Reklama

Dzięki trojaczkom robię to, co lubię

Przyjście na świat jednocześnie trojga dzieci to ogromne wyzwanie dla kobiety. Historia Karoliny Wilk wskazuje, że można mu doskonale sprostać.

Na pierwsze badanie USG jechałam z ciekawością, ale bez lęku. Ciążę znosiłam bardzo dobrze i jako optymistka wierzyłam, że moje dziecko rozwija się prawidłowo. W gabinecie przywitała mnie sympatyczna pani ginekolog, która uśmiechała się do mnie, rozpoczynając badanie. Po chwili jednak jej twarz się zmieniła.

- Ojej - szepnęła. - Coś nie tak? - zaniepokoiłam się. - Nie, wszystko w porządku, ale... - nie musiała kończyć zdania. Podejrzewałam, co chce mi powiedzieć. W mojej rodzinie zdarzały się ciąże mnogie. Dopuszczałam myśl, że podobnie jak prababcia mogę być matką bliźniąt.

Reklama

- Ile? - zapytałam. - Trójka - znów uśmiechnęła się lekarka, ale mnie nie było już wtedy do śmiechu. Najpierw byłam w szoku, potem przepełniły mnie sprzeczne uczucia. Byłam szczęśliwa, że dzieci rozwijają się prawidłowo, ale jednocześnie bałam się, czy uda mi się donosić ciążę.

Obawiałam się też, czy poradzimy sobie finansowo. Zanim zaszłam w ciążę, pracowałam jako handlowiec. Teraz byłam przekonana, że macierzyństwo na wiele lat odsunie mnie od pracy...

Wewnętrzna przemiana

Do obaw związanych z donoszeniem ciąży i finansami dołączył jeszcze lęk, czy podołam wyzwaniu, jakim jest opieka nad trójką dzieci. Sądziłam, że oboje z mężem będziemy zdani tylko na siebie, ponieważ rodzice mieszkali w innym mieście. I szczerze mówiąc, zanim zaszłam w ciążę, wcale nie zamierzałam korzystać z ich pomocy.

Zawsze byłam samodzielna i chciałam taka pozostać, także jako młoda mama. Jednak świadomość, że będę miała trojaczki sprawiła, iż postanowiłam zwrócić się do rodziców o wsparcie. To był pierwszy wyłom w moim podejściu do macierzyństwa.

Kolejnym okazała się rezygnacja z udziału w forach internetowych dla rodziców trojaczków. Najpierw wydawało mi się, że uczestniczenie w nich to wspaniały pomysł dla takich nietypowych "ciężarówek" jak ja. Przez pierwsze tygodnie ciąży niemal codziennie zaglądałam na te strony. Znajdowałam tam wpisy, jak inne kobiety przeorganizowały swoje życie po porodzie.

Były tam przydatne informacje, ale też takie, które psuły mi nastrój. Większość mam opisywała pierwsze miesiące macierzyństwa jako koszmar zmęczenia i braku snu. Z ich relacji wynikało, że dzieci budzą się nawzajem, ciągle chorują i nie pozwalają nawet na chwilę od siebie odpocząć.

Byłam przekonana, że i moje maluchy dadzą mi w kość. Gdy na forum zaczęły pojawiać się wpisy o poronieniach, postanowiłam "odstawić" internet, co okazało się dobrym ruchem.

Optymistyczny scenariusz

Kiedy po porodzie przywieźliśmy do domu nasze trojaczki - Hanię, Filipa i Antosia - i położyliśmy je w łóżeczkach, spojrzeliśmy na siebie z mężem. W tym spojrzeniu była niepewność: "Co dalej?".

Doskonale pamiętaliśmy ostrzeżenia z forum, że przez pierwsze miesiące możemy być ledwo żywi ze zmęczenia. Na szczęście życie pisze różne scenariusze, ten przeznaczony dla nas okazał się zupełnie inny! Dzieci były spokojne. Zdarzało im się płakać, ale nie wybudzały się nawzajem. Karmiliśmy je butelkami.

Kiedy dwójka jadła, trzecie czekało na swoją kolej. Nigdy nie trzeba było ich przewijać jednocześnie i rzadko skarżyły się na coś w tym samym czasie. Nie zmienia to faktu, że opieka nad trójką niemowląt wymagała ode mnie niezłej organizacji!

Nauczyłam się, że muszę mieć pod ręką baterię zapasowych czystych butelek, bo zdarzało się, że na zmywanie nie było czasu. Opracowałam do perfekcji szybką sztukę przewijania i kąpieli symultanicznej. Przez cały czas bardzo pomagał mi mąż, a kiedy po urlopie wrócił do pracy, nieocenieni okazali się rodzice.

Przyjeżdżali do nas na zmianę i dzięki temu przez pierwsze miesiące nie byłam z dziećmi zupełnie sama. Wcześniej wydawało mi się, że ich obecność będzie mi coś odbierać, teraz odkryłam, że międzypokoleniowe wsparcie jest wielką wartością. Mama czy teściowa pozwalały mi nie tylko wygospodarować kilka chwil dla siebie, ale też dawały rady dotyczące łagodzenia pierwszych dolegliwości u niemowląt.

Studia wieczorowe

Po kilku miesiącach poczułam, że już nie muszę korzystać z pomocy rodziców i sama zajęłam się dziećmi. Wcześniej, zapewne pod wpływem stereotypów przedstawiających matkę trojaczków jako umęczoną kobiecinę, bałam się, że zmęczenie będzie zabójcze dla przyjemności bycia mamą. Na szczęście i tym razem stało się inaczej.

Dzieciaki dawały mi mnóstwo radości. Z satysfakcją patrzyłam, jak się rozwijają. Robiłam im mnóstwo zdjęć, a gdy zmieniliśmy prosty aparat na bardziej zaawansowaną lustrzankę, zaczęłam szukać informacji, jak robić naprawdę dobre zdjęcia. Tak trafiłam do wirtualnej Akademii Fotografii Dziecięcej.

Korzystałam z niej, kiedy dzieci spały, studiowałam online, a potem zdobytą wiedzę wykorzystywałam w praktyce. Moje fotografie maluchów były coraz lepsze. Niektóre wrzucałam do internetu. Chwalili je nie tylko znajomi, ale też obcy ludzie, którzy odwiedzali moją stronę. A ja po raz kolejny przekonałam się, że moje lęki z czasów ciąży nie mają pokrycia w rzeczywistości.

Okazało się, że bycie mamą trojaczków nie oznacza rezygnacji z własnych ambicji. Również tych zawodowych, bo fotografia stała się nie tylko moim hobby, ale też sposobem na zarabianie pieniędzy. Nareszcie czuję, że robię to, co naprawdę sprawia mi radość. A to wszystko dzięki moim trojaczkom!

Moje rady

Jeśli ktoś proponuje ci pomoc przy dzieciach, nie odmawiaj. Na początku bardzo ci się przyda. Potem, gdy wejdziesz już w codzienny rytm, opieka nad trójką niemowląt nie będzie dla ciebie już tak męcząca.

Postaraj się każdego dnia znaleźć odrobinę czasu dla siebie, nawet jeśli to będzie tylko wyjście po marchewkę do sklepu. Nawet krótkie chwile samotności pozwolą ci psychicznie odpocząć od zajmowania się dziećmi.

Karolina Grabska-Wilk, 39 lat, mama 10-letnich trojaczków: Hani, Filipa i Antosia. Zanim jej dzieci przyszły na świat, pracowała m.in. jako handlowiec, ale czuła, że jej miejsce jest gdzie indziej. Prawdziwe powołanie odkryła wraz z urodzeniem trojaczków. Chwyciła za aparat, aby zatrzymać ulotne chwile ich dzieciństwa i... złapała bakcyla fotografii.

Elżbieta Mackiewicz

Mam dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy