Reklama

Akceptacja bez oceny

- Każdy z nas posiada trzy podstawowe potrzeby - bycia widzianym, bycia słyszanym i bycia docenianym, czy kochanym w zależności od definicji. Kiedy nie ma miłości bezwarunkowej, dzieci swoim życiem próbują zasłużyć na miłość rodziców. Proces świadomego rodzicielstwa to jest danie sobie samemu bezwarunkowej miłości - mówi Magdalena Wiatrowska, założycielka Instytutu Świadomego Rodzicielstwa i Edukacji.

Dr Shefali Tsabary wie, że by stać się dobrym rodzicem należy najpierw pracować nad sobą. Na całym świecie znana jest jako psycholog, która łączy nauki Wschodu z zachodnim podejściem. Dzięki niej możemy dowiedzieć się, czym jest świadome rodzicielstwo.

Monika Szubrycht, Interia.pl: Znamy wiele metod wychowawczych. Każdy przekonuje, że jego jest najlepsza. Rodzice często gubią się, nie wiedzą co wybrać. Dlaczego mają wierzyć dr Shefali Tsabary, że jej metoda jest właściwa?

Magdalena Wiatrowska, Family Power: Nie chodzi o wiarę, ale o potrzeby. Ktoś, kto przychodzi do nas, bo przeczytał artykuł czy trafił na informację o metodzie i jej założenia z nim rezonują, czuje, że chce dowiedzieć się więcej. Świadome rodzicielstwo jest bardzo głębokim procesem. To nie jest metoda, ale styl życia i wychowywania, również wzrastania i bycia w relacji ze sobą. Dzieci nie uczą się z tego, co im mówimy, tylko z tego, jacy jesteśmy.  

Reklama

To, że nie uczą się z naszych słów, wiedziałam, ale myślałam, że uczą się na zasadzie modelowania. Tymczasem tu nie chodzi o naśladowanie, ale o to, że uczą się ze swoich emocji, które przy nas odczuwają?  

- W świadomym rodzicielstwie emocje są kluczowe. Tempo dzisiejszego życia sprawia, że gubimy bycie w relacji. Z emocjami i uczuciami chodzi o to, że większość z nas wpada w automatyzm, jesteśmy cały czas w działaniu. Tymczasem lepiej się zatrzymać, nauczyć być ze sobą i wtedy też - być z dzieckiem. Mamy przestrzeń dla siebie i dla niego. Większość z nas była wychowywana przez rodziców nieświadomych. Projektowali oni na nas swoje fantazje, swoje potrzeby, chcieli dla nas jak najlepiej, bo, w większości przypadków, mieli dobre intencje. Natomiast sposób, w jaki nam to przekazywali, był bardzo mocno ograniczający, skoncentrowany na zachowaniu, na tym, co należy robić, a czego nie.  

- W świadomym rodzicielstwie chodzi nam o to, żeby dorosła osoba też przeszła proces wychowania, spotkała się ze swoim wewnętrznym dzieckiem i z tymi emocjami, w które miała w momencie wszystkich nakazów i zamykania w pewnych ramach. 

To znaczy? 

- Na przykład dziecko rodziło się w rodzinie lekarzy, a oni uważali, że to jest bardzo dobry zawód i też powinno iść w tym kierunku. Tymczasem dziecko miało zdolności artystyczne, których nie mogło realizować. Nie mogło w naturalny sposób rozwijać swojego talentu, rodzice go nie wspierali. Nie chodzi o duże traumy, które spotkały małego człowieka, ale o brak możliwości realizacji. Chcemy czegoś spróbować, ale rodzice, z powodu swojego lęku, z powodu bycia bardzo mocno w przyszłości - projektowania i wyobrażania sobie, że "moje dziecko powinno być lekarzem i to jest najlepsze rozwiązanie" - ograniczali je.

- Proces świadomego rodzicielstwa jest procesem dekonstrukcji, najpierw siebie, bo, jak często mówi dr Shefali, my nie żyjemy życiem, my żyjemy wzorcami. Wzorce, które przekazywali nam nasi rodzice, często przechodzą z dziada pradziada - to, w jaki sposób byliśmy wychowywani i w jaki sposób powinniśmy wychowywać dzieci, jak żyć, jak definiować piękno, sukces. Jest bardzo dużo definicji i różnego rodzaju przekonań i wartości. Jak wchodzimy w nie głębiej, okazuje się, że większość tych rzeczy z nami nie rezonuje. Podejmujemy decyzje na ich bazie, ale tak naprawdę nie są one tym, co chcielibyśmy robić. To nie nasza ścieżka. Czujemy w sobie pustkę i zagubienie. Prowadzę dużo sesji na całym świecie - bo mam to szczęście pracować online - i widzę bardzo duży poziom lęku, który jest też skorelowany z potrzebami i wartościami.  

Z jakimi potrzebami? 

- Każdy z nas posiada trzy podstawowe potrzeby - bycia widzianym, bycia słyszanym i bycia docenianym, czy kochanym w zależności od definicji. Kiedy nie ma miłości bezwarunkowej, tylko jest bardzo mocno warunkowa, to później dzieci swoim życiem próbują zasłużyć na miłość rodziców. Proces świadomego rodzicielstwa to jest danie sobie samemu bezwarunkowej miłości. Poczucie lęku, zagubienia, przynależności dają konkretne objawy w ciele. Emocje dają nam bardzo ważne sygnały. Większość z nas ma duże problemy z odnajdywaniem emocji w ciele, a one tam są. Jeżeli im na to pozwolimy dają nam piękne drogowskazy. Kiedy emocje wypieramy, zaprzeczamy im, dzieją się złe rzeczy. Próbujemy odreagować i wchodzimy w różnego rodzaju formy uzależnienia: od zakupów, alkoholu, narkotyków, czy mniej groźne zachowania, z których nie zdajemy sobie sprawy, jak na przykład wstawanie w środku nocy po to, by zjeść kilogram lodów. Sięgnę po batonik bez kontroli i okaże się, że nagle zjadam trzy. Takie zachowania przynoszą ulgę. Tyle, że ulga ta jest chwilowa.  

Ale za to działa natychmiast.

- Dokładnie, jest jak narkotyk. Albo krzyk - wrzasnę na dziecko, stracę kontrolę, bo nie mam przestrzeni między bodźcem a reakcją. Jak wrzasnę, odczuwam natychmiastową ulgę, a za chwilę wyrzuty sumienia. Tymczasem rodzic powinien znać swoje potrzeby, wiedzieć, kim naprawdę jest. Żeby dać wolność dzieciom, potrzebuję najpierw dać ją sobie. Bo warunkowania, w których wzrastaliśmy i w których cały czas żyjemy, są bardzo mocne. One otwierają się i wybrzmiewają w różnego rodzaju sytuacjach i na różnych poziomach.

Ludzie, którzy mają zostać rodzicami, nie idą na terapię, by poprawić swój dobrostan. Nie powiedzą: "Dzień dobry, przyszedłem na terapię, żeby być dobrym rodzicem, uwolnić się od lęków i nie korzystać ze szkodliwych wzorców". 

- Szkoda, prawda?

Żeby móc kierować samochodem musimy zdać egzamin na prawo jazdy. Żeby kierować czyimś życiem - naszych dzieci - nic nie musimy. Czy nie jest za późno na świadome rodzicielstwo, kiedy przenosimy na dzieci swoje lęki, zaczynają się problemy i trafiamy do specjalisty?

- Jeśli chodzi o pierwszą część pytania: właśnie, dlatego otworzyłam Instytut Świadomego Rodzicielstwa, żeby wspomóc rodziców, którzy czują potrzebę, widzą, że coś jest nie tak. Zgłaszają się do mnie osoby świadome. Na tę ścieżkę trzeba być gotowym. Czy nie jest za późno? Nigdy nie jest za późno. W jaki sposób człowiek się rozwija? Poprzez ból i cierpienie, gdy zaczynają się dziać trudne sytuacje. Ze mną nie było inaczej. Moja córka miała atak padaczki i to był moment, w którym się ocknęłam. 10 lat prowadziłam firmę, zatrudniałam ludzi, to było bardzo duże wyzwanie. Czułam ogromną odpowiedzialność za innych, co mnie bardzo ciągnęło w dół. Weszłam w energię lęku, bałam się, że coś może się wydarzyć, chociaż nie miałam ku temu podstaw. Nie byłam w stanie być z dziećmi tak, jak powinnam. Wpadłam w pracoholizm. Miałam zegarek z przychodzącymi mailami. Oddałam go, teraz mam tradycyjny. Ocknęłam się, stojąc przy szybie, w szpitalu, gdzie na OIOMie wylądowała moja córka. Pomyślałam, że ona teraz jest dla mnie taka, jaką ja byłam - co z tego, że fizycznie obecna, jak emocjonalnie niedostępna? Zabierała mnie praca i myślenie o niej.

- Najcenniejszą lekcją, jaką możemy wziąć od dzieci, jest umiejętność bycia tu i teraz. Wiedziałam o tym zawsze, pracowałam z dziećmi, uczyłam je 10 lat. Najważniejsze dla mnie było, że jestem z nimi na 100 procent. Byłam przekonana, że kiedy będę mieć własne dzieci, tę umiejętność przejmę z automatu. Tymczasem uwarunkowania, wzorce, lęk, błędne rozumienie odpowiedzialności pociągnęły mnie w dół. Nawet nie zorientowałam się, co się dzieje. Życie mnie obudziło. Rzeczy, które jeszcze przed chwilą były ważne - bo byłam dla ludzi, dla nauczycieli, kiedy tylko był problem: "Dzwońcie, sobota, niedziela jestem po to, żeby wam pomóc" - stały się nieistotne. Zabierałam siebie swojej rodzinie. Wydawało mi się, że jest dobrze. Moja córka miała tylko jeden atak. Straciła przytomność, później miała drgawki, zasinienie wokół ust, brak odruchów neurologicznych, brak oddechu. To był najgorszy dzień w moim życiu. Z kursu pierwszej pomocy pamiętałam, że trzeba wybiec i krzyczeć: "Pomocy". Nie byłam w stanie wybrać numeru alarmowego w telefonie. Jak się zebrała grupa ludzi, wskazałam konkretną osobę i powiedziałam: "Zadzwoń po pogotowie, moje dziecko nie oddycha". W ciągu 12 minut przyjechała karetka. Potem, przez kilka godzin córeczka była nieprzytomna, na lekach.

- Lekarze powiedzieli mi, że jak się wybudzi, nie może wstawać. Utrzymać dziecko, które ma rok i 4 miesiące w łóżeczku, to duże wyzwanie. Nosiłam ją, przytulałam, robiłam wszystko, żeby była w poziomie. W ciągu następnych sześciu miesięcy miała ataki - jeden w każdym miesiącu, ale coraz słabsze, aż w końcu całkowicie ustały. Okazało się, że była to tzw. padaczka rozwojowa, gdzie pacjent nie dostaje nawet żadnych leków. Dla mnie było to totalnym przebudzeniem, momentem przełomowym. Łatwo wpadamy w pęd codzienności, bo tak funkcjonuje świat.

Czy już wtedy, będąc w szpitalu, podjęłaś decyzję o zmianie sposobu życia?

- Tak.

Ale nie znałaś jeszcze drogi świadomego rodzicielstwa?

- Nie znałam, ale poczułam, że coś jest nie tak. Oczywiście świadome rodzicielstwo już istniało, a dr Shefali napisała książki, które nawet były wydane w Polsce. Nie miałam o tym pojęcia, ale szukałam. Przeszłam przez metodę Jespera Julla, która totalnie ze mną rezonuje, tylko że w niej nie było przestrzeni dla mnie. Czyli chcę być empatyczna w stosunku do mojego dziecka, ale jeżeli ja do końca nie jestem empatyczna w stosunku do siebie, jeżeli nie dam sobie na to przestrzeni, to czy jestem w stanie dać dużo mojemu dziecku?

Jak trafiłaś na świadome rodzicielstwo?

- Dalej prowadziłam szkołę językową, ale już będąc w ciąży czułam, że muszę coś zmienić. Pewnego dnia mój mąż dostał z pracy propozycję wyjazdu do Malezji, na co najmniej pół roku. W ciągu miesiąca sprzedałam firmę, którą prowadziłam 10 lat. Pojechaliśmy do Azji w czwórkę, całą rodziną. Gdy wylądowaliśmy miałam energię dziecka, radość i świeżość. Niestety krótko. W pierwszy weekend mojemu mężowi ukradli na ulicy telefon. Znajomi straszyli mnie, że nasze dzieci mają białą skórę, mogą zostać porwane i nigdy ich nie odnajdziemy. Straszyli gorączką krwotoczną, po której następuje śmierć. Ciągle spotykałam ludzi, którzy mówili mi takie rzeczy.

Czyli sprzedawali kolejne lęki.

- Tak. Uruchomiały się lęki nie o mnie, ale o moje dzieci, szczególnie silne, kiedy rano wychodziły do przedszkola. Jak zamykały się za nimi drzwi, miałam w ciele taki stan lękowy, jakbym miała eksplodować. Czułam ataki paniki. Pomyślałam, że albo poddaję się i wracamy do Polski, albo szukam pomocy. Zaczęłam racjonalizować swoje lęki, potem medytować. Lęk się nasilał, bądź zmniejszał, ale w końcu znikał. To był dla mnie przełom, a ponieważ byłam z Kuala Lumpur natrafiłam na nauczycieli, m.in. Neale'a Donalda Walscha i Shefali Tsabary. Poczułam, że to jest moja droga, że właśnie to chcę robić.

- Rzeczy, z którymi spotkałam się wcześniej, wreszcie zaczęły się układać. Zobaczyłam jak dr Shefali nie boi się mówić o pewnych rzeczach otwarcie. Wcześniej pracowałam z ludźmi psychologicznie. Po swoich doświadczeniach zobaczyłam, że można inaczej. Zaczęłam pracować w ciele. To jest jak proces przebudzania. Nie żyjemy już w matrixie, świecie formy, tylko mamy wgląd w siebie, mamy przestrzeń, żeby pobyć ze sobą, medytować, odkryć, co jest pod moimi emocjami, pod moimi myślami, żeby podążać za swoją esencją. To jest naprawdę bardzo piękny i wzbogacający proces. Patrzymy na swoje życie w szerszym kontekście i z większym dystansem. Nie działamy tak reaktywnie, tylko poszerza nam się przestrzeń między bodźcem a reakcją. To, co mówię, brzmi może prosto...

Raczej nie. Rozmawiamy już z poziomu zażycia przez Neo czerwonej tabletki. A co z rodzicami, którzy mieszkają w małych miejscowościach, nie mają możliwości dotarcia na warsztaty pomagające im stać się dobrymi rodzicami? Nie sięgają po książki, nie chodzą do terapeutów.

- Świadome rodzicielstwo nie jest dla każdego. Musi być decyzja - to jest dla mnie i chcę w ten sposób żyć. Można zatrzymać się na poziomie psychologicznym.

Zawsze to będzie lepsze niż pokrzykiwanie na dziecko...

- Oczywiście. 

***Zobacz także***

A gdybyś ty chciała wychowywać dzieci w duchu świadomego rodzicielstwa, a twój mąż nie?

- Dla świadomego rodzicielstwa wystarczy jeden rodzic. Mój mąż jednak też jest na tej ścieżce, jest nawet członkiem mojego instytutu. Ale w świadomym rodzicielstwie ważne jest, żeby akceptować to, co jest. Nie idealizujemy świata, żyjemy takim, jaki jest. Najważniejszą rzeczą jest akceptacja bez oceny. Choć z jednej strony potrzebujemy ocen, żeby nazywać pewne rzeczy, tworzyć definicje i móc się później do nich odnosić, ale w kontekście relacji próbujemy nie oceniać. A jeśli to robimy, to mamy świadomość, że w danym momencie oceniamy. Nie każdy jest gotowy iść taką ścieżką, ale czasami zdarzają się przebudzenia, takie, jak ja miałam, kiedy znalazłam się w tragicznej sytuacji. Życie czasami woła nas do przebudzenia. Słucham intuicji. Jeżeli coś mogę zrobić, robię to. Podam przykład - na zebraniu Rady Rodziców była mowa o tym, że nauczyciele potrzebują szkoleń. Mam kompetencje, więc zaproponowałam, że przeprowadzę wykład na temat rozwoju struktur mózgowych: "Dobrze zintegrowane półkule mózgowe dziecka - dobrze zintegrowana lekcja". Staram się docierać do ludzi na takim poziomie, na jakim oni są.

- Chcę, żeby moje dzieci były w zwykłych szkołach, miały normalne doświadczenia. Na co dzień funkcjonuję w międzynarodowym środowisku i one z tego też mogą czerpać. Na tym etapie pewnie nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że żyjemy trochę inaczej. Myślę, że powoli będzie to do nich docierało. Bardzo dużo z nimi rozmawiamy, dużo im tłumaczymy. Wybieramy, co jest dla nas dobre, a co nie i dzieciom też pozwalamy na wolność wyboru i na to, by zadawały pytania. Czasami to nie jest łatwe, bo wychowujesz dzieci, które mają prawo do tego, żeby mieć własne zdanie. Mają prawo podążać za swoimi zainteresowaniami i mają prawo je zmieniać. Podążamy za nimi i za ich potrzebami. Podążamy też za własnymi potrzebami. Jak dzisiaj podjęłam jakąś decyzję, to nie znaczy, że ona ma być taka do końca świata. Codziennie powtarzamy sobie z mężem, że jesteśmy małżeństwem nie dlatego, że braliśmy ślub kościelny, ale dlatego, że codziennie mówimy sobie "tak".

Co jest ważniejsze w wychowywaniu dzieci - wiedza czy intuicja?

- Jedno i drugie. Intuicja też jest paradygmatem rodzicielstwa. Tylko czym ona jest? Na ile ludzie mają uruchomioną intuicję, a na ile żyją wzorcami i coś im się wydaje?

Pewnie wszystko zależy od człowieka.

- Wiedza też jest bardzo ważna. Warto wiedzieć, na jakim etapie rozwoju jest teraz moje dziecko, mieć wiedzę psychologiczną, czy biologiczną, neurobiologiczną choćby taką, że integracja półkul mózgowych trwa aż do 26. roku życia. Świadome rodzicielstwo nie jest tylko duchowością, ale ciągłym rozwojem. Interesowanie się, bycie w procesie i pozwalanie, żeby nurt życia przynosił nam różne, ciekawe znajomości, ciekawe sytuacje. Żebyśmy nie myśleli, że jak mamy jedną pracę, to musimy w niej być do końca życia, tak jak nasi rodzice. Nie chodzi też o to, żeby zmieniać zawód co pięć lat, ale żeby pozwolić na to, by życie nas prowadziło. Być otwartym, obserwować, co się dzieje dookoła mnie, by nie podejmować decyzji z lęku.

***

Ruszył nabór na kolejny kurs Świadomego rodzicielstwa. Więcej szczegółów znajdziesz na: https://www.familypower.edu.pl/instyt-swiadomego-rodzicielstwa-i-edukacji-zapisy-na-nowy-kurs/

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: świadome rodzicielstwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy