Taxi nie ma płci. Taksówkarz i taksówkarka o codziennej pracy i walce ze stereotypami

– Kiedyś usłyszałem, że taksówkarz jest jak psycholog i spowiednik w jednym. Święte słowa! – mówi o swojej profesji Krzysztof. Niestety o przedstawicielach tego zawodu oraz kobietach za kierownicą krążą również inne, mniej pochlebne opinie. Czy mają jeszcze cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Postanowiliśmy porozmawiać z przedstawicielami obydwu płci wykonującymi zawód taksówkarza.

Najczęściej klienci taksówek wiedzą, że praca za kierownicą jest wymagająca, zdarzają się jednak roszczeniowi pasażerowie
Najczęściej klienci taksówek wiedzą, że praca za kierownicą jest wymagająca, zdarzają się jednak roszczeniowi pasażerowie 123RF/PICSEL

Honda przełamuje stereotypy o kobiecych i męskich samochodach, produkując modele będące hybrydą potrzeb obu płci. Na drodze wszyscy jesteśmy równi, różnią się jedynie cele, do których zmierzamy. Według tej filozofii powstała nowa Honda Jazz - samochód nieograniczonych możliwości, spełniający oczekiwania wszystkich kierowców, niezależnie od stylu życia.

Profesjonalistka, nie "baba"

Kobiety ścigają się w rajdach samochodowych, prowadzą ciężarówki i autobusy. Rośnie również liczba przedstawicielek płci pięknej za kierownicami taksówek. I chociaż wciąż budzą zdziwienie, to nikt nie śmie rzucać przy nich niewybrednych żartów o "babie za kierownicą".

Urszula Urbańska jeździ taksówką od ponad 2 lat, prowadzi również kanał "Taxi i Ja" w serwisie YouTube. Śmieje się, że dopadła ją klątwa rodzinna. Ten sam zawód wykonują tata i brat. Myślała, że ją to ominie, żartuje, że niestety się nie udało. Taksówkę wybrała z miłości do motoryzacji, egzamin z topografii miasta zdała za pierwszym razem. Na pytanie, czy wykonuje męski zawód, odpowiada z przekonaniem:

- Kierowca taksówki to był męski zawód. Czasy się jednak zmieniły i samochody prowadzą również kobiety, a te, które lubią to najbardziej, jeżdżą zawodowo. Tak było w moim przypadku.

Wbrew panującym stereotypom na temat jazdy kobiet, nie uważa, żeby panie prowadziły ostrożniej albo gorzej niż panowie. Według niej wszystko zależy od doświadczenia kierowcy. Gdy do jej samochodu wsiada pasażer, obok zaskoczenia na twarzy zawsze pojawia się życzliwy uśmiech. Nigdy nie usłyszała żadnych niewybrednych żartów, chwalona jest za to za dynamiczne i płynne prowadzenie auta.

Potwierdza to jej kolega po fachu, Krzysztof Czapiga - za kierownicą taksówki od 3 lat.

- W tym zawodzie dominują mężczyźni, którzy kochają jazdę samochodem, ale mam wrażenie, że coraz więcej przybywa również kobiet. Z mojej obserwacji wynika, że radzą sobie nie gorzej niż starzy wyjadacze. A może nawet lepiej? Wiadomo, wdzięk osobisty może zdziałać cuda, a to w pracy z ludźmi jest szalenie ważne.

Uwaga, "złotówa" jedzie

Mężczyźni prowadzący taksówki również muszą się mierzyć ze stereotypami. "Złotówa", "mafia", "cwaniak" - tak mówiono o nich jeszcze do niedawna. Krzysztof twierdzi, że pewnie niektórzy nadal mają taką opinię o taksówkarzach, choć sam nigdy nie usłyszał tego typu inwektyw pod swoim adresem. Zresztą zawsze włącza taksometr i nie umawia się z klientami na kwotę, za jaką pojedzie, nie chce sobie robić problemów. Trasa zapisywana jest po sygnale z GPS, trudno byłoby więc oszukać klienta, jeżdżąc naokoło. On sam korzysta z dwóch GPS-ów: jeden pokazuje trasę najkrótszą, drugi - najszybszą. Dzięki temu jest w stanie wybrać najlepszą opcję dla klienta.

- W razie jakichkolwiek wątpliwości, zachęcam do zabierania paragonu - znajdują się na nim między innymi dane taksówkarza czy przejechana odległość - przekonuje, po czym dodaje: - Proszę mi wierzyć, czasy, kiedy taksówkarze nagminnie oszukiwali pasażerów, minęły.

Przyznaje jednak, że czasem zdarza mu się nagiąć parę przepisów, zrobił to na przykład, kiedy wiózł do szpitala pasażerkę ze złamaną nogą, która krzyczała z bólu. Jak twierdzi, klienci często sami namawiają do agresywnej jazdy, szczególnie gdy im się spieszy. Mimo to stara się jeździć przepisowo. W końcu w razie zatrzymania przez policję to taksówkarz dostaje mandat.

Na pytanie o relacje pomiędzy taksówkarzami Urszula zapewnia, że spotyka ją wyłącznie życzliwość:

- Panowie taksówkarze traktują mnie po koleżeńsku, porozmawiamy, pożartujemy, napijemy się kawy - jak koledzy z pracy. Jeśli chodzi o kobiety w zawodzie, to, gdy tylko mam sposobność, zaczepiam i rozmawiam z każdą spotkaną taksówkarką.

Potwierdza to Krzysztof, kierowcy pracujący dla jednej korporacji mają ze sobą bardzo dobre relacje. Zawsze można liczyć na wsparcie, gdy pojawią się problemy z pojazdem lub klientem:

- Jakiś czas temu nie mogłem odpalić samochodu, napisałem wiadomość do innych kierowców z pytaniem, czy ktoś jest w pobliżu i dałby radę podjechać z kablami. W ciągu minuty zgłosiło się kilka osób. Ostatnio też widziałem komunikat, że jeden z taksówkarzy sieci, w której jeżdżę, miał kłopoty z klientem. Również na pomoc ruszyło parę aut.

Podkreśla również, że sam nie doświadczył nigdy agresji ze strony innych taksówkarzy, słyszał jednak, że zdarzają się konflikty, czasem dochodzi nawet do rękoczynów:

- Zwykle dzieje się to przy dworcach, gdzie niektórzy taksówkarze starej daty myślą, że skoro jeżdżą kilkadziesiąt lat, mają prawo do lepszego miejsca na postoju.

Przestrzega również przed kierowcami, którzy pracę taksówkarza traktują dorywczo i nie mają licencji. Nie znają miasta, kierują się wyłącznie GPS-em, który przecież bywa zawodny. W dodatku stanowią nieuczciwą, zdaniem Krzysztofa, konkurencję dla profesjonalnych taksówkarzy:

- Jeśli z zarobkowym jeżdżeniem wiążą się pewne koszty, a ponoszą je tylko niektórzy, to znaczy, że coś jest nie tak, jak być powinno. Zdecydowanie jest to problem w tej branży. Moim zdaniem największy.

Elastyczne godziny pracy vs praca w weekendy

Zarówno Urszula, jak i Krzysztof chwalą zawód za elastyczne godziny pracy. Daje to dużą swobodę planowania, zwłaszcza gdy ma się małe dziecko. Minusem za to jest brak stabilizacji - ta praca codziennie daje inny dochód, a zarobek zależy od szczęścia. W dodatku odbiera wolne weekendy:

- Oczywiście nie ma obowiązku jeździć na nocki w piątki i soboty czy w sylwestra, ale wtedy jest największy zarobek - mówi Krzysztof. - Cierpi na tym życie towarzyskie i - przyznam szczerze - jest to trochę dołujące. Kiedy inni się bawią, ty pracujesz.

Do tego dochodzą niespodziewane wydatki. Samochód się szybko eksploatuje, potrzebuje częstych napraw. Krzysztof przyznaje, że gdy szukał pierwszego auta, kierował się przede wszystkim ceną:

- Jeśli będę kupował następny samochód, w większym stopniu skupię się na bezawaryjności - zapewnia i dodaje: - Ważne są również kwestie ekonomiczne - im mniej auto spali, tym więcej zostanie nam w kieszeni. Dlatego coraz więcej taksówkarzy decyduje się na hybrydy.

Zawód wysokiego ryzyka? Bez przesady!

Codzienność taksówkarzy wygląda podobnie: czasem godzinami czeka się na kurs. Ten czas poświęcają na rozmowy telefoniczne, słuchanie muzyki i przeglądanie Facebooka. Urszula ruszyła ze swoim kanałem na YouTubie, dlatego ostatnimi czasy poświęca się głównie montowaniu filmów. Krzysztof z kolei żartuje, że najbardziej lubi czytać Stephena Kinga na pustym parkingu w środku nocy. Jednak to, co najbardziej fascynuje w tej pracy, następuje, gdy do samochodu wsiądzie pasażer. Dlatego też chyba najczęstszym pytaniem, które słyszy Urszula, jest: "Nie boi się pani?".

- Ja się nie boję. Gdybym się bała, to nie zdecydowałabym się na wykonywanie tego zawodu. Tylko raz spotkała mnie bardzo nieprzyjemna sytuacja. Jechały ze mną dwie młode osoby, spokojny chłopak i agresywna dziewczyna. Zatrzymali się przy sklepie nocnym, chłopak poszedł, a ona została. Gdy ten robił zakupy, dziewczyna zażądała, żebym odjechała bez niego. Poprosiłam, by nie mieszała mnie w ich sprawy i pozostałam na miejscu. Wtedy ona zamachnęła się i uderzyła mnie butelką piwa. Wysiadła, obrzucając mnie niecenzuralnymi słowami.

Podobną przygodę przeżył w swojej karierze Krzysztof:

- Raz przez 30 minut próbowałem wysadzić bardzo pijaną i agresywną klientkę z samochodu i szło mi, że tak powiem, średnio. W końcu wziąłem ją sposobem - powiedziałem, że jak pani nie chce wysiąść, to zawiozę ją tam, gdzie zamierzała się dostać, po czym przejechałem kilkaset metrów i poinformowałem, że jesteśmy u celu. Oczywiście nie byliśmy. Pani była tak pijana, że w ogóle się nie zorientowała i wysiadła sama. Najbardziej zagrożony czułem się jednak, gdy podczas kursu przy prędkości około 60 km/h siedzący obok pijany klient próbował wyrwać mi kierownicę, bo uznał, że lepiej poprowadzi samochód. Na szczęście nic się nie stało.

Obydwoje jednak przekonują, że istnieją zawody dużo bardziej ryzykowne i nie ma się czego bać, a najlepszym sposobem na walkę z agresją jest uprzejmość:

- Raz usłyszałem od klientki, że mi nie zapłaci - opowiada Krzysztof. - Pani jechała do lekarza, na wizytę, na którą długo czekała. Podczas kursu lekarz zadzwonił i powiedział, że musi ją odwołać. Klientka bardzo się zdenerwowała i całą złość wyładowała na mnie. W takich sytuacjach nie daję się sprowokować, jestem do przesady, ale naprawdę do przesady miły. Wówczas ludzie często nie wiedzą, jak się zachować, bo spodziewają się zupełnie innej reakcji. Pani w końcu zapłaciła.

Byli więźniowie i miłosne uniesienia

Częściej jednak zdarzają się zabawne lub niesamowite historie, których nie zapomina się do końca życia. Urszula opowiada, jak miała okazję wieźć na lotnisko w Balicach osobę z otoczenia prezydenta Francji w eskorcie radiowozów policyjnych:

- Okazało się, że zabrakło im samochodów i ratowali się taksówką. Zawsze byłam ciekawa, jak to jest jechać karetką pogotowia na sygnale, kiedy wszystkie auta ustępują ci miejsca. No cóż, krótko mówiąc, to było niesamowite przeżycie, auta zjeżdżały nam z drogi, a wszystkie czerwone światła były nasze.

Z kolei Krzysztof miał okazje wozić przestępców, którzy właśnie wyszli z więzienia. Wbrew pozorom okazywali się fascynującymi osobami:

- Nie wiem, czy to kwestia szczęścia, ale w moim przypadku były to jedne z lepszych kursów, jakie miałem - ciekawa rozmowa, zero pretensji choćby o trasę, jaką pojechałem, fajny napiwek.

Zapłaty "w naturze" co prawda nikt mu nigdy nie zaoferował, zdarzały się jednak pocałunki w policzek, by okazać wdzięczność za sprawne przejechanie przez miasto w godzinach szczytu. Był również świadkiem miłosnych uniesień na tylnej kanapie. W tej sytuacji okazał wyrozumiałość:

- Nie chciałem im psuć frajdy, więc powiedziałem: "Róbcie, co chcecie, tylko nie ubrudźcie mi samochodu". Nie ubrudzili.

Artykuł powstał we współpracy z Hondą.

.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas