Reklama

Żona modna

Bożena, czy mogłabyś wreszcie włożyć na siebie coś bardziej kobiecego? - spytał Igor, przyglądając się krytycznie mojej koszuli i dżinsowym spodniom.

- A co ci się w tym stroju nie podoba? - zdziwiłam się. - Przecież to modne dżinsy i koszulka z najnowszej kolekcji.

- I to jest eleganckie, tak? Przecież idziemy w gości! Co sobie ludzie pomyślą? - mąż znów zaczął kręcić nosem.

- Może to, że jestem nowoczesna, wyzwolona, a w dodatku stawiam na wygodę i nie jestem niewolnicą krępujących ruchy kiecek!

Igor spojrzał na mnie i machnął ręką, jakby uznał, że nie ma sensu dalej ciągnąć tego tematu.

Kocham go, jest nam razem dobrze, ale te piętnaście lat, które nas dzieli, sprawia, że czasem naprawdę trudno mi go zrozumieć. Ot, choćby takie dżinsy. Uwielbiam je nosić, bo dla mnie to kwestia wygody. Ale gdy mąż mnie w nich widzi, ma ochotę przepraszać cały świat za to, że jego żona nosi się jak agresywna feministka.

Reklama

Przy najbliższej okazji zwierzyłam się z tego mojej matce.

- Ja tam wcale mu się nie dziwię - odparła. - Za moich czasów dziewczyna nie wyszła do sklepu po bułki, jeśli nie była ładnie ubrana i uczesana. A spódniczka i pantofle na obcasach były symbolem elegancji nawet wtedy, gdy temperatura spadała poniżej zera.

Popatrzyłam na nią i potarłam czoło.

- To co mam zrobić? Nosić sukienki, których nie cierpię?

- Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że małżeństwo to seria kompromisów, prawda? - uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Postaraj się więc choć na specjalne okazje wkładać te sukienki. Niech wie, że robisz to dla niego, że się starasz.

- Cóż? Chyba mogę spróbować - uznałam w końcu. - Korona mi z głowy nie spadnie.

Akurat zbliżała się ku temu świetna sposobność, bo znajomi zaprosili nas na sobotę na domową nasiadówkę. Wybrałam się więc do sklepu, żeby obejrzeć kiecki.

- Przepraszam - zagadnęłam ekspedientkę. - Szukam jakiejś sukienki na imprezę.

- Ale potrzebuje pani wieczorowej kreacji czy czegoś na dzień?

- Zdecydowanie na dzień - zapewniłam. - To taka nieformalna imprezka, więc wolałabym coś niezbyt krępującego ruchy. Wie pani, żeby czuć się na luzie.

Dziewczyna skinęła głową.

- Myślę, że znajdziemy dla pani coś odpowiedniego - odparła i po chwili wróciła z naręczem różnych kreacji.

Czułam się jak pretty woman, narzucając na siebie kolejne kiecki i licząc na to, że mój prywatny Richard Gere też będzie zachwycony. Ale znalezienie idealnej sukienki wcale nie było takie proste. Część łaszków piła pod pachami lub w pasie, a inne sprawiały, że moja cera nabierała trupio bladych odcieni.

Wreszcie znalazłam coś, co mi pasowało - krótką niebieską kieckę na troczkach, która nie wżynała się w ciało! No po prostu ideał! Natychmiast zapłaciłam i pobiegłam po buty.

Nie byłam do końca pewna, jakie pantofle kupić, wiedziałam jedynie, że obcas musi być wysoki, bo, jak twierdziła mama, to właśnie obcas był dla jej pokolenia symbolem kobiecości! Niestety, w moim mało kobiecym rozmiarze (40!) nie było zbyt wiele takich butów. Wreszcie jednak wyhaczyłam śliczne szpilki (wprawdzie białe, ale niech tam!). Na koniec jeszcze zakupiłam uroczy kapelusik, bo sobota miała być wybitnie słoneczna. Następnie całe zakupy przetransportowałam do domu i ukryłam w komodzie, żeby nie zepsuć Igorowi niespodzianki.

W sobotnie popołudnie, gdy mój kochany małżonek wyszedł na chwilę po kwiaty dla naszych znajomych, chwyciłam swoje pakunki i zaczęłam się przebierać.

Kwadrans później ktoś zapukał do drzwi.

- Kochanie, wpuść mnie, zapomniałem kluczy! - rzucił Igor.

- Chwilę! - krzyknęłam.

Zdecydowałam, że czas mu się pokazać. Rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze. Wcisnęłam na głowę kapelutek i otworzyłam drzwi.

- Ta-dam! - zawołałam, a Igor z wrażenia upuścił kwiaty. - I co, podobam ci się w wersji bardziej kobiecej?

- Ale ty masz gołe plecy? I? i nogi - zauważył zszokowany. - O, nie, skarbie, w czymś takim to ja cię nie puszczę! - zdecydował. - Wiesz, lepiej już załóż te swoje modne dżinsy!

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama