Halina Poświatowska: Zaryzykowała wszystko, by móc normalnie żyć
- Po pierwszej operacji przez jakiś czas czuła się lepiej, potem objawy wróciły, ale gdyby zdecydowała się zwolnić – mogłaby żyć. „Zwolnić”, czyli zrezygnować z pracy naukowej, z zajęć ze studentami, spędzać całe dnie w łóżku. Ale nie chciała tak żyć – zdecydowała się na drugą operację, chociaż wiedziała, ze ryzyko jest ogromne - mówi o Halinie Poświatowska Kalina Błażejowska, autorka książki "Uparte serce".
Katarzyna Pruszkowska: Przed Haliną nie było w Polsce poetek, które tak otwarcie pisałyby o seksualności. Jak matka Haliny, która jako pierwsza czytała wszystkie wiersze córki, reagowała na te śmiałe erotyki?
Kalina Błażejowska: - W domu Haliny seks nie był tematem tabu. Dotarłam do pamiętnika, pochodzącego prawdopodobnie z lat 60., w którym matka Haliny wspominała ich dawne rozmowy. Jedna z nich dotyczyła młodzieńczych miłości. Nastoletnia Halina opowiadała mamie o koleżankach, które piszą listy miłosne do chłopców; matka odpowiedziała, że nie powinna się oburzać ani gorszyć, bo to są zupełnie normalne sprawy i pewnego dnia ona także się zakocha. Halina stwierdziła, że chłopcy nie są jej do niczego potrzebni. A matka odpowiedziała spokojnie, że pruderia jest zbędna.
- Nie powiedziałabym, że matka zachęcała ją do pisania erotyków. Ale na pewno to dzięki niej Poświatowska miała tak silne poczucie własnej atrakcyjności.
Stanisława Mygowa zmarła w 2013 roku. Miała pani okazję ją poznać? Jaka to była osoba?
- Nie, niestety nie miałam okazji z nią porozmawiać, w ostatnich latach to było już niemożliwe. Ci, którzy ją znali, mówili, że była czarującą, niezwykle inteligentną osobą. Nie była wykształcona, ale bardzo dużo czytała, była na bieżąco z nowościami. W czasie mojego pobytu w USA spotkałam się z Caroline Karpinski, u której Halina, wyjeżdżając w 1961 roku, zostawiła dwa tomiki.
Caroline przekazała mi te książki, żebym oddała je siostrze Haliny. W jednej z nich znalazłam taką dedykację od matki: "Haśka, przeczytaj tę książkę, bo sama nie wiem, co o niej myśleć". Stanisława dbała o to, by Halina miała dostęp do najnowszych książek, prenumerowała dla niej czasopisma literackie.
Halina była z matką bardzo związana, Stanisława nie tylko opiekowała się córką w częstochowskim domu, ale także towarzyszyła jej podczas pobytów w szpitalach, m.in. w Krakowie. Rodzeństwo poetki było na drugim planie?
- Siłą rzeczy musiało tak być. Sama Halina pisała w listach, że cały dom był podporządkowany jej chorobie, że dzieci chodzą koło niej jak koło monstrancji. Myślę, że sytuacja w domu zmieniła się, kiedy Halina wyjechała do Stanów, a później zamieszkała w Krakowie. Może wtedy Stanisława mogła skupić się na młodszych dzieciach.
Czy Halina bardzo przeżyła śmierć młodszej siostry, Elżbiety?
- W listach Haliny nie natknęłam się na wspomnienia o Elżbiecie, ale wiem, że w domu pamięć o Elżbiecie była żywa. Nie było wiadomo dokładnie, na co zmarła - może to był jakiś wirus, zapalenie płuc albo zapalenie opon mózgowych. Halina miała wtedy dziesięć lat, Elżunia - trzy.
Poświatowska chorowała na serce przez niemal całe życie. Czy z czasem udało jej się oswoić z chorobą, pogodzić z tym, że nigdy nie będzie zdrowa?
- Nie, nigdy. W niej było bardzo dużo niezgody na chorowanie. Do końca nie godziła się na to, żeby choroba wpływała na jej życie. Po pierwszej operacji przez jakiś czas czuła się lepiej, potem objawy wróciły, ale gdyby zdecydowała się zwolnić - mogłaby żyć. "Zwolnić", czyli zrezygnować z pracy naukowej, z zajęć ze studentami, spędzać całe dnie w łóżku. Ale nie chciała tak żyć - zdecydowała się na drugą operację, chociaż wiedziała, ze ryzyko jest ogromne.
Czy wiadomo dokładnie, jaką wadę serca miała poetka?
- W dzieciństwie Halina zachorowała na gorączkę reumatyczną z zapaleniem wsierdzia, po niej została niedomykalność zastawki dwudzielnej i stenoza mitralna. Pierwsza, przeprowadzona w Stanach operacja, bardzo skomplikowana, na kilka lat uspokoiła serce. Poświatowska, ciesząc się odzyskanym zdrowiem, została na trzy lata w USA, studiowała w Smith College w Northampton. Niestety, po jakimś czasie wada wróciła.
I Halina zdecydowała się na drugą operację.
- Szalenie ryzykowną. Wstawienie sztucznej zastawki było w Polsce w1967 roku skomplikowanym zabiegiem, wręcz pionierskim. A do tego każde ponowne otwarcie klatki piersiowej jest niebezpieczne.
Ale sama operacja się powiodła.
- Tak, dwa dni po zabiegu były bardzo trudne, potem stan Haliny się ustabilizował. Była przytomna, choć nie mogła mówić - rodzina miała nadzieję, że najgorsze już za nią. Ale osiem dni po operacji nadszedł kryzys, którego Halina nie przeżyła. Najprawdopodobniej doszło do powikłań zatorowo-zakrzepowych.
Szukając informacji o partnerach Haliny trafiłam na sformułowanie "przegapiła miłość". Czy można tak powiedzieć o wszystkich jej związkach?
- Tak mówiło się o jej przyjaźni z Ireneuszem Morawskim, który był adresatem "Opowieści dla przyjaciela". Wiadomo, że był w niej zakochany, pierwsza biografka Poświatowskiej uważała, że Halina też go kochała. Z Morawskim nie zdążyłam porozmawiać, zmarł, kiedy zaczynałam pracę nad książką. Wiedziałam zresztą, że on bardzo niechętnie wracał do tej sprawy, powtarzał, że powiedział już wszystko, co miał do powiedzenia. Ich przyjaźń skończyła się, gdy Halina chciała opublikować listy, które do niej wysyłał, on się na to nie zgodził.
Halina dawała mu nadzieję na związek?
- Halina potrzebowała nieustannego potwierdzania, że ktoś się nią interesuje, że nie jest sama. Przed pierwszą operacją poprosiła w liście Ireneusza: "Czy mógłbyś napisać, że będziesz mnie kochał nawet gdy odetną mi głowę?". Chciała mieć pewność, że jest mężczyzna, dla którego jest najważniejsza, ale jednocześnie angażowała się w inne związki.
Sporo ich było?
- Sporo to mało powiedziane. Nigdy nie miała problemów ze znalezieniem adoratorów, mężczyźni do niej lgnęli. Pierwszym poważnym związkiem było małżeństwo z Adolfem Poświatowskim. Poznali się w sanatorium, Adolf też był chory na serce. Halina bardzo chciała wyjść za mąż. Kiedy matka próbowała ją przekonywać, że nie powinna tego robić, mówiła: "Jak mi zabronisz i tak będę z nim sypiać".
Rodzice lub lekarze nie próbowali zniechęcić Haliny do zamążpójścia?
- Rodzice byli przeciwni, ale niewiele mogli zrobić, widzieli, że Halina się uparła. Kiedy Adolf przyjechał się oświadczyć , Halina odesłała go do matki. Stanisława zabrała go na spacer i wymogła na nim obietnicę, że po ślubie przeprowadzi się do Częstochowy i zamieszka w domu Mygów. W praktyce wyglądało to tak, że Stanisława Mygowa opiekowała się już nie tylko córką, ale też zięciem.
- A lekarze? Istnieje wersja o konsylium lekarskim, które miało się specjalnie zebrać w tej sprawie. Nie znalazłam potwierdzenia w listach czy wspomnieniach. Nie wyobrażam sobie zebrania lekarzy, którzy wyrażają bądź nie zgodę na ślub. Oczywiście mogli się niepokoić, ale nie mogli Halinie niczego zabronić.
Ale ona zdawała sobie sprawę, że to nie jest związek na lata, a raczej na rok, dwa, trzy...
- W "Opowieści dla przyjaciela" napisała, że kiedy Adolf rysował plany ich przyszłego domu, nie mogła na nie patrzeć. Miała przekonanie, że wszystko skończy się niedługo, śmiercią któregoś z nich.
- Czytałam list, który Adolf wysłał jej w styczniu 1956 roku, dwa miesiące przed śmiercią: widać, że pisał go bardzo zakochany chłopak. Byli małżeństwem dwa lata, znali się niespełna trzy. Tam się jeszcze nic nie zdążyło wypalić, miłość nie zmieniła się w przyzwyczajenie.
- Zresztą Halina każdy związek przeżywała mocno. W USA krótko spotykała się z filozofem Josephem Margolisem, starszym, żonatym, z dziećmi. Po powrocie do Polski nie chciała się wiązać z nikim nowym, bo - chociaż minął rok - nie mogła o Margolisie zapomnieć, mówiła, że "tkwi w niej jak drzazga". Kiedy spotkałam się w Stanach z Margolisem, powiedział mi, że o tej ich niespełnionej miłości myśli jak o historii z filmu Davida Leana "Spotkanie". Kto widział film, zrozumie, o co chodzi.
W książce wspomniała pani o związku, który do tej pory nie był zbyt chętnie opisywany.
- Niechętnie mówiło się o związku Haliny z Lubomirem Zającem, nazywanym przez nią "Wilczkiem". Chłopak młodszy od niej o siedem lat, związany z "Piwnicą pod Baranami" i "Klubem pod Jaszczurami", artysta. Zabierał ją w góry, chociaż ona nie powinna po górach chodzić. Na jednej z wycieczek ukradli z cerkwi obraz, a kiedy sprawa się wydała, Halina całą winę wzięła na siebie. Wpisy na ten temat zachowały się w jej teczce, w archiwach sądowych są już tylko ślady po procesie. To był burzliwy związek, zakończył się próbą samobójczą Haliny - w złości połknęła wszystkie swoje tabletki nasercowe, ale na szczęście się wystraszyła i zanim straciła przytomność, kazała się zawieźć do szpitala. Potem nie miała już z Zającem kontaktu. Nie rozmawiałam z nim - zmarł w 2009 roku, ale udało mi się skontaktować z jego żoną.
Dlaczego niechętnie mówiono o tej relacji?
- Bo rodzina i przyjaciele Haliny mieli do niego żal. Igrał z jej zdrowiem. A ona, zakochana, nie chciała mu odmawiać, bała się pokazać mu, jak bardzo jest słaba.
Wiem, że przed śmiercią Halinie udało się zakochać ze wzajemnością. Ten związek mógł przerodzić się w coś poważnego?
- Pod koniec życia Halina była związana z Janem Adamskim, starszym od niej o 12 lat. Dbał o nią, dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Choć i ten związek był trudny - Adamski miał żonę, poetkę Annę Świrszczyńską, i dziecko. Mieszkał z nimi w tej samej kamienicy co Poświatowska - Domu Literatów w Krakowie. Chciał się rozwieść, nie udawało mu się. Zrobił to rok po śmierci Haliny.