Reklama

Ropnie, wędrujące guzy. Powikłania po powiększaniu piersi wypełniaczami

Coraz więcej kobiet opisuje powikłania po zabiegu „nieinwazyjnego” powiększania piersi preparatem Aquafilling/Los Deline. Pacjentki po wstrzyknięciu wypełniaczy skarżą się na rozległe rany, ropnie i przemieszczające się guzy. Sprawą zajął się sąd.

Powiększenie piersi to marzenie wielu kobiet - zarówno tych, które natura obdarzyła małym biustem, jak i matek, które po okresie karmienia tęsknią za jędrnym biustem. Bardzo łatwo dać się jednak nabrać na rozmaite metody, które kliniki medycyny estetycznej promują jako "nieinwazyjne". Wstrzykiwanie do piersi niesprawdzonych preparatów może skończyć się poważnymi powikłaniami, pogorszeniem ogólnego stanu zdrowia, a nawet amputacją piersi.

Duże kontrowersje wśród lekarzy wywołał preparat Aquafilling. Co prawda w 2017 r.  został wycofany z obrotu rynkowego w Polsce, ale zastąpił go żel o nazwie Los Deline. Pod koniec 2018 r. Polskie Towarzystwo Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Estetycznej wydało oświadczenie, w którym nawołuje lekarzy do wzięcia pod rozwagę wszystkich przypadków poważnych powikłań, z którymi spotkali się w swojej praktyce po zastosowaniu preparatu. 

Reklama

Każde takie zdarzenie należy zgłaszać jako incydent medyczny wymagający wszczęcia procedury raportowania, informacja taka trafia również do wytwórcy wyrobu. Niestety wielu lekarzy wciąż promuje preparat jako bezpieczny dla zdrowia. W tej chwili preparat funkcjonuje pod inną nazwą - Los Deline i jak zapewnia producent, jego skład jest taki sam, jak wycofanego Aquafillingu.

Jak ustalili dziennikarze "Superwizjera", nawet 6 tys. Polek może "żyć na tykającej bombie". Pacjentki, które poddały się zabiegowi powiększania piersi wspomnianym preparatem, borykają się z potwornymi powikłaniami. Wśród nich są także zmiany o charakterze onkologicznym. Co więcej, preparat może migrować po całym ciele: jedna z bohaterek reportażu ma substancję w miednicy! Skala problemu jest ogromna: niektóre pacjentki są już po masektomii, zanotowano też przypadki śpiączki. 


Z informacji producenta o preparacie Aquafilling/Los Deline  wynika, że składa się on w 98 proc. z soli fizjologicznej i w 2 proc. z poliamidu. Wstrzyknięty do piersi utrzymuje się od 5 do 8 lat, metoda według producenta jest bezpieczna i nieinwazyjna, a do codziennych zajęć można wrócić już po dobie od zabiegu. Podaje, że istnieją wskazania do usunięcia preparatu, ale na grupie 112 badanych kobiet one nie wstąpiły. Te wskazania to rozwój procesu zapalnego w obrębie piersi czy przemieszczanie preparatu poza obręb gruczołów piersiowych. Producent przekonuje, że metoda daje dobry efekt i jest alternatywą do zabiegu wszczepienia implantów.

W sieci znaleźć można fora, na których kobiety dzielą się swoimi doświadczeniami po zabiegu z zastosowaniem preparatu Aquafilling. Opisują ropnie, cysty, przemieszczające się guzy, zakażenie gronkowcem, a nawet amputacje piersi w wyniku powikłań. Kilka takich spraw trafiło do sądu - przewlekły stan zapalny sprawia, że pacjentki nie są w stanie normalnie funkcjonować, podnosić rąk, biegać czy spać. Czekają je kolejne operacje. Niektóre z nich trafiły na stół operacyjny w stanie zagrożenia życia. Chirurdzy ostrzegają przed stosowaniem jakichkolwiek płynnych wypełniaczy wstrzykiwanych bezpośrednio do piersi.

Dr Mateusz Zachara opublikował na Instagramie film z oczyszczania piersi po zaaplikowaniu preparatu. Napisał: "Preparat jak i sposób podania dewastuje okoliczne tkanki, rozrywa mięśnie, znajduje się w różnych płaszczyznach - nad mięśniem, pod mięśniem, w gruczole, w tkance tłuszczowej, pod skórą. Nie ma możliwości usunąć go całkowicie, ponieważ wgryza się w okoliczne tkanki, powoduje w nich zwapnienia i zrosty. Migruje również zgodnie z prawem grawitacji w miejsca, gdzie być nie powinien, co zmienia bardzo niekorzystnie kształt piersi". 

Mimo to kliniki wciąż mają w swoich cennikach zabieg powiększania piersi żelem - w tej chwili wyświetla się kilka reklam preparatu, ceny zaczynają się już od 5 tys. zł.  Niewykwalifikowani lekarze, którzy często przeszli jedynie komercyjny kurs  z zakresu powiększania piersi, proponują pacjentkom wstrzykiwanie dużych dawek. 

Zgłoszeń o powikłaniach jest już tak dużo, że wszystkie poszkodowane pacjentki specjalistyczną opieką objął prof. Bartłomiej Noszczyk, kierownik Oddziału Klinicznego Chirurgii Plastycznej w Szpitalu im. Witolda Orłowskiego w Warszawie. Profesor prowadzi również stronę, na której przestrzega przed stosowaniem preparatu. Wszystkie pacjentki, których powikłania są już tak poważne, że pomocy odmawiają im nawet najlepsi chirurdzy plastyczni, mogą liczyć u prof. Noszczyka na opiekę w ramach NFZ. 

Sprawę prowadzi obecnie Prokuratura Rejonowa w Poznaniu. W pierwszej kolejności sprawdza nie, czy preparat jest szkodliwy, a czy lekarze go stosujący nie popełnili błędów. Samym preparatem zajmuje się Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: piersi | zdrowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy