Reklama

Kobieta IV RP

W 1971 roku Amerykanka Judy Syfers napisała głośny felieton "Ja chcę mieć żonę". Proszę się nie obawiać, nie będzie tu mowy o związkach homoseksualnych i dążeniach do ich legalizacji. Judy Syfers była żoną i matką i nie myślała o zmianie orientacji seksualnej. A jednak pewnego wieczoru, gdy prasowała mężowskie koszule, poczuła nagle, że sama chciałaby mieć żonę.

Bo gdyby miała żonę, byłaby spokojna o dzieci. Żona prałaby ich ubranka, dbała o ich dobre odżywianie, edukację i kontakty z rówieśnikami, zabierałaby je na spacery do parku, chodziłaby z nimi do lekarza, opiekowała się nimi, gdy są chore, byłaby przy nich zawsze, gdy tego potrzebują. To wymagałoby od żony brania czasem dni wolnych w pracy, ale to jej, czyli żony, głowa, żeby tej pracy nie stracić. Judy byłaby za to w stanie tolerować nieco niższe zarobki żony.

Żona dbałaby oczywiście o dom, sprzątała rozrzucone rzeczy Judy, utrzymywała jej ubrania w czystości, prasowała je, naprawiała i dbała o to, by leżały na właściwych miejscach, żeby Judy nie traciła czasu na ich poszukiwanie. Żona powinna oczywiście dobrze gotować, robić zakupy, estetycznie podawać posiłki i zmywać po nich. Żona przydałaby się także na wakacjach, żeby i tam opiekować się dziećmi i Judy, bo przecież kiedy jak kiedy, ale na wakacjach Judy musi odpocząć.

Reklama

Żona Judy byłaby wrażliwa na jej potrzeby seksualne, kochałaby się z nią namiętnie, kiedy Judy miałaby na to ochotę. Oczywiście nie powinna domagać się seksu, kiedy Judy nie jest w odpowiednim nastroju. Dobrze też, żeby żona rozumiała, że potrzeby seksualne mogą czasem prowadzić Judy poza regułę monogamii.

A gdyby zdarzyło się, że Judy spotka inną osobę, bardziej odpowiadającą jej jako żona niż ta żona, którą już ma, Judy chciałaby bez przeszkód wymienić tę starą na nową i zacząć zupełnie nowe życie, spokojna, że stara żona zajmie się dziećmi i nie będzie od niej oczekiwać pomocy. "Mój Boże, kto nie chciałby mieć takiej żony?" - pyta na koniec Judy.

Przyznam się, że i mnie porwał ten obraz. Z taką żoną życie byłoby po prostu cudowne. Nic tylko robić karierę, rozwijać się i być szczęśliwą! Nic dziwnego, że o takich żonach marzą również mężczyźni. I to nie tylko dawno temu w Ameryce. Marzą o nich również nasi politycy, po których spodziewamy się, że będą stać na straży równości naszych praw, zapisanej w konstytucji. Ale co tam równość, oni znają powołanie kobiety, szczególnie Matki Polki. W ostatnim "Przekroju" posłowie z rządzącej koalicji mówią o Matce Polce, która amerykańskie żony przerasta o głowę.

"To kobieta piękna, łagodna i dobra. I zawsze uśmiechnięta. Dla niej rodzina jest podstawą, potrafi poświęcić dla niej swoje ambicje. Ona wie, co jest dla niej najważniejsze. To wychowanie polskich patriotów w naszej świętej katolickiej wierze" - stwierdza Marian Piłka z PiS. Andrzej Mańka z LPR też ma jasne poglądy w tej sprawie: "Moja mama poświęciła się rodzinie bezgranicznie, nigdy nie była na wczasach, odmawiała sobie dosłownie wszystkiego, byle tylko zapewnić nam odpowiedni byt i wykształcenie. Chciałbym, by wszystkie polskie matki przypominały swoją postawą moją matkę."

Czy to nie za daleko idące życzenie? Ależ skąd! W polskich rodzinach życzenie pana Mańki zwykle jest spełnione. Z badań wynika, że Polki wstają o godzinę wcześniej, za to kładą się spać o godzinę później niż pozostali domownicy. Nie dlatego, że oglądają telewizję, lecz dlatego, że to one, nawet gdy pracują zawodowo, wykonują 80 proc. prac domowych. To one czują się winne, gdy muszą dłużej zostać w pracy i czują się winne, gdy nie idą do pracy, bo dziecko jest chore. Desperacko próbują pogodzić pracę zawodową i tradycyjne role, które naszym babkom wypełniały dzień po brzegi.

To może zamiast liczyć na to, że mężczyźni się zmienią i wezmą na siebie część odpowiedzialności za życie domowe, powinny zrezygnować z pracy zawodowej? Wspaniałe rozwiązanie, które, zdaniem "Wprost", kobietom na szczęście już wpadło do głowy. "Polki rzucają pracę i wracają do domu!" - krzyczy ostatnia okładka tygodnika. "I to z własnej woli." Cały tekst ma znamienny tytuł "Powrót kobiety". No bo przecież prawdziwa kobieta realizuje się w domu, te inne to jakieś kobietony, feministki i ladacznice. Na potwierdzenie swojej tezy autor artykułu, Agaton Koziński podaje przykłady kobiet, które już wybrały. Oto Cherie Blair, żona brytyjskiego premiera, zrezygnowała z kariery politycznej i zajęła się wychowaniem czwórki dzieci. Oto Gwyneth Paltrow, gdy urodziła dziecko, wycofała się z Hollywood. No tak, te kobiety mogą sobie pozwolić na takie wybory. Ale w Polsce? I tu pan Agaton nie szczędzi przykładów. Dorota Świeniewicz, gwiazda siatkarskiego teamu "złotek", postanowiła założyć rodzinę i urodzić dziecko. O Edycie Górniak po urodzeniu Allana rzadko słychać. Natalia Kukulska zawiesiła karierę estradową. Skoro zawiesiła, to chyba do niej wróci? Ale pan Agaton ma jeszcze inne asy w rękawie. "Właśnie opublikowany raport OBOP pokazuje, że co dziesiąta Polka definitywnie rezygnuje z pracy po urodzeniu dziecka. Gwałtownie protestują przeciw temu feministki, które interpretują ten fakt jako spychanie kobiet do roli kury domowej" - informuje, nie podając przykładów tych protestów, bo z pewnością nie sposób ich znaleźć.

Feministki nie walczą o to, żeby wszystkie kobiety pracowały zawodowo. Chcą zostać z dziećmi w domu? Proszę bardzo, jeśli to jest ich wybór i mogą sobie na to pozwolić. Chodzi tylko o to, by nie były przykrawane do męskich wyobrażeń o "prawdziwej" kobiecości, lecz mogły same decydować o sobie. Ale wróćmy do pana Agatona, który prócz przykładów kobiet, tak sprytnie dobranych, że nie grozi im bieda ani brak pracy, gdy zechcą do niej wrócić, podaje też liczby. Otóż w Polsce rysuje się podobna tendencja jak na świecie: spada liczba pracujących matek. "Według danych GUS w 1994 r. pracowało 52,2 proc. kobiet w wieku produkcyjnym, sześć lat później 49,2 proc., a w tym roku - do 47, 2 proc." Liczby mówią same za siebie, pan Agaton ich nie komentuje. Ja jednak pozwolę sobie spytać: jak te liczby mają się do wskaźników bezrobocia, które wśród kobiet jest znacznie wyższe niż wśród mężczyzn? Czy na pewno te wszystkie kobiety nie pracują z własnego wyboru? Czy na pewno mają z czego żyć, a sen z powiek spędza im jedynie myśl o tym, czy na obiad zrobić befsztyk czy schabowe? Jak wygląda budżet wielu polskich rodzin, gdy kobieta nie pracuje zawodowo? Jak wygląda budżet matek samotnych? I jak sobie poradzi kobieta, która "nie pracowała", bo zajmowała się domem i dziećmi, gdy mąż ją zamieni na nową?

O swobodnym wyborze można mówić tylko wtedy, gdy można wybierać, a do tego w Polsce daleka droga. Może więc czas, by wesprzeć feministki, zamiast się od nich odcinać? Bo gdy naprawdę będziemy mogły wybierać, to część z nas chętnie zostanie w domu, nie bojąc się o przyszłość swoją i dzieci. Powstanie miejsce na neofeminizm głoszony przez pana Kozińskiego i to nie tylko dla kobiet z pierwszych stron gazet. Ale na razie to mrzonki i męskie marzenia o wygodnym życiu. Tym bardziej niebezpieczne, gdy lęgną się w głowach polityków.

Hanna Samson

Dowiedz się więcej na temat: dziecko | polki | feminizm | żona
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy