Reklama

Mój były się żeni?

Zachodziłam w głowę, kim jest wybranek Marylki, aż zobaczyłam ją z Andrzejem.

- Dziewczyny, wychodzę za mąż - obwieściła nam Marylka. Znałyśmy się od podstawówki. Razem z Ulą i Baśką trzymałyśmy się we cztery, choć od matury minęło już ponad dwadzieścia lat. Ja zdążyłam wyjść za mąż i rozwieść się, Urszula wciąż była z tym samym mężczyzną, choć nigdy nie zalegalizowali związku, a Barbara wyszła za mąż za Piotra, naszego kolegę z liceum. Tylko Maryla nigdy nie miała męża.

- Jak to możliwe? - czasem zastanawiałyśmy się w jej obecności. - Jesteś piękna i mądra, od dziesięciu lat prowadzisz firmę, zatrudniasz ze sto osób i nie znalazłaś żadnego faceta na stałe?

Reklama

Ale Marylka zawsze miała dla nas tę samą odpowiedź. Była zbyt zapracowana, aby myśleć o zamążpójściu. Nie marzyła też o rodzinie. Wolała się spełniać zawodowo. A mężczyźni?

- Mam faceta, który mi się nadmiernie nie narzuca - mówiła w takich sytuacjach i uważała temat za zakończony.

Aż tu nagle taka wiadomość.

- Kto to jest i dlaczego nic o nim nie wiemy? - żądałyśmy wyjaśnień, ale Marylka tylko uśmiechała się i popijała wino.

- Dowiecie się w swoim czasie. Wesela nie robię - zaznaczyła od razu. - Możecie przyjść do urzędu na ślub, ale żadnych przedstawień z suknią i welonem.

- Ale wieczór panieński to chyba będzie? - zapytałam.

- A wiesz - Marylka spojrzała na mnie z namysłem - to niezły pomysł. Zaplanujcie coś na ostatni tydzień września. Powinnyśmy się wyszaleć.

- Może spotkamy się u mnie? - zaproponowałam. Miałam spore mieszkanie, mogło być całe do naszej dyspozycji, bo dzieci zwykle wychodziły do znajomych. - Przygotuję moją specjalność, lody tiramisu, i wypijemy trochę wina. A potem posłuchamy muzyki i zamówimy kosmetyczkę, żeby zrobiła nam maseczki i ułożyła włosy.

- No co ty mówisz?! - zawołała Barbara. - Kosmetyczka? Domówka? Marylka wychodzi za mąż. Trzeba zaszaleć. Wyjedźmy gdzieś!

Jednak, ku naszemu zdumieniu, sama zainteresowana wolała spotkać się w domu. Tylko że najpierw planowałyśmy pójść do salonu SPA, a potem zjeść kolację i lody u niej. Po krótkiej naradzie przystałyśmy na tę propozycję. SPA i kolacja miały być na nasz koszt. Postanowiłyśmy też kupić Marylce jakiś drobiazg u jubilera.

Gdy tydzień później stałyśmy przy ladzie i wybierałyśmy kolczyki, odważyłam się zapytać:

- Dziewczyny, za kogo ona w końcu wychodzi za mąż?

- Nie wiem - mruknęła Ula.

- Ja też nie - dodała Basia.

Spojrzałyśmy po sobie. Nie miałyśmy pojęcia, z kim chciała się związać nasza serdeczna przyjaciółka. Owszem, pamiętałyśmy trzech ostatnich kandydatów na małżonka, ale dwóch z nich już się ożeniło, a ten jeden, z którym spotykała się najdłużej, wyjechał na stałe z Polski po tym, jak pożyczył od Maryli dużą kwotę i nigdy jej nie oddał. Koleżanka nie robiła z tego zbyt dużego problemu, po prostu pewnego dnia powiedziała mu, żeby zapomniał o niej i nie ważył się dzwonić. Od tego czasu chyba nie spotykała się z nikim. Przynajmniej my o tym nie wiedziałyśmy. Myślałam, że imię jej wybranka poznam dopiero na ślubie, ale los zdecydował inaczej...

Raz, gdy po godzinach siedziałam w pracy, przypadkiem zobaczyłam ich przez okno. Maryla stała wpatrzona w mężczyznę, którego dobrze znałam. Nie mogłam po prostu w to uwierzyć! Moja przyjaciółka ściskała mojego byłego męża, który odszedł ode mnie kilka lat temu. Sądziłam, że kogoś ma. Nie wracał na noc, a najczęściej nocował na kanapie w salonie. Zapytałam wprost, wtedy powiedział mi, że nie potrafi już ze mną żyć. Podobno bardzo się zmieniłam i czuł się niepotrzebny. Chciał odejść. Nie potrafiłam rozstać się w zgodzie. Przyznaję, zrobiłam mu piekło na ziemi. Wygoniłam z domu i utrudniałam kontakty z dziećmi. Tak bardzo czułam się przez niego zraniona. Chciałam, aby cierpiał. A teraz zobaczyłam go z Marylą.

Nie mogłam przestać o tym myśleć. "Czy spotykali się od dawna? A może to do niej odszedł Adam? Tylko dlaczego ja o tym nie wiedziałam?", zachodziłam w głowę. Nagle przyjaciółka wydała mi się perfidna i wyrachowana. Jak mogła mnie tak okłamywać i jeszcze zaprosić na swój ślub? Nie potrafiłam jej tego wybaczyć.

Tymczasem nadszedł termin zaplanowanego wieczoru panieńskiego. Kiedy Basia zadzwoniła, aby umówić się na wspólny dojazd do Maryli, usiłowałam wykręcić się od tego przykrego dla mnie spotkania.

- Daj spokój, Maryla ci nie wybaczy, jak nie przyjdziesz - przekonywała.

Byłam zła i zniechęcona. Co prawda, pogodziłam się z myślą, że ja i Adam nie jesteśmy już razem. Ale do głowy by mi nie przyszło, że mój eks znajdzie pocieszenie w ramionach Marylki! W końcu jednak uległam namowom Basi i zgodziłam się pojechać na spotkanie. Usiłowałam ratować resztki godności.

Popołudnie spędziłyśmy w SPA. Próbowałam się zrelaksować. Niestety, jak łatwo się domyślić, nie szło mi to najlepiej. Pod powiekami wciąż widziałam mojego byłego męża i przyjaciółkę. Kiedy po masażach zasiadłyśmy w saunie, w końcu padło to pytanie:

- Marylka, no to mów, kto jest tym twoim wymarzonym...

Obserwowałam ją spod oka ciekawa, jak to wyjaśni. A Maryla popatrzyła na nas i w końcu powiedziała:

- Znacie go, chodził z nami do klasy. To Tomek...

- Co? - myślałam, że się przesłyszałam. - Jak to? Przecież na własne oczy widziałam...

- Tomek? - Urszula nie mogła uwierzyć. Jej też nie mieściło się to w głowie, jednak z zupełnie innego powodu. Tomek był naszym dobrym kolegą, nie miał jednak łatwego życia. Zanim zrobił maturę, zmarli jego rodzice. Tylko dzięki interwencji kuratora nie wylądował w domu dziecka. Potem ożenił się z naszą znajomą i dochowali się czwórki dzieci. Niestety, zanim najmłodsze wyrosło z pieluch, jego żona zmarła. Tomek został sam. W dodatku nie powodziło mu się najlepiej. W końcu z jednej pensji musiał utrzymywać pięć osób.

A teraz najbogatsza kobieta w naszym miasteczku zapragnęła być jego żoną? Maryla, która w życiu nie miała do czynienia z dziećmi, planowała zostać matką czwórki maluchów? No, takiej rewelacji to się nie spodziewałyśmy. Patrzyłyśmy na siebie zakłopotane. Jak ona to sobie wyobrażała? I dlaczego nikomu o tym związku nie mówiła? Nawet nam, swoim najlepszym przyjaciółkom. Trochę nas to ubodło. W końcu nie miałyśmy przed sobą tajemnic.

- Ale Tomek? - Basia pierwsza odzyskała głos. - Przecież on ma dzieci...

- Wiem, że was zaskoczyłam - Maryla uśmiechnęła się ze spokojem. - To się zaczęło jakiś rok temu. Wspólny znajomy powiedział mi, że Tomek sobie nie radzi i że próbuje zorganizować dla niego jakąś pomoc. Najpierw przekazywałam pieniądze przez niego, ale po jakimś czasie postanowiłam zobaczyć, co się u Tomka dzieje. Kilka razy go odwiedziłam, choć wiedziałam, że moje wizyty są dla niego wyjątkowo krępujące. W końcu zaprosił mnie na kawę i zrobił to tylko dlatego, że dzieci mnie polubiły. Zaczęłam u nich regularnie bywać. A dzisiaj, no cóż - westchnęła. - Dzisiaj nie umiem już bez nich żyć.

Patrzyłyśmy na nią jak urzeczone. Nasza Marylka, karierowiczka, twardzielka, jako anioł miłosierdzia i zastępcza matka dla osieroconych dzieci? To było zupełnie niesamowite. Urszula jako pierwsza wybuchła płaczem.

- Maryla! - rzuciła, ściskając naszą przyjaciółkę. - Maryla, jesteś niezwykła! Tak bardzo się cieszę, że ułożyłaś sobie życie. A Tomek to naprawdę przyzwoity facet.

- I będziesz od razu miała maluchy do podawania obrączek - Basia zaśmiała się serdecznie. - A kto cię z tym Tomkiem zeswatał, bo nie powiedziałaś?

Kiedy przyjaciółka spojrzała na mnie, wtedy zrozumiałam. To Adaś, mój były mąż. Znał przecież Tomka i bardzo go lubił. To musiał być on! Byłam wstrząśnięta. Mój eks, człowiek, na którym nie mogłam polegać, zaangażował się w pomoc koledze, którego dotknął los. A ja podejrzewałam go o romans. Tak bardzo było mi wstyd.

Maryla uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.

- Adam nas zeswatał, dlatego zostanie naszym drużbą - wyjaśniła i spojrzała mi głęboko w oczy. - Mam nadzieję, że Beata będzie tak miła i zostanie moją świadkową. Oczywiście jeśli nie macie nic przeciwko? - odwróciła się do Basi i Urszuli.

Cóż, widać los chciał, abym znowu spotkała się z moim byłym mężem w urzędzie stanu cywilnego. Czułam, jak łzy płyną mi po twarzy, ale uśmiechałam się szeroko. Może i ja potrzebowałam czasu, aby dojrzeć do pewnych decyzji? Może to był znak, że mam drugą szansę? A Adam, co tu kryć, przez całą uroczystość nie spuszczał ze mnie wzroku. Zupełnie jakby tęsknił za tym, co było między nami.

Choć próbowałam zachować spokój, serce biło mi jak szalone, gdy tylko mój były pojawiał się w pobliżu. A Maryla, jak to ona, mocno mnie przytuliła i gdy zostałyśmy same, szepnęła do ucha:

- Trzymam za was kciuki.

A potem po prostu świętowaliśmy.

 

Beata S., 42 lata

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: historia miłosna | małżeństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy