Reklama

Kiedy rodzice walczą

Gdy okazało się, że Łukasza nie ma u jego ojca, wpadłam w panikę. Bałam się, że stało się coś złego...

Czas, żebym cię odwiozła do ojca - rzuciłam, zaglądając do pokoju Łukasza. Mój syn rzucił mi półprzytomne spojrzenie, ale wyłączył komputer i złapał plecak. - Jestem gotowy - burknął pod nosem.

Biurko zasłane było zeszytami nutowymi, brudne skarpety leżały na środku podłogi, z oparcia krzesła zwisała zmiętolona koszulka.

- No i oczywiście zostawiasz po sobie bałagan, tak jak twój ojciec - westchnęłam. - Masz już przecież 15 lat, zacznij wreszcie po sobie sprzątać! Twojemu tacie zawsze się wydawało, że jako artysta nie musi się zajmować takimi prozaicznymi sprawami, a teraz, kiedy zamieszkał na tym strzeżonym osiedlu, to od sprzątania ma pewnie ludzi, ale...

Reklama

Łukasz zawrócił do swojego pokoju, zgarnął jedną ręką koszulkę i skarpety, drugą wyrównał zeszyty na biurku, minął mnie i z ciężkim westchnieniem poszedł wrzucić brudy do kosza w łazience.

- Nie ma co wzdychać - powiedziałam. - Nawet jeśli stać go na rozbijanie się drogim samochodem, zagraniczne wakacjez tą jego Pauliną i wynajmowanie pań do sprzątania...

- Przestań! - krzyknął Łukasz.

Spojrzałam na niego. Usta miał zaciśnięte, ale oczy błyszczały mu od łez. Bywał jeszcze taki dziecinny.

- Pójdę piechotą! - powiedział i złapał za klamkę.

- Przecież mówiłam, że cię zawiozę - spuściłam z tonu.

- Ale ja nie chcę! Znowu zaczniecie się kłócić! Dziękuję, mam tego dość!

Pobiegł.

W niedzielę o 11 rano mieliśmy jechać na urodziny mojej mamy. A Łukasz jeszcze nie wrócił od swojego ojca. Złapałam telefon i zadzwoniłam do niego.

- Wybacz, że ci zaburzam rodzinną sielankę - syknęłam. - Ale pozwalam sobie przypomnieć, że mimo pieniędzy i rzeszy fanów, nie władasz całym światem i życie wszystkich nie musi się kręcić wokół ciebie. Dostałam czarno na białym zgodę na zmianę planu odwiedzin Łukaszai nie masz prawa go teraz przetrzymywać, kiedy...

- To jego nie ma u ciebie? - Michał przerwał mi ten słowotok.

Przez kilka sekund usiłowałam zrozumieć to, co usłyszałam.

- Co chcesz mi powiedzieć?... - wyjąkałam w końcu.

- Myślałem, że wczoraj pojechaliście na te urodziny do twojej mamy...

- To Łukasz w ogóle się u ciebie nie pojawił?! - czułam, jak ze strachu zaczyna mi kołatać serce.

- Nie panikujmy - powiedział głośniej, niż to było konieczne, i wiedziałam, że chce zagłuszyć drżenie głosu. - Może poszedł do kolegi...

- Dobrze wiesz, że nie ma kolegów! Gdybyś go nie zapisał do tego przedpotopowego chóru, to może znalazłby sobie jakichś normalnych kumpli, ale...

- Przestań! - prychnął. - Teraz nawet to, że nie ma kolegów, jest moją winą?!

Czułam, że zaraz przestanę nad sobą panować. Rozłączyłam się i wybrałam numer Łukasza. "Odbierz", prosiłamw myślach. "Odbierz!" Wreszcie, po chyba dziesięciu sygnałach, usłyszałam po drugiej stronie głos Michała.

- To ja.

- Chcę rozmawiać z Łukaszem! - krzyknęłam.

- Nie ma go tu, ale usłyszałem, że telefon dzwoni w jego pokoju. Wcześniej nie zauważyłem, że pod biurkiem jest plecak.

Po krótkiej i bardzo nerwowej wymianie zdań dowiedziałam się, że Michał w ogóle nie widział wczoraj Łukasza. Uznał, że syn jest ze mną i że ja z jakiegoś powodu bez ustalenia z nim zmieniłam plany.

- Z nas dwojga to nie ja zmieniam plany bez ustalenia - syknęłam. - A ta twojacudowna Paulina też Łukasza nie widziała?

- Jest od wczoraj rana w delegacji, wraca dopiero dzisiaj wieczorem, więc jak miała go widzieć albo nie widzieć?

- Dzwoń na wszystkie numery, które Łukasz ma w komórce - powiedziałam. - Ja będę dzwonić do tych, które mam w swoim notesie.

Dziesięć minut później okazało się, że nikt ze znajomych Łukasza, których numery telefonu miałam zapisane, nie wie, gdzie on mógłby być.

- Nie mówił ci, że zamierza gdzieś wyskoczyć, zanim ja wrócę z pracy? - spytał Michał.

- Nie!

- Czego się wściekasz? Tylko pytam, o czym rozmawialiście w samochodzie! - teraz on podniósł ton.

- Nie rozmawialiśmy w samochodzie, bo się uparł, że pójdzie do ciebie pieszo!

Oczywiście zaraz zaczął mnie wypytywać, dlaczego nie podwiozłam Łukasza.

- Jakby to było najważniejsze! - wrzasnęłam. - Dojechał do ciebie, skoro zostawił plecak, tak?! Pewnie nie mógł się ciebie doczekać, więc wyszedł po jakieś jedzenie... Bo jak cię znam, to pewnie lodówka jest pusta! Twoja Paula ma ciekawsze sprawy na głowie niż dbanie o to, by w domu było co jeść!

- Wcale nie wróciłem do domu późno. A jedzenia mam pod dostatkiem. Chcesz sprawdzić? Po prostu próbujesz odwrócić moją uwagę od własnego zaniedbania... Nawet nie chciało ci się dzieciaka do mnie przywieźć! Takaz ciebie matka!

- No co ty powiesz? Ale to na twoim ogrodzonym osiedlu urywa się ślad po Łukaszu! - odcięłam się. - Jadę do ciebie - zapowiedziałam. - Mam nadzieję, że mnie wpuścisz!

Burknął, że nie ma problemu.

Z trudem udawało mi się skupić na prowadzeniu auta. Rozglądałam się na wszystkie strony w nadziei, że zobaczę wracającego do domu Łukasza. Sylwetka każdego chłopca w jego wieku natychmiast przykuwała mój wzrok. Na domiar złego zaczęło padać, ulica błyskawicznie zrobiła się śliska. "Muszę uważać", nakazałam sobie.

I wtedy zobaczyłam tę parę - mężczyzna w średnim wieku otwierał parasol nad nastoletnią dziewczyną. Wydało mi się, że przygląda jej się z dziwnym uśmiechem, z jakim żaden ojciec ani wujek na dziewczynę w jej wieku nie powinien patrzeć. Omal nie wjechałam na przejście dla pieszych. Czułam, że ogarnia mnie paraliż.

A jeśli Łukasz wyszedł poza osiedle Michała, żeby kupić sobie hot doga albo frytki, i zaczepił go jakiś zboczeniec? Mój syn ma taką delikatną, chłopięcą urodę! To jego niewinne spojrzenie mogło zwrócić uwagę jakiegoś pedofila i dzieciak nie wiedział, jak się wykręcić od rozmowy! Może ktoś zaciągnął go do baru szybkiej obsługi albo zaproponował podwiezienie i potem już nie wypuścił z auta?!

Nie wiem, jak dojechałam na to cholerne osiedle, na którym mieszkał Michał. Przed oczami latały mi mroczki. Kiedy zaparkowałam auto i wysiadłam, zrobiło mi się nagle tak słabo, że musiałam przykucnąć, żeby nie upaść.

- Ktoś do ciebie dzwonił?! - Michał przykucnął obok mnie i spojrzał na mnie z takim przerażeniem w oczach, że oprzytomniałam w jednej chwili.

- Co? Kto do mnie dzwonił? - powtórzyłam pytanie.

- Nie, nic - złapał się za serce i przez chwilę ciężko oddychał. - Tylko przyszło mi do głowy...

- Co takiego?

- Nie, nic.

- Chyba mam prawo wiedzieć, jeśli to dotyczy Łukasza!

Pokręcił głową, rozejrzał się na wszystkie strony i nadal milczał. Zaczęłam go szarpać za rękaw:

- Mów, do cholery!

- Pomyślałem, że... że może go porwali dla okupu... - z trudem wydusił z siebie te słowa.

Znów zrobiło mi się słabo. Porwania dla okupu nie można było wykluczyć! Przecież Michał niedawno kupił nowy, bardzo drogi i rzucający się w oczy samochód... Pewnie po to, żeby zaimponować swojej nowej żonie... A kilka tygodni temu udzielił wywiadu w jakimś czasopiśmie. Nie omieszkał się pochwalić, że jego nowa płyta pnie się w górę na listach przebojów. Jeśli jakieś typy spod ciemnej gwiazdy interesowały się ludźmi, od których mogłyby wyłudzić pieniądze, to mój były mąż idealnie się do tego nadawał!

A z uprowadzeniem Łukasza nie mieliby problemu - nasz syn nie był kłopotliwym berbeciem, którego trzeba karmić butelką albo przewijać, tylko chłopakiem, który może przeżyć kilka dni bez jedzenia... Łatwo go było zastraszyć, zagrać na jego emocjach, zagrozić, że nie wróci nigdy do matki... Potencjalni porywacze na pewno wzięliby też pod uwagę, że rodzice strasznie się martwią o dziecko w tym wieku i że zgodzą się na każde warunki!

- To wszystko twoja wina! - uderzyłam Michała w ramię. - Ty i te twoje pieniądze, ta twoja kariera, twój wypasiony wóz, twoje drogie mieszkanie! No, zobacz, do czego doprowadziłeś! Do czego doprowadził ten twój kompletny brak zainteresowania tym, co jest dobre dla rodziny!

Ponownie uderzyłam go w ramię, ale w niczym mi to nie pomogło, poczułam tylko jeszcze większą bezsilność. Nie mogłam zmusić Michała do tego, by żałował za błędy przeszłości, nie mogłam cofnąć czasu, nie mogłam wrócić do poprzedniego popołudnia i jeszcze raz porozmawiać z Łukaszem, spytać go przed wyjściem, czy nie jest głodny... Może gdyby nie był głodny, nie wyszedłby z mieszkania ojca i nie zaginął...

Nagle poczułam, że ogarnia mnie chłód. Nie było mi zimno z powodu padającego deszczu, który lał z nieba strugami. Chłód czułam w sobie, wewnątrz, pod sercem, gdzie kiedyś nosiłam Łukasza. To uczucie zimna rozchodziło się po całym ciele, kiedy uzmysłowiłam sobie, że mogę już nigdy nie zobaczyć mojego syna. Bo jeśli to nie było porwanie dla okupu tylko uprowadzenie? Jeśli moje wcześniejsze podejrzenie okaże się prawdziwe? Jeśli ktoś wywiózł Łukasza gdzieś w nieznane i będzie go tam przetrzymywał, dręczył i wykorzystywał?... Ile osób co roku uznaje się za zaginione? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, nigdy nie przyszło mi do głowy, że i mnie może coś podobnego spotkać. Ludzie czekają nieraz na swoich bliskich przez całe lata, nadaremnie...

Zadzwonił telefon Michała.

- Łukasz?! - wstrzymałam oddech.

- Nie, to Paulina - odparł mój były mąż.

Nie mogłam uwierzyć, że w takiej chwili ona jest ważniejsza niż nasz syn! Powiedział Paulinie, że Łukasz zniknął i nie może teraz rozmawiać, ale mimo wszystko rozmawiał z nią!

- Przestań! - wrzasnęłam. - Dzwoń na policję! Natychmiast!

Chciałam wyrwać mu telefon, ale on odwrócił się tyłem, żeby jeszcze coś jej powiedzieć.

- Ty przestań! - wrzasnął na mnie.

- Paulina pyta, czy sprawdziliśmy w jego komórce, do kogo ostatnio dzwonił...

W tej chwili poczułam z tyłu szarpnięcie za kurtkę i tuż przy moim uchu rozległ się krzyk Łukasza:

- Przestań! Przestańcie! Oboje!

Jego zwykle blada twarz była teraz czerwona, ale poza tym wyglądał na całego i zdrowego! Próbowałam złapać go w objęcia, ale się wywinął. Spoglądał na przemian to na mnie, to na Michała, dysząc przy tym, jakby właśnie przebiegł maraton.

- Nic ci nie jest? - wykrztusiłam.

Był wymięty, włosy miał przepocone, jak zawsze, kiedy ich nie umyje poprzedniego dnia, a oczy błyszczały mu gorączkowo.

Michał oparł się o ogrodzenie. Jęknęło metalicznie pod jego ciężarem.

- Możesz powiedzieć, gdzie byłeś? - spróbował nadać swojemu głosowi rzeczowy ton, ale jego słowa były ledwo słyszalne. Wyglądał tak, jakby miał za chwilę zemdleć. - Już chciałem  dzwonić na policję...

- Jasne, teraz jeszcze policję w to mieszacie! - Łukasz o mało się nie rozpłakał.

- Potraficie tylko się kłócić i płacić komuś, żeby za was wszystko załatwił!

- No, no, nie przesadzasz?! - Michał spróbował teraz ostrzegawczego tonu, ale nic z tego nie wyszło. - Gdzie ty się podziewałeś? My tu z twoją matką od zmysłów odchodzimy!

- Dobrze powiedziane! - parsknął Łukasz. - Jak zwykle myślicie tylko o sobie. A pomyśleć o mnie to już nie łaska!

- Dziecko, co ty pleciesz?! - pokręciłam głową.

- Właśnie widzę, jak wam zależy! - płakał. - Czy któreś z was zapytało, czy nie jestem czasem głodny?

- Jesteś głodny? - spytaliśmy jednocześnie i ja, i Michał.

- A wy nie bylibyście, gdybyście nie jedli ani kolacji, ani śniadania?!

- Powiesz w końcu, gdzie byłeś?!

- W zakichanej piwnicy! Poszedłem po rower! Nie potrzebuję, żebyś mnie wszędzie woziła. Nie chcę wysłuchiwać twoich pretensji do taty! Powiedz mu to sama albo napisz, ale mnie w to nie mieszaj! - wykrzyczał mi w twarz.

- Dobrze, ale co robiłeś w tej piwnicy? - zapytałam.

Okazało się, że Łukasz wczoraj po przyjściu do mieszkania ojca postanowił pójść do piwnicy po rower. Wszedł do niej, ale nie wiedział, że drzwi zatrzaskują się i otworzyć je można tylko kluczem, którego oczywiście nie miał. Nie miał też komórki, żeby zadzwonić i zawiadomić któreś z nas, że utknął w piwnicy. Spał na betonowej podłodze. Co chwilę budził się z nadzieją, że któryś z mieszkańców zejdzie po coś do piwnicy i go uwolni, ale to się stało dopiero przed chwilą.

Michał podniósł do ucha komórkę. - Paulina? Łukasz  się znalazł, nic mu nie jest - wykrztusił.

- Twój tata jak zwykle nawet na chwilę nie potrafi się skupić na najbliższych - syknęłam. - Ale do siebie nigdy nie ma pretensji!

Widziałam, jak twarz Michała na nowo się spina i przygotowałam się na kolejną rundę. Jednak cios przyszedł z niespodziewanej strony - krzyczeć na mnie zaczął Łukasz: - A ty to może jesteś idealna?! Tylko ci się tak wydaje! Tata wcale nie jest taki zły! Nawet Paulina nie jest taka zła, jak mówisz!

- Uspokój się - spróbowałam go złapać za ramię. - Dziecko, obawiałam się, że zostałeś porwany!

- Porwany? - prychnął. - Już prędzej sam bym uciekł!

I dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę od czasu rozwodu nie zastanawiałam się nad tym, co czuje Łukasz... Mówiłam bez przerwy o tym, jak to Michał zupełnie o niego nie dba, a przynajmniej nie dba w wystarczającym stopniu, ale czy ja sama wystarczająco dbałam o dziecko? Nie mogłam przestać myśleć o tym, że Michał zniszczył naszą rodzinę - bo odszedł, porzucił mnie! - ale mój syn cierpiał nie tylko z powodu wyprowadzki taty i ogólnego zamieszania... Jeszcze kilka minut temu obezwładniał mnie strach, teraz czułam głównie wstyd...

- Paulina się cieszy, że się znalazłeś - wyszeptał do Łukasza Michał. - Wszyscy się tak martwiliśmy. Co byś chciał zjeść?

- Truciznę! - odparł.

Założył ręce na piersiach i patrzył spod byka to na mnie, to na swojego ojca.

- U mnie czy u mamy? - westchnął ciężko Michał.

- W knajpie. Sam - odparł Łukasz. - Idę po plecak, a wy w tym czasie ustalcie, kto zapłaci.

Edyta D., 35 lat



Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama