Doceniam każdy dzień

​Od dziecka marzyłam, by zostać przedszkolanką.

Małgorzata Godziszewska
Małgorzata GodziszewskaChwila dla Ciebie

- Idę do studium nauczycielskiego - po skończeniu liceum oznajmiłam rodzicom.

- Córciu, najważniejsze, żebyś była szczęśliwa - powiedziała mama, życząc mi powodzenia.

Miałam 20 lat, kiedy wyszłam za Pawła. Po roku urodziłam Michała (dziś 29 l.). Synek był całym moim światem, bo życie
z mężem się nie ułożyło. Nie pracował, znikał na całe dnie.

- Co zrobiłeś z naszym małżeństwem? - wyrzucałam mu.

- Co takiego? - dziwił się i dodawał: - Daj mi święty spokój!

- Jak się nie zmienisz, to odejdę na zawsze - straszyłam go.

Niestety, mężowi nie zależało ani na mnie, ani na synu. Został skazany za kradzieże i włamania. Po dwóch latach spakowałam się, zabrałam Michała i wróciłam do rodziców.

"Koniecznie muszę znaleźć pracę" - myślałam obsesyjnie.

Synek był malutki, a ja właśnie zaczęłam studiować
z aocznie pedagogikę na Uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej.

Znalazłam pracę najpierw jako siostra PCK, potem dostałam etat w przedszkolu. Tyrałam, ale miałam dla kogo. Próbowałam ułożyć sobie życie z Darkiem. Ale ten związek też był pomyłką. Przeżyłam koszmar. Darek znęcał się nade mną i Michałem fizycznie, i psychicznie. Dostał za to wyrok
w zawieszeniu.

"Koniec, już nigdy żadnych facetów" - postanowiłam.

Siły dodawał mi Michał. Dla niego pięłam się do góry.

"Nie jestem taka słaba. Dam sobie radę" - myślałam sobie.

Skończyłam studia podyplomowe z zarządzania oświatą 
i w 2007 r. wygrałam konkurs na dyrektora Przedszkola
nr 2 w Zamościu. Wtedy też u znajomych na prywatce poznałam ich sąsiada.

- Darek jestem - przedstawił się, a mnie jakby prąd poraził.

"O, nie! Tylko nie Darek" - pomyślałam, ale uprzedzenie do imienia szybko minęło.

Dobrze nam się rozmawiało. Darek pracował w firmie budowlanej w Warszawie. Przyjeżdżał tylko na weekendy. Spotykaliśmy się u znajomych.

Zarówno mnie jak i Darkowi życie dało w kość. Też był po rozwodzie. "Tylko się nie zakochaj" - wzbraniałam się przed uczuciem.

Ale kiedy Darek zaproponował mi wyjazd na weekend, uległam. Czułam, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Zamieszkaliśmy razem.

- Może weźmiemy ślub - zaproponował spontanicznie.

- Do trzech razy sztuka - odpowiedziałam żartem, ale czułam, że to była dojrzała decyzja.

Datę ślubu wyznaczyliśmy na 27 czerwca 2009 r. Wszystko się cudownie układało.

- Tak cię kocham, jestem szczęśliwa - mówiłam Darkowi.

- Dobrze, że na siebie trafiliśmy - odpowiadał mi.

W połowie maja, przeciągając się rano, wyczułam pod biustem guzek jak groszek.

- Darek, coś tu mam - powiedziałam zaniepokojona.

- Nie martw się, może to nic groźnego - pocieszał mnie.

Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na badania. Zrobiłam mammografię. Lekarze niczego podejrzanego nie zobaczyli ani na USG, ani podczas biopsji. Tylko guzek.

- Groźny? - dopytywałam pełna lęku.

- Trzeba go wyłuskać, wtedy się okaże - mówił lekarz
i dał skierowanie na operację, ale w szpitalu w Zamościu usłyszałam coś przerażającego:

- Termin operacji najwcześniej za trzy miesiące.

- Tak długo? Idziemy stąd! - rzuciłam do Darka.

Cała roztrzęsiona zadzwoniłam do koleżanki, która miała usuniętą pierś.

- Co mam robić? - pytałam zapłakana.

- Natychmiast jedź do Centrum Onkologii w Warszawie.
Nie trać czasu - poradziła mi.

I tak zrobiłam.

- To jest na pewno rak - pani doktor nie owijała
w bawełnę, gdy zobaczyła zdjęcie z mammografii.

Byłam w szoku! Ogarnęła mnie złość i bezradność.

Po szczegółowych badaniach okazało się, że guz jest złośliwy. Wpadłam w rozpacz. W jednej chwili całe życie wywracało się do góry nogami.

"Co z moim związkiem? A ślub? To chyba już przeszłość" - kołatały mi się myśli.

O swoich rozterkach powiedziałam Darkowi.

- Gdybyś zmienił zdanie co do naszej przyszłości, zrozumiem. Chcesz odłożyć ślub? - spytałam łamiącym się głosem ze łzami w oczach.

- Żadnego odkładania ślubu nie będzie! Jesteś moim światem - kategorycznie oświadczył.

Operację w klinice w Warszawie miałam wyznaczoną
na 19 czerwca. Syn miał wtedy 25 lat.

- Michał, mam raka. Czeka mnie poważny zabieg - powiedziałam mu.

- Mama, będzie spoko - odpowiedział i przytulił mnie mocno, jak prawdziwy facet.

Wzruszyłam się, ale ukrywałam łzy, bo wiedziałam, że muszę być twarda.

- Pani doktor, ale ja za siedem dni mam wyznaczony ślub - wydusiłam wreszcie z siebie tuż przed zabiegiem.

- Cudownie! Co się pani martwi. Zrobimy tak, że pójdzie pani na ślub, będzie cieszyć się życiem - odparła.

Darek był ze mną w szpitalu. Palił papierosa za papierosem, łykał relanium i pocieszał.

Tak jak obiecała lekarka, tydzień po operacji poszłam na ślub. Wszystko mnie bolało, miałam opatrunki i protezę
piersi z gąbki, ale szczęście i euforia były najlepszym środkiem przeciwbólowym.

Zaraz po ślubie, kiedy miałam jeszcze dreny i opatrunki, poszłam do pracy. Poprosiłam pracownice do gabinetu.

- To nie jest polecenie służbowe, ale można wygrać życie. Jeśli się nie przebadacie, będziecie wyglądać jak ja... - powiedziałam i podniosłam bluzkę.

- O Boże - usłyszałam tylko jęk. Zastygły... Były zszokowane, ale poskutkowało. Wszystkie się przebadały.

Moi bliscy byli ze mną także wtedy, gdy przechodziłam chemioterapię.

- Na zero, poproszę - zamówiłam u syna strzyżenie maszynką, gdy dowiedziałam się, że po chemii zaczną mi wychodzić włosy.

W przerwie między kolejnymi chemioterapiami pojechaliśmy z mężem do Tunezji w podróż poślubną. Tuż przed Bożym Narodzeniem 2009 r. zakończyłam chemioterapię. Byłam zdrowa! A w lutym przeszłam zabieg rekonstrukcji piersi.

Dziś czerpię z życia pełnymi garściami. Zrozumiałam,
że tak naprawdę najcenniejsze są zdrowie miłość bliskich. Reszta to drobiazgi. Bo też , przekonałam się, że prawdziwa miłość zawsze przetrwa najtrudniejsze życiowe zakręty.

Małgorzaty Godziszewskiej wysłuchała Ewa Bartos

Chwila dla Ciebie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas