużo szybciej tyją. To jest właśnie efekt braku podkradania. Jak nie ma "zwierzaka" w jelitach, to zaczynamy sami wszystko zjadać i tyć. To samo zresztą udało się osiągnąć po przeszczepie mikrobioty jelitowej od grubej myszy do chudej. Ona też zaczęła przybierać na wadze. To z kolei pokazuje, że liczy się także jakość naszych mikrobów, to, jakie dokładnie szczepy nas zasiedlają. Uczeni zaczynają szukać, które szczepy są odpowiedzialne za produkcję określonych metabolitów, wpływających np. na tolerancję glukozy. U części osób po przeszczepie mikrobioty jelitowej poprawia się np. metabolizm glukozy. U cukrzyków pojawia się nawet mniejsze zapotrzebowanie na insulinę, bo zachodzi większa utylizacja glukozy w jelicie, ale jednocześnie nie dochodzi do produkcji związków, które potem pośrednio powodują oporność na insulinę ludzkich tkanek. Mamy więc pośrednie dowody na to, że metabolizm idzie za bakteriami i od tego, jakie one są, może zależeć to, czy mamy nadwagę czy pozostajemy szczupli.

- Jednak na razie nie ma jednego znanego mediatora - związku, który w sposób bezpośredni wpływałby na ludzki metabolizm. To dopiero melodia przyszłości, choć może nie tak odległej. W drugą stronę też widzimy ten efekt, np. u pacjentów wychudzonych. Przychodzą do nas po ciężkich, przewlekłych biegunkach i po przeszczepie mikrobioty jelitowej od osoby zdrowej zaczynają mieć apetyt, przybierają na wadze. Ewidentnie po odbudowie mikrobioty widać, że to się reguluje.

W jaki sposób? Różne rzeczy są brane pod uwagę, choćby tworzenie odpowiednich hormonów, bo bakterie jelitowe są w stanie nawet takie nasze związki produkować. Znam osoby z nadwagą, które jedzą niewiele, a i tak nie mogą schudnąć. Mają, jak mówią, powolny metabolizm. Czy to można zmienić?

- Pamiętam prezentację amerykańskich uczonych, w której podano kilkudziesięciu uczestnikom kromkę chleba. Każdemu taką samą, w takich samych warunkach. A potem badano różne metabolity powstałe po zjedzeniu tej kromki. Sprawdzano m.in. poziom glukozy we krwi. I okazało się, że po zjedzeniu tej samej kromki chleba jest kilkanaście profili reakcji! U jednych poziom cukru we krwi był niski, u innych wyglądał tak, jakby ktoś miał cukrzycę. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie.

- W tej chwili specjaliści od mikrobiomu zaczynają modyfikować pojęcie tzw. indeksu glikemicznego. Trzeba do niego podchodzić niezwykle ostrożnie, bo to nie jest nic uniwersalnego, ale indywidualna cecha. Jedni po zjedzeniu gotowanej marchewki zareagują tak, a drudzy inaczej. A w tabelce podana jest jedna wartość. Właściwie każdy pacjent powinien mieć określony indywidualny profil metaboliczny. To, że ktoś opornie chudnie, można zmienić, ale w pierwszej kolejności trzeba próbować ocenić, jaka jest reakcja danej osoby na wspomniany chleb, czyli zobaczyć jego krzywą glukozową. Każdy ma inny sposób trawienia chleba, przez to również dostępność węglowodanów, które się z niego uwolnią, jest inna. Pani może mieć po niej cukier 120, a ja 200. I to nie jest cukrzyca, tylko prawdopodobnie bezpośredni efekt drobnoustrojów: ile z nich zjadło tę kromkę chleba, ale też, co one po tym posiłku wyprodukowały.

Bakterie jelitowe coś tu pomogą, np. określone probiotyki?

- Były wykonywane badania, w których dodatek wybranego probiotyku u ludzi powodował, że mieli oni mniejszy skok cukru po zjedzeniu tej samej ilości węglowodanów, ale to nie jest takie proste. Prawda jest taka, że na rynku mamy absolutną dominację w preparatach bakterii kwasu mlekowego. I to jest pewne, że one akurat nie wpływają na metabolizm glukozy.

- Próbowano stosować bakterie z rodzaju Lactobacillus czy bifidobakterie. To nie są te bakterie. Najwięcej mówi się w tej chwili o Bacteroidetes phylum, które metabolizują dużo dwucukrów i cukrów prostych. Produkują potem kwasy tłuszczowe i to może być bezpośrednio związane z metabolizmem glukozy i wrażliwością na insulinę. Poza tym niedawno ukazała się ciekawa praca, dowodząca że przyjmowanie probiotyków nie zmienia składu mikrobioty jelitowej na stałe. Czyli jeśli przyjmujemy bakterie kwasu mlekowego, to one żyją w jelitach, ale jak tylko przestajemy je brać, to praktycznie zanikają.

- Nie można w sposób trwały sztucznymi drobnoustrojami zmienić mikrobioty jelitowej. Myślę, że za chwilę będziemy mieli całą listę bakterii, których produkty oddziałują na metabolizm ludzki. O tym się głośno nie mówi, co wynika z obaw naukowców, że gdy powiedzą, iż są gatunki bakterii, które mogą wpływać na metabolizm, to zaczną być one nadużywane. Powstanie proceder odchudzania się bakteriami. I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że ludzie nie znają umiaru. A takie manipulacje mikrobiotą jelitową mogą być bardzo niebezpieczne, bo my dziś nie wiemy, jakie będą skutki np. masowego podawania jakiejś nieznanej bakterii do jelita. Wiemy, że ludzie są zdolni połknąć nawet tasiemca, żeby się odchudzić.

To co robić?

- Jeść naturalne jogurty czy inne produkty fermentacji naturalnej, np. kiszonki. Bakterie kwasu mlekowego nie są wiązane z otyłością, ale mają wpływ na inne mikroby w naszych jelitach. Pamiętajmy, że to jest łańcuszek współzależności. One są potrzebne do tego, żeby namnażały się bakterie, które mają większy wpływ na metabolizm. W naszych jelitach jedne bakterie konkurują z drugimi, ale też jedne dla drugich coś produkują. I żeby utrzymać ten cały organizm oraz poprawić jego "fitness", musi być różnorodność w jelicie. Dana bakteria produkuje związek, którym żywi się inna bakteria. Poza tym jedne mikroby kontrolują obecność innych - wzajemnie utrzymują się w ryzach. Jeśli nie ma tej równowagi, to patogenne mikroby zaczynają dominować. Czyli jak nie ma bakterii kwasu mlekowego, to oczywiście w tę niszę wejdzie coś innego. Niekoniecznie dla nas korzystnego.

- To są zresztą pierwsze bakterie, które zasiedlają jelita. Odgrywają więc ogromną rolę. One same w sobie nie pomogą nam schudnąć, ale wspomogą rozwój mikrobów, który już będzie miał wpływ na nasz metabolizm. Pod kontrolą dietetyka lub lekarza można do programu żywieniowego włączyć dostępne na rynku probiotyki. To może być uzupełnienie programu odchudzania, ale łykanie samych probiotyków, bez zmiany nawyków żywieniowych, nic nie da.

Sięgnijmy do genów. Są osoby, które uważają, że mają wolny metabolizm, bo taki odziedziczyły.

- Jest coraz więcej prac, które mówią, że mamy swoją "indywidualną genetykę" i ona determinuje naszą mikrobiotę. Nasz genom warunkuje np., jakie receptory będziemy mieli na nabłonku jelit i w związku z tym, jakie przykleją się do niego bakterie. Ale genetyka to jest tylko połowa, reszta to środowisko. Mamy zatem pewne predyspozycje genetyczne do zasiedlania jelita określonymi gatunkami bakterii, ale wiele możemy zmienić/zepsuć przez dietę, antybiotyki, inne leki. Dzieci po wielokrotnej antybiotykoterapii mają większą skłonność do tycia. A jaki jest związek antybiotyku z otyłością? Nie ma go wprost, to musi zachodzić poprzez oddziaływanie na mikrobiotę, która wpływa na metabolizm glukozy.

- Zresztą, dlaczego stosowano antybiotyki jako promotory wzrostu u drobiu czy u świń? Przecież chodzi o to, żeby zwierzęta szybciej przybywały na wadze. W takich hodowlach widać ten efekt na spektakularną skalę. To jest skutek zniszczenia części mikrobioty jelitowej. W tej chwili mówi się coraz więcej o wprowadzaniu do jelit nie tyle samych bakterii, ile ich produktów, np. wspomnianego maślanu czy octanów. Te postbiotyki już bezpośrednio wpływają na nasz metabolizm. Maślan zresztą już jest w tabletkach. Ludzie go biorą, ale na razie skuteczność nie jest imponująca. Myślę, że to jest kwestia jego biodostępności, czyli tego, ile z tego, co połkniemy, wchłonie się ostatecznie w naszych jelitach. Trzeba nad tym popracować.

- To tak jak z antybiotykami. Podajemy pacjentowi nie pleśń, która wytwarza penicylinę, tylko ekstrakt z pleśni, który jest antybiotykiem. Taka przyszłość badań nad mikrobiomem jest dla mnie bardziej przekonująca. Ale z drugiej strony, nie udało się wyhodować sztucznej krwi ani sztucznego szpiku. Musimy być pokorni wobec natury. Dieta, żeby była skuteczna, musi się stać naszym sposobem życia. Gdy dobre paliwo wlewamy do silnika tylko przez dwa tygodnie czy miesiąc, to ten silnik chodzi dobrze, ale jak tylko znów wlejemy do niego żur, to on zaczyna się krztusić. I z nami jest tak samo. My nie robimy magazynów dobrych substancji. Niestety, to, co zjemy, to jest w zasadzie zużywane na bieżąco.

Dlatego trzeba jeść często, ale małe porcje?

- To jest też lepsze dla naszego mikrobiomu i dla nas. I pomaga w odchudzaniu. Nasze "zwierzę" jest w stanie przejeść określoną ilość jedzenia. To swego rodzaju maszynka metaboliczna. Jak damy mu za dużo pokarmu, to ono go nie przerobi i dużo więcej wchłoniemy my. Dlatego jedzenie jednego-dwóch posiłków dziennie powoduje, że tyjemy, a zjedzenie tej samej ilości, ale w pięciu porcjach, powoduje, że bakterie podkradną z tego więcej.

Fragment książki "Człowiek na ba(k)terie", Margit Kossobudzka. Wydawnictwo Agora. Premiera: 29 sierpnia 2018 r.

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy