Cała ta jazda z Kiffo i Pitbullem

Wkracza Pitbull

article cover
INTERIA.PL

Grobową ciszę w klasie przerwał zduszony szloch z tyłu klasy i ciche kap, kap, kap z majtek Melanie Simpson. Panna Payne zrobiła krok w przód, wprawiając nasze stoliki w drżenie, i wyprostowała się, prezentując w całej okazałości dwa metry pokaźnej tuszy.
- Pytam: czy wyraziłam się jasno? Trzydzieści osób zareagowało jak jeden mąż.
- Tak.
- Tak i co dalej?

- Tak, panno Payne.
- No, tak lepiej. Proszę wyjąć książki. Jeżeli ktoś nie wyjmie książek na początku zajęć, zostanie zatrzymany po lekcjach. I proszę pamiętać o przyborach do pisania. Jeśli ktoś zapomni, zostaje po lekcjach.
Możesz mnie uznać za głupią, ale zaczynałam sądzić, że zatrzymanie po lekcjach powtarzało się jako stały motyw językowy.

- Tak. Otrzymałam pewne informacje o waszej klasie - panna Payne znów rozpoczęła przechadzkę po sali.
- Zwrócono mi uwagę, że nastawienie do nauki oraz tempo pracy są u was szczególnie słabe. Ale to się zmieni, i to szybko. Słyszałam również, że wsławiliście się złym traktowaniem nauczycieli. W szczególności chodzi o sposób, w jaki potraktowaliście waszą ostatnią nauczycielkę. Uprzedzam, że nie będę tolerowała powtórek takiego zachowania ani żadnych prób odstępstwa od ustalonych zasad. W razie gdyby ktokolwiek chciał próbować - i tu bez cienia wątpliwości jej wzrok poszybował w stronę Jaryda Kiffinga - w razie gdyby ktokolwiek chciał próbować, natychmiast tego pożałuje. To mogę obiecać. Przykładajcie się do pracy i zachowujcie się porządnie, a zobaczycie, że nawet jeśli nie jestem przyjacielska, to na pewno tolerancyjna. Wejdźcie mi w drogę, a pożałujecie, że się w ogóle urodziliście. Dobrze, czas na dyktando. Trzydzieści powszechnie mylonych słów. Każdy, kto zdobędzie mniej niż dwadzieścia punktów, zostaje po lekcjach. Pierwsze słowo: "lejtmotyw".
Miałam dwadzieścia dziewięć punktów. "Hemoroid" był jedyną skazą na moim wolnym od błędów tekście. Kiffo zdobył jeden punkt. Znakomicie jak na niego. Gotowa byłam się założyć, że dostanie zero. Właściwie ponad połowa klasy zdobyła mniej niż dwadzieścia punktów. Z tym że to były naprawdę trudne słowa. Co najmniej dwóch trzecich z nich Kiffo i jemu podobni nigdy nawet nie słyszeli, a już na pewno nie wiedzieli, jak się je pisze. To było trochę nie fair. No, nieważne, mnie się udało.
Oczywiście, byłam ciekawa, co panna Payne zrobi z resztą klasy. Nie można przecież zatrzymać po lekcjach tylu osób naraz.

Byłam jednak w błędzie. Można.
- Z osiemnaściorgiem spośród was zobaczymy się po przerwie obiadowej i powtórzymy słowa, w których były błędy. A teraz do końca lekcji ciche czytanie - oznajmiła.
Mówiłam już, że lubię lekcje angielskiego, ale tym razem ucieszyłam się, kiedy zadzwonił dzwonek. Zawsze mi się wydawało, że ciche zajęcia to coś wspaniałego - można się skoncentrować na pracy i poczytać w spokoju, bez powstańczych walk Kiffo z innymi chłopakami z tyłu klasy. Ale tym razem było dziwnie. Panowała absolutna cisza, ale coś było nie tak. Było tak cicho, że nie dało się czytać - napięcie było zbyt intensywne. Przynajmniej się nauczyłam, że mogą być różne rodzaje ciszy. Kiedy w końcu zadzwonił dzwonek, wszyscy spojrzeliśmy na pannę Payne, czekając, aż pozwoli nam wyjść. Zwykle wraz z dzwonkiem wszyscy rzucali się do drzwi, przy czym tym najmniejszym groziło zadeptanie na śmierć. Ale nie tego dnia. Panna Payne patrzyła na nas spode łba jeszcze przez pół minuty.
- Czekam na całkowitą ciszę - powiedziała.
Całkowita cisza? W szczelnej trumnie bywało głośniej niż w naszej klasie. Może ktoś odważył się oddychać bez pozwolenia. W końcu oszołomiona klasa dostała pozwolenie na wymarsz. Całkiem nieświadomie ustawiliśmy się w koło. Słońce wściekle grzało, przebijając się między drzewami, odbijając się od powyrzucanych gdzieniegdzie puszek po coca-coli i aluminiowych folii po batonikach porozrzucanych w artystycznym nieładzie na trawniku. Nadszedł czas na walne zebranie, chociaż przez chwilę staliśmy po prostu w ciszy, jakby otępiali.
- Co za suka! - powiedziała w końcu Melanie Simpson.

- Suka? - wtrąciła się Natalie Sykes. - Jesteś niesprawiedliwa dla suk. Gdybym JA była suką, pozwałabym cię za taki komentarz.
- Ależ ty JESTEŚ suką, Natalie - stwierdził Natan Manning.

- Wypchaj się, Natan - odcięła się Natalie.
- Chciałabyś, suko.[Natalie Sykes - Waga. Jesteś pełnym jadu karzełkiem z twarzą niczym wgnieciona brzoskwinia].[Natan Manning - Strzelec. Gdyby trądzik był wyznacznikiem inteligencji, byłbyś tytanem intelektu].[Jako para, romantycznie to określając, jesteście idealnie dobrani, chociażby dlatego że lepiej unieszczęśliwić dwoje ludzi niż czworo].
- Czekajcie - uznałam, że czas wrócić do tematu. - Nie zebraliśmy się, żeby na siebie najeżdżać. Co z Pitbullem? Odpowiedział mi zgodny chórek:
- Prawda. Co za suka.

- Suka z niej straszna.
- Racja, prawdziwa suka. Uznałam, że w ten sposób daleko nie zajdziemy.
- OK. To już ustaliliśmy, nie będziemy urządzać tajnego głosowania nad tym stwierdzeniem. Prawdziwy problem polega na tym, co mamy zamiar z tym zrobić.
Nastąpiło ponure potrząsanie głowami i drapanie się za uszami. Nie było problemu z ustaleniem, że panna Payne była w istocie psiego pochodzenia, ale uzgodnienie strategii przetrwania stanowiło większą trudność. Kiffo rzadko kiedy brał udział w klasowych zebraniach, ponieważ większą część przerwy zajmowała mu piłka do nogi i zbieranie zapasu śmierdzącego potu na cały dzień. Tym razem jednak z największym zacięciem drapał się za uchem, wyrażając zakłopotanie. Zapanowała cisza.
- A ja myślę - powiedział w końcu Natan, gdy owoc jego przemyśliwań próbował przedostać się przez pokrytą diodami powierzchnię jego twarzy - myślę, że to prawdziwa suka.
- Słusznie, Natan - pochwaliłam go - dobrze powiedziane, biorąc pod uwagę twój przeciętny sposób wysławiania się. Ale pozostaje kwestia: co z tym zrobimy?
- Ciekawe, jak ona ma na imię - wypaliła Natalie. - Może Zołza. Zołza Payne.
Nastąpił wybuch ogólnej radości, gdy piętnaście młodych umysłów zajęło się tym zabawnym spostrzeżeniem.
- Może nawet Zołzanna Payne - powiedziała Melanie Simpson.
- Wredota Payne - zaproponował Kiffo, raczej bez przekonania.
- Doris Payne - powiedział Natan.
Nastąpiła cisza.
- Jak to "Doris Payne"? - spytała Julie Walker. - Bez sensu.
- Miałem ciocię Doris - bronił się Natan. - I też była z niej prawdziwa suka.

Mówiłam, że u mnie w szkole ciężko nadążyć za tempem rozgorączkowanej dyskusji intelektualnej.
- Tak czy owak - wtrącił się Kiffo, za nic mając etykietę konwersacji, która nakazuje trzymać się tematu. - Ja nie będę szedł tam po lekcjach. Mowy nie ma. Nigdy wcześniej nie szłem i teraz też nie idę.
Zabłysnąwszy pięknym błędem gramatycznym, Kiffo umilkł. Na szczęście zadzwonił dzwonek na lekcje. Miałam wrażenie, że w naszej kwestii zrobiliśmy zaledwie minimalny postęp, a przy takim obrocie spraw nie zanosiło się na większy. Przynajmniej Kiffo miał zamiar się postawić. Za to byłam mu wdzięczna. Vanessa i ja powoli i z rozwagą ruszyłyśmy do sali nauk ścisłych.
- No i co myślisz, Vanesso? - spytałam. Vanessa powoli odwróciła się w moją stronę.
- O czym?
- O pani Payne!
- O kim?
- O psie Baskerville'ów, nauczycielce angielskiego z piekła rodem, o Pitbullu!
- A wiesz, właściwie to nie słuchałam - wycedziła i odpłynęła w kierunku sali do matematyki, zostawiając za sobą małą ciemną chmurę znudzenia.
Barry Jonsberg, Cała ta jazda z Kiffo i Pitbullem
data wydania: 03.01.2008

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas