Hollywoodzki szał adopcyjny

W Hollywood narodziła się nowa świecka tradycja - adopcja dzieci z krajów Trzeciego Świata. Prawdziwa gwiazda musi mieć "kolorowe" dziecko. To nowoczesne i trendy.

Angelina Jolie i Brad Pitt z dziećmi Maddoxem i Zaharą
Angelina Jolie i Brad Pitt z dziećmi Maddoxem i ZaharąAFP

Wyznacznik nowoczesności

Adopcja w Fabryce Snów to nic nowego. Już w latach 70. w szał adopcyjny (w tym przypadku nie można tego inaczej nazwać) wpadła Mia Farrow - biologiczna matka czwórki dzieci, która stała się także matką dziesięciorga sierot. Za wielkie serce Mii los odpłacił okrutnie - jej wieloletni partner Woody Allen zostawił ją dla... wspólnie przez nich adoptowanej córki Soon-Yi. Wkrótce po ślubie młoda para adoptowała dzieci.

Niegdysiejsza pierwsza para Hollywood - Nicole Kidmann i Tom Cruise, także stworzyła rodzinę z dwójką przysposobionych dzieci. Dziś jednak adopcja to przejaw nowoczesności gwiazd.

Tylko egoiści mają własne dzieci

W USA coraz więcej znanych osób angażuje się w kampanię na rzecz adopcji. Bruce Willis (ojciec trójki dzieci) został rzecznikiem organizacji Children in Foster Care. Wystąpił także z Laurą Bush, żoną byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, w filmie promującym adopcję. Aktorka Sandra Bullock uznała nawet chęć zostania biologicznym rodzicem za skrajny egoizm - tyle jest przecież na świecie sierot do wzięcia, o które już teraz trzeba zadbać...

Jednak adopcje hollywoodzkich gwiazdorów to nie tylko przejaw wielkiego serca. "Kolorowe" dziecko na ręku Angeliny Jolie rzeczywiście zwraca uwagę na te rejony świata, w których ludzie wciąż żyją w nędzy i wyrwanie dziecka z tego świata jest pozytywnym zjawiskiem. Okazuje się jednak, że sieroty, które przywiozły z podróży celebrytki nie w każdym przypadku były sierotami. Matka adoptowanej córki Jolie - Zahary, podziękowała aktorce za zabranie dziecka do lepszego świata. Podobne podziękowania złożył ojciec jej kambodżańskiego syna Maddoxa.

Na następnej stronie dowiesz się, po co gwiazdom sieroty z Trzeciego Świata

Całkiem niedawno za lepsze życie, jakie dostało jego dziecko, dziękował biologiczny ojciec Davida - aktualnie synka Madonny. Podobno adopcja Davida odbyła się nie do końca zgodnie z prawem, a ojciec zażądał "zwrotu" syna. Szanse malawijskiego chłopa na wygranie z prawnikami królowej popu były nikłe, wkrótce więc podziękował piosenkarce za dobro, jakie uczyniła jego dziecku, dając mu szansę na lepsze życie.

Również motywy adopcji malawijskiego dziecka przez Madonnę - biologiczną matkę dwójki dzieci - nie są jasne. Mąż piosenkarki - Guy Ritchie wyznał mediom, że afrykańskie dziecko jest dla Madonny przejawem statusu gwiazdy, a nie potrzebą serca.

Patrzcie, jaka jestem wspaniała...

Innym uzasadnieniem adopcji dzieci z krajów Trzeciego Świata - oczywiście poza chęcią pomocy - jest próba zaskarbienia sobie przychylności opinii publicznej i ciągła obecność w obiektywie paparazzich... Nie do przecenienia, jeśli chce się codziennie gościć w rubrykach towarzyskich, co oczywiście ma przełożenie na rankingi popularności.

Angelina Jolie na każdym zdjęciu trzyma na ręku któregoś malucha, deklaruje nawet, że kocha dzieci adopcyjne bardziej od własnych... bo potrzebują więcej miłości ze względu na swoją przeszłość. Jednak trud codziennej opieki nad potomstwem i ich wychowaniem spoczywa na sztabie opiekunek. Czy kolejne "kolorowe" dzieci to wciąż zaspokajanie macierzyńskich uczuć i chęć pomocy najbardziej potrzebującym dzieciom, czy po prostu kolejny kaprys gwiazd?

Anna Piątkowska

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas