Za karierę Dyzma zapłacił wysoką cenę

Był przede wszystkim aktorem. To go spalało, a stresy próbował łagodzić całą resztą - biesiadami, miłostkami, życiem rodzinnym...

Nikt go nie lubił, kilka kobiet kochało, wszyscy podziwiali
Nikt go nie lubił, kilka kobiet kochało, wszyscy podziwialiEAST NEWS/POLFILM

W pracy nie uznawał kompromisów, bywał niemiły dla scenicznych partnerów. Nie był lubiany, o przychylność nie zabiegał, trzymał się na uboczu. Jeden z reżyserów zastał go kiedyś siedzącego na teatralnych schodach. W ręce trzymał ciastko, obok płonęła świeczka. Tak wybitny aktor świętował 25-lecie pracy artystycznej w swoim ukochanym Ateneum.

Wszystko zaczęło się w Aleksandrowie Kujawskim, dokąd rodzice przenieśli niesfornego chłopaka z poznańskiej podstawówki. W szkole salezjanów miał nauczyć się dyscypliny. Ale nauczył się czegoś jeszcze.

- Trafiłem na księdza, który wspaniale śpiewał, recytował i w jednej z salek parafialnych zrobił teatr. Zacząłem w nim występować. Kiedy przyszło więc do wyboru zawodu, nie miałem wątpliwości, kim naprawdę chciałbym być - wspominał.

Rodzice i dwaj bracia cieszyli się, gdy w 1954 r. Romek dostał się do warszawskiej szkoły aktorskiej. A on do końca liczył się ze zdaniem mamy Stefanii, przejmował się, co powie po każdej premierze.

Przepraszał, przysięgał i zaczynał od nowa

- W jego życiu liczył się tylko teatr, tylko granie, rola i sukces, nie było w nim miejsca na rodzinę - mówiła pierwsza żona Romana. A jednak aktor uparcie szukał rodzinnego ciepła. Z Danutą związał się już na pierwszym roku studiów, a gdy był na czwartym wzięli ślub. Na początku mieszkali w...

teatralnej maszynowni nad sceną. Kiedy po kilku latach przeprowadzili się do prawdziwego mieszkania, żona chciała ograniczyć towarzysko-knajpiane eskapady. Ale Roman nie umiał z nich zrezygnować.

- Wracał coraz później, potem znikał. Wymyślał niestworzone historie, przepraszał, przysięgał i zaczynał od nowa - opowiadała Danuta. - Był partnerem zabawnym i czułym, a jednocześnie zupełnie nieodpowiedzialnym. Trzeba go było brać z całym dobrodziejstwem inwentarza lub odejść...

Wybrała to drugie rozwiązanie. Na rozprawie rozwodowej Wilhelmi odegrał przed składem sędziowskim taką miłosną scenę, że wzruszone prawniczki zaczęły prosić Danutę o jeszcze jedną szansę dla tak czułego męża.

Gdy umierał, snuł aktorskie plany na lata

9 lat małżeństwa z Danutą przekonało go, że się do tego nie nadaje. A jednak, ku zdziwieniu znajomych, 2 lata po rozwodzie znów się ożenił. Jego wybranką została węgierska tłumaczka Marika Kollar. Dla Romana rzuciła ojczyznę, dom, pracę... Zamieszkali w Warszawie, gdzie 40 lat temu przyszedł na świat ich syn Rafał. Ale hulaszczy tryb życia aktora sprawił, że i to małżeństwo zakończyło się rozwodem.

Wilhelmi nie pomagał w utrzymaniu rodziny, nie płacił alimentów. Gdy Marice było już naprawdę ciężko, sprzedała mieszkanie i w tajemnicy przed byłym mężem wyjechała do Austrii. Rafał był wtedy 12-latkiem. Roman odwiedził ich po kilku latach. - Odniosłem wrażenie, jakbym spotkał najbliższego kumpla, którego straciłem na pewien czas z oczu - wspominał tę wizytę Rafał.

Syn rozumiał, że tata artysta nie nadawał się do rodzinnego życia. Stale się zakochiwał i zmieniał narzeczone. Był m.in. związany z młodziutką Iwoną Bielską, obecną żoną Mikołaja Grabowskiego, a także z Grażyną Barszczewską.

- Był wielkim romansowiczem i całe życie miał z kobietami rozmaite kłopoty - mówił Kazimierz Kutz. Jego ostatnią kobietą była sekretarka planu filmowego Liliana Kęszycka. Przy niej wyraźnie się uspokoił. Była z nim aż do śmierci. Alkohol i papierosy zrobiły swoje.

- Roman Wilhelmi zmarł 3 listopada 1991 r. na raka. Jednak podobno do końca nie wiedział, że umiera, nikt nie miał odwagi mu tego powiedzieć. Był przekonany, że w szpitalu przechodzi tylko badania. Planował osiedlenie się w Paryżu, odwiedzającym go pokazywał kalendarzyk wypełniony na lata aktorskimi propozycjami...

Naprawdę nie wiedział, czy tylko grał?

Agnieszka Brzoza

Na Żywo
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas