Reklama

Internetowe randki za pieniądze

Piękne młode kobiety i mężczyźni z zasobnymi portfelami łączą się w pary dzięki portalowi, który otwarcie oferuje towarzystwo za pieniądze, ale odżegnuje się od słowa prostytucja.

"Sugar Daddy" to starszy, bogaty mężczyzny, który wydaje pieniądze na młodą i atrakcyjną kochankę. W Polsce określa się go mianem "sponsora". Internet okazał się idealnym środowiskiem dla "sugar daddies" , którzy szukają swoich "sugar babies". Kiedyś przeczesywali fora i czaty, teraz korzystają z wyspecjalizowanych stron.

Pokaż mi swoje konto

Portale, takie jak SeekingArrangement.com (SA), nie owijają w bawełnę: "Swatamy bogatych sponsorów z atrakcyjnymi dziewczętami i chłopcami" - można przeczytać na stronie głównej.

Portale oparte na starej idei "sugar daddy" powstają jak grzyby po deszczu i w sieci można ich już znaleźć dziesiątki.

Reklama

Pomysł jest prosty. Na SA mężczyzna, który jest "bogaty i odnosi sukcesy, żonaty lub wolny" zakłada profil, który ujawnia stan jego konta bankowego i ilość pieniędzy, jaką gotowy jest wydać na dziewczynę. Są to kwoty od 1000 do ponad 20 000 dolarów.

Za konto na portalu panowie płacą 50 dolarów miesięcznie oraz dodatkowo 1000 dolarów rocznie za "potwierdzenie bogactwa".

Dla pań, które są młode i atrakcyjne członkostwo jest bezpłatne. "Szukasz hojnego dobroczyńcy, który będzie cię rozpieszczać, mentora, który się tobą zaopiekuje, a może pomoże ci finansowo?" - można przeczytać na stronie. A jednak twórca portalu twierdzi, że nie chodzi tu prostytucję.

Bogaty i chętny

- Gdyby chodziło tylko o seks i pieniądze , ci ludzie skorzystali by ze stron oferujących takie usługi - powiedział AFP Brandon Wade, założyciel strony - ludzie spotykają się, negocjują i czują chemię. Jeśli się nie polubią, do niczego nie dochodzi.

41- letni Wade, absolwent prestiżowej uczelni Massachusetts Institute of Technology, twierdzi że ludzie zbyt surowo oceniają tego typu relacje.

- Chodzi o to, że nie ma nic złego w spotykaniu się z kimś, kto jest bogaty i kto chce wydać na ciebie pieniądze w takim związku - przekonuje.

Jedna z użytkowniczek,"BellaSavantNYC", opisuje siebie jako wykształconą, robiącą karierę kobietę i twierdzi, że to pomaga jej przyciągnąć jeszcze więcej mężczyzn. Uważa, że dzięki stronie może cieszyć się towarzystwem i przyjemnościami, jednocześnie unikając problemów jakie zazwyczaj pojawiają się w związkach. Twierdzi, że dzięki serwisowi zawarła zarówno zupełnie platoniczne znajomości, jak i takie, które prowadziły do spełnienia.

Na "pograniczu" prostytucji

Nie ma jednak wątpliwości, że pieniądze grają tu największą rolę. Nawet logo serwisu to czerwone serce z wpisanym symbolem dolara $. Również bogate starsze panie poszukują przy pomocy serwisu atrakcyjnych towarzyszy.

Profesor socjologii Ronald Weitzer, który jest autorem licznych prac dotyczących seksbiznesu, twierdzi, że zgodnie z amerykańskim prawem, aby można było mówić o prostytucji, ustalenia dotyczący zapłaty za seks muszą pojawić się na początku całego procesu. - W przypadku SA, żadna konkretna kwota nie jest z góry ustalona, dodaje.

- Prostytucja jest z reguły bezpośrednią wymianą dóbr materialnych za usługi seksualne -twierdzi Weitzer - Jest to bezpośrednia transakcja, ale sprawa robi się bardziej skomplikowana, kiedy osoby angażują się w długotrwały związek, w którym jedna strona płaci, a druga zapłatę przyjmuje.

Dodał też, że takie serwisy są "na pograniczu". Większość kobiet korzystających ze strony nie uważa siebie za prostytutki. - Jednak gdyby zapytać je: "Czy wymieniasz seks i romantyczne przeżycia na korzyści ekonomiczne?" , musiałyby powiedzieć tak. Zasadniczo jest to definicja prostytucji. - zaznacza Weitzer.

Studentka i bankier

Według Wadea 35 proc. użytkowniczek strony to studentki, które w ten sposób dorabiają na czesne, ale trudno byłoby zweryfikować te dane.

A kim są sponsorzy? Czy szukają na stronach płatnej miłości czy czegoś bardziej romantycznego? - Nie wiem czego szukają - mówi Weitzer - ale wiemy, że są to ludzie, którzy mają środki. To nie jest typ mężczyzn, którzy wychodzą na ulicę, aby szukać prostytutek. To prawnicy, pracownicy korporacji, bankierzy.

opr. na podst. AFP

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama