Reklama

Anna z Warszawy:

"Jestem przede wszystkim".czyli dzień jak co dzień albo krótki raport z frontu"

Godzina 6:30 - prawie piękna, prawie wyspana i prawie pełna energii wstaję jak co dzień.

Godzina 6:40 - prawie pełna cierpliwości idę obudzić moje dziecko i w międzyczasie robię pierwsze śniadanie (i tak nie zje, bo się odchudza), z uporem maniaka robię drugie śniadanie.. choć i tak wiem, że połowa tego śniadania przejedzie się tramwajem, posiedzi na lekcjach i wróci do domu tylko po to, aby zjadł je pies sąsiadów (tylko matka może być tak uparta).

Reklama

Godzina 6:50 - prawie wyrozumiała budzę męża, choć doprawdy trudno mi czasem zrozumieć jak można nie słyszeć budzika przez pół godziny, golić się śpiąc i zakładać dwie różne skarpetki tylko dlatego, że nie przypilnowałam (no moja wina, a kogóż innego?!).

Godzina 7:00 - dziecko umyte w połowie (bo druga połowa się przecież nie brudzi, a w ogóle to czego się czepiam). Dokładnie 2 minuty później łazienkę okupuje śpiący chłop, który wygląda jak zombie (oglądał o 4:30 mecz bokserski - bo przecież TAKIEGO meczu nie można oglądać w powtórkach). Powinnam być współczująca. Kurcze, nie jestem!

Godzina 7:10 - wmuszam w dziecko pół chudego jogurtu i pół kubka herbaty (sukces zawdzięczam sile perswazji?..a może oślego uporu). Następnie zaganiam dziecko do łazienki celem umycia zębów, aby nie wypadły przed 50-tką (hmmm?..wyobraźnia dziecka aż tak daleko nie sięga - nie próbuję dłużej używać tego argumentu), całuję na "do widzenia", sprawdzam czy ma szalik (to co, że jest -6oC? to nie mróz - więc pertraktacje o rajstopach skończyły się fiaskiem, w tej sytuacji twardo obstaję przy szaliku). Ćwiczę stanowczość!

Godzina 7:15 - w kierunku wyjścia przesuwa się mąż: kawa w biegu, gryz kanapki... teczka w locie.. "Pa, Kochanie" Zamykam drzwi!

Godzina 7:16 - dzwonek.. mąż: kluczyki do samochodu?! Podaję kluczyki i dostaję bonus w postaci kolejnego: "Pa, Kochanie".

Patrzę na zegarek?.. mam dokładnie 15 minut do wyjścia.. biegiem: łazienka, śniadanie... wczorajsze papiery z "pracą domową" wrzucam do teczki i o godzinie 7:30 wybiegam prawie niespóźniona i pędzę na przystanek tramwajowy.

Wpadam do firmy.. jestem kobietą pracującą! Te urzędowe 8 godzin przelatuje właściwie niewidzialne, wszystko okazuje się na wczoraj..na dziś nie ma nic, więc nie mam trudności w wyznaczaniu priorytetów (tak czy owak jestem w niedoczasie)!

Godzina 18:30 wracam do domu. Rzut oka w lustro: kobieta-wielbłąd. Nie, nie mam czasu na rozczulanie się nad sobą, nie mam czasu na wyjaśnianie mężowi przez telefon subtelnych różnic między mąką krupczatką a tortową, masłem śmietankowym a stołowym (w ogóle za dużo od niego wymagam i listę dyktuję za szybko). Skutek: sama robię zakupy.

Godzina 18:40 .. prawie wcale niezmęczona przygotowuję miłą obiado-kolację, której nastoletnie dziecko nie chce ruszyć, bo wszystko jest "błeeeeeeee", no i zapomniałam, że od wtorku je przecież tylko warzywa i tylko z wody! Mąż też nie będzie jadł?.. zjadł w barku firmowym (jeden, dwa, trzy.. odmierzam moją cierpliwość na dkg).

Godzina 18:45 - zjadam, zmywam i mam zamiar obejrzeć coś ciekawego w TV. Rodzina zapewnia mnie, że nic ciekawego nie ma. A dlaczego nie ma? - On chce oglądać zawody Australia Open, a ona MTV (ciekawe, kto komu dzisiaj wyrwie pilota?). Siadam spokojnie w fotelu - postanawiam: mnie tu nie ma! Uzgadnianie kto, co i przez ile minut ogląda zajmuje dłuuuuuugie 12 minut. Prawie odpoczywam?.. marzę o tym, aby położyć się spać i odpocząć. Godzina 22 - idę do łazienki.. wycieram wodę z podłogi..hmmm ktoś się kąpał - stwierdzam i mam nadzieję, że może to moje nastoletnie dziecko samo z siebie odkryło uroki kąpieli?. Nie to jednak mąż (po czym poznałam? - ha, po niezakręconej butelce z szamponem). Potem 20 minut tylko moje! Nabieram sił. piję kawę i siadam do książek - wieczorami i w weekendy jestem studentką (ale sobie wymyśliłam- jak mówi moja koleżanka Jolka!)

Ostatni meldunek z frontu: Godzina 3:00 kładę się spać - czuję się spełniona jak nie wiem co i dlatego postanawiam zasnąć jak najszybciej. Zamykam oczy. prawie mi się udaje.. Wstaję jeszcze sprawdzić czy zakręciłam kurki od gazu (ciekawe, że w tym domu nikogo poza mną to nie interesuje!)

Pies sąsiadów wyje - suczka z dołu ma cieczkę..księżyc świeci w okno..latarnia vis a vis okna - też przeciwko mnie! Zasypiam..rano muszę obudzić się wypoczęta (kurcze no nie mam innego wyjścia).

Praca nagrodzona w konkursie "Jestem przede wszystkim..."

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy