Reklama

Duchowe położnictwo

Ina May Gaskin po raz pierwszy uczestniczyła w porodzie drugiej kobiety, gdy zgłosiła się do pomocy rodzącej w samochodzie kempingowym na parkingu przed Uniwersytetem Northwestern. Działo się to na początku lat 70., a nim Karawana w której obie podróżowały przez Stany dotarła do miejsca docelowego na Farmie w lasach Tennessee, Ina May, z wykształcenia filolog angielski, odkryła swe powołanie.

Monumentalne książkowe dzieło życia legendarnej położnej, Iny May Gaskin, przenosi czytelnika w sam środek hippisowskiej społeczności skupionej wokół Farmy w amerykańskim Tennessee, gdzie od prawie pół wieku odbywają się porody w zgodzie z naturą, w myśl koncepcji narodzin jako głębokiego duchowego doświadczenia. Z czasem Farma stała się centrum domowych porodów naturalnych, gdzie przez lata narodziły się dwa pokolenia Amerykanów (i nie tylko), a sam proces urósł niemal do rangi Sakramentu.

Ina May, która właśnie dobiła osiemdziesiątki, w trakcie przebogatej praktyki przyjęła około 2000 porodów (podczas których nie zmarła żadna rodząca!), stała się autorytetem rodzących i mentorką położnych przyjmujących porody domowe, otrzymała Right Livehoog Award, czyli alternatywną Nagrodą Nobla, dorobiła się manewru położniczego nazwanego od jej imienia, a przede wszystkim, stworzyła zespół położnych i całą kulturę porodu, jakich Ameryka jeszcze nie widziała. Oczywiście dorobiła się stosownego dyplomu i kwalifikacji, by móc z całą odpowiedzialnością nazywać się położną.

Reklama

Nie po raz pierwszy chwyciła za pióro, ale "Duchowe położnictwo" to coś więcej niż tylko podręcznik z instrukcjami dla położnych i rodziców zilustrowany zdjęciami z Farmy, opatrzony historiami porodowymi opowiadanych przez nią samą oraz matki i ojców (nawiasem - ależ to są archiwalia!) - podczas lektury naprawdę można przenieść się na Farmę, poczuć ducha Ameryki lat 70. i mieć wrażenie, że najsłynniejsza położna świata opowiada nam historie i udziela porad jak stara przyjaciółka. 

Wartość publikacji docenili fachowcy z zespołu konsultantów i redaktorów wydania polskiego - profesorowie medycyny oraz położne. Pewnych kwestii nie mogli jednak przemilczeć przed wręczeniem tej pozycji polskiemu czytelnikowi. Ich przypisy i komentarze przydają się zwłaszcza wtedy, gdy nić narracji wydaje się nieco splątana i niepokojąca - jak w przypadku przebijania pęcherza płodowego widelczykiem chwyconym prosto z talerzyka ciasta. 

Wówczas staje się jasne, dlaczego Irena Chołuj w posłowiu zaznacza, że są w tej książce działania położnicze, których nie zaleciłaby nikomu z uwagi na ich kontrowersyjność. Rodzimi eksperci są mimo wszystko dalecy od dyskredytowania gigantycznego doświadczenia praktycznego, wiedzy oraz autentycznych sukcesów Iny May i jej zespołu tworzącego autorskie pomysły na poród inspirowane mądrością natury, dlatego gorąco polecają tę lekturę.

Trzeba naprawdę dużo złej woli, by upatrywać w hippisach z Farmy zdziwaczałych oszołomów - podczas lektury musi stać się jasne, dlaczego tylu nieprzekonanych sceptyków staje się entuzjastami domowych narodzin i skąd wziął się fenomen porodów na Farmie i samej Farmy, której sława dawno już przekroczyła granice Stanów Zjednoczonych. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy