Reklama

Czy jesteście zbyt ambitnymi rodzicami?

Granica między wspieraniem rozwoju dziecka a wystawianiem go do wyścigu szczurów jest płynna. Sprawdź, czy nie popełniasz typowego błędu i nie "wyciskasz" z malca osiągnięć.

Nadgorliwość rodzica może objawiać się na różne sposoby: przyspieszaniem rozwoju smyka, za wczesnym uczeniem nowych rzeczy, skłonnością do porównywania malca z innymi dziećmi. Jeśli nie jesteś pewna, czy nie przesadzasz z wymaganiami wobec swojego brzdąca, przeczytaj ten tekst!

Na wszystko jest pora

Każdy maluch najlepiej wie, ile czasu potrzebuje na opanowanie nowej umiejętności. Uszanowanie tego tempa jest obowiązkiem rodziców. Tymczasem częstym błędem jest wymaganie od dziecka wcześniejszego (niż podpowiada to jego charakter czy biologia) uczenia się, np. robienia siusiu do nocnika.

Reklama

A przecież przedwczesny trening czystości przynosi zwykle opłakane skutki. Dziecko się stara spełnić oczekiwania rodziców, tak jakby próbowało przeskoczyć zbyt wysoki mur, czego skutkiem jest poczucie, że zawodzi najbliższych.

Nauki korzystania z nocnika nie ma sensu zaczynać przed 1. urodzinami smyka, bo dopiero wtedy malec jest w stanie kontrolować swoje zwieracze.

Jak wspierać rozwój dziecka, np. ruchowy, aby nie postawić poprzeczki za wysoko?

Dostarczaj zabawek edukacyjnych, ale nie nakłaniaj do ich używania.

Pokazuj, jak wykonywać różne czynności (np. trzymać widelec), ale nie wymuszaj naśladowania.

Uniezależniaj dziecko od swojej pomocy. Np. gdy chce coś wziąć z półki, powiedz: "Wejdź na krzesło i weź". Jeśli nie daje rady, pomóż.

Gdy smyk nie podoła czemuś, staraj się go pocieszać, a nie karz.

Jeśli malec garnie się do jakiejś czynności (np. chce wchodzić po schodach), pozwól mu, ale chroń przed konsekwencjami, np. upadkiem.

Zajęcia dodatkowe

Nie ma potrzeby, by przedszkolaki uczęszczały na zajęcia dodatkowe. Te w przedszkolu, to dla nich wystarczające obciążenie!

Dla kilkulatków najważniejsze jest częste przebywanie z rodzicami. Psycholodzy uważają, że klasycznym przykładem zbędnego obciążania malca jest uczenie go obcego języka przed ukończeniem 5. roku życia. Istnieje mit, jakoby dzieci uczyły się języków łatwiej niż dorośli.

Tymczasem to młodzież i dorośli uczą się szybciej, zarówno poprzez wkuwanie nowych słówek i gramatyki, jak i "naturalnie", gdy otrzymują informacje w obcym języku.

Dzieci nie potrafią bowiem świadomie stosować strategii zapamiętywania, mają słabszą motywację do nauki i mniej okazji, by wykorzystać język w praktyce. Możesz więc próbować uczyć malca niektórych obcych słów, ale rób to dla zabawy. Lepszym sposobem rozwijania umiejętności językowych jest szlifowanie języka ojczystego.

Oto, w jaki sposób możesz pomóc w tym swojemu brzdącowi:

Ucz nowych wyrażeń i słówek, używaj ich w rozmowie z dzieckiem.

Często czytaj mu bajki i wiersze.

Mów do szkraba zdaniami złożonymi, czyli zamiast np.: "Pójdziemy do sklepu. To blisko", spróbuj tak: "Pójdziemy do tego sklepu, który jest blisko, za rogiem".

Koryguj błędy wymowy i składni, malucha powtarzając to, co ten powiedział, tyle że poprawnie. Jeśli chodzi o inne atrakcje (basen, plastyka, taniec itp.), możesz podsuwać smykowi propozycje, jednak trzymaj reguły: zajęcia mają być fajne dla dziecka i nie powinny uszczuplać czasu, jaki spędza ono z rodzicami. Poznaj kilka ważnych zasad, które ułatwią maluchowi życie.

Nie porównuj malca z innymi dziećmi. To mu szkodzi. Nie stawiaj też innych maluchów za przykład. Każde dziecko ma swoją ścieżkę rozwoju i tempo.

Nie wymagaj od brzdąca, by "był konsekwentny". Pozwól mu rezygnowanie z zajęć, na które nie chce chodzić. Nie stanie mu się krzywda, jeśli przez całe przedszkole nie będzie mieć zajęć dodatkowych.

Namawiaj smyka, aby poznał nową aktywność, ale nie nalegaj, by ją uprawiał na co dzień. Na krótką metę każde dziecko jest w stanie znieść presję i wysokie wymagania rodziców. Jednak jego wytrzymałość w końcu się załamuje. To tak jak z autem - przez jakiś czas może jechać na wysokich obrotach, ale gdy silnik się przegrzeje, długo nie ruszy z miejsca.

Ciemne strony stymulacji

Niewątpliwie warto uczyć maluchy nowych rzeczy. Psycholodzy zauważyli, że od ok. 50 lat u dzieci rośnie "poziom intelektu", czego przyczyną jest m.in. większa świadomość, że kształcenie jest ważne. Jest jednak druga, niepokojąca strona tego zjawiska. Od 50 lat obserwuje się u dzieci i młodzieży również wyraźny wzrost... poziomu lęku.

Objawia się to gotowością do postrzegania sytuacji obiektywnie niegroźnych jako niebezpieczne, skłonnością do reagowania lękiem za silnym w stosunku do zagrożenia i częstym przeżywaniem strachu. Stoi za tym m.in. nadgorliwość rodziców.

Niektórzy specjaliści (np. wybitny psycholog kliniczny Martin Seligman) spekulują, że wzrost ilości zaburzeń lękowych i depresyjnych związany jest też z kultem wysokiej samooceny. Dzieci są wystawiane do rywalizacji, mają zwyciężać.

Dorośli wmawiają maluchom, że są niepokonane, z nadzieją, że dzięki tej wierze wyprzedzą inne dzieci, bo "do odważnych świat należy".

Efekt jest odwrotny, bo młodzi prędzej czy później spotykają się z realiami "prawdziwego świata". Wtedy dochodzi do załamania. Pomyśl o tym. Jeszcze masz szansę uczynić swojego brzdąca szczęśliwszym!

Mam dziecko
Dowiedz się więcej na temat: dorośli | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy