Jak odnaleźć pewność siebie, gdy wszyscy wokół cię oceniają

Mąż, dziecko, ciotka, kuzyn, koledzy z pracy... Każdy ma ciągle uwagi do tego, co robisz. Mówi, co mogłabyś robić lepiej. Częściej powinnaś nosić spódnicę, ostrzej przyprawiać pomidorową, bardziej zdecydowanie rozmawiać z szefem... Jak nie dać się zwariować i ochronić swoje poczucie wartości?

Niedawno z koleżanką opowiadałyśmy sobie o marzeniach z młodości. Ja na przykład, od zawsze uwielbiałam szyć
Niedawno z koleżanką opowiadałyśmy sobie o marzeniach z młodości. Ja na przykład, od zawsze uwielbiałam szyć123RF/PICSEL

Nie warto przejmować się tym, co mówią o nas inni - powtarzamy sobie. Ale prawda jest taka, że krytyczne komentarze bardzo silnie odbiją się na naszym poczuciu wartości. Przecież każdy potrzebuje aprobaty, pochwały. Chce czuć się doceniany.

Gdy tego przez lata brakuje, łatwo podkopać naszą wiarę w siebie. Bo skoro ten czy tamta twierdzą, że mogłyśmy ładniej się ubrać, szybciej coś zrobić, lepiej wychować dziecko, to siłą rzeczy w naszej głowie zaczyna kiełkować myśl, że pewnie mają rację. Trudno się przed tym mechanizmem obronić. Beata i Grażyna opowiadają jak wpadły w taką pułapkę.

Beata: Zwątpiłam, że to ma sens

Niedawno z koleżanką opowiadałyśmy sobie o marzeniach z młodości. Ja na przykład, od zawsze uwielbiałam szyć. Już w podstawówce zapowiedziałam, że gdy dorosnę, zaprojektuję własną linię ubrań. Koleżanka spytała, dlaczego nie realizuję tych planów, tylko siedzę w biurze. Powiedziałam, że chyba z lenistwa. Ale to nieprawda. To nie ono podcięło mi skrzydła.

Po tych studiach umrzesz z głodu

Ojciec krytykował wszystko, co szyłam. "Nie możesz ubierać się po ludzku?" - krzywił się, ilekroć wkładałam coś, co sama zaprojektowałam. Mama milczała, ale widziałam, że i jej nie przypadają do gustu moje pomysły. Raz na urodziny podarowałam jej własnoręcznie wydziergany sweter. Nie włożyła go ani razu...

Po maturze chciałam kształcić się w tym kierunku, lecz ojciec stwierdził, że nie zamierza finansować moich fanaberii. Wszyscy zgodnie twierdzili, że po uczelni artystycznej umrę z głodu. Zwątpiłam, że to w ogóle ma jakiś sens.

Moje marzenia to dziecinada

Studiowałam księgowość, wyszłam za mąż za Pawła, urodziłam dwóch synów. Nie zapomniałam o swojej pasji, choć nie miałam na nią wiele czasu. Śledziłam trendy i czasem tylko robiło mi się smutno, kiedy coś, na co i ja wpadłam, stawało się modne.

Szyłam wieczorami, kiedy dzieci spały. To był dla mnie relaks, ucieczka od rzeczywistości. Paweł czasem spojrzał i żartobliwie komentował, że zawsze muszę coś "udziwnić". Ale ludzie pytali, skąd mam takie fajne ciuchy. Kilka znajomych zamawiało u mnie sukienki i bluzki. Parę razy rozmawiałam z mężem, że może warto zaryzykować i postawić na szycie. Dyplomatycznie odpowiadał, że na ubraniach się nie zna, ale wątpi, czy rzucenie etatu to na pewno dobry pomysł. Mamy przecież kredyt i mnóstwo zobowiązań...

Niedawno zebrałam się na odwagę i wystartowałam w amatorskim konkursie dla projektantów. Ku mojemu zdumieniu zdobyłam drugie miejsce. Po raz pierwszy w życiu usłyszałam, że mam talent. Zdjęcia moich prac ukazały się nawet w gazecie.

Od tamtej pory wciąż biję się z myślami. Mam wrażenie, że zaprzepaściłam szansę na robienie tego, co kocham i powinnam naprawić ten błąd, póki nie jest za późno. A potem przypominam sobie reakcję bliskich i wydaje mi się, że moje plany to wielka dziecinada. Syn znowu przekonywał mnie ostatnio, że odejście z pracy jest szaleństwem. "A jak twoich ubrań nikt nie kupi, mamo? Co wtedy?". Mam mętlik w głowie. Trudno samotnie walczyć o marzenia!

Grażyna: Czuję się przegrana

Przez dwanaście lat pracowałam w dziale marketingu w jednej firmie. Byłam lubiana i ceniona, awansowałam. Ale kiedy po rozwodzie wyniosłam się z domu, który dzieliliśmy z teściami, i musiałam wynająć mieszkanie, pensja przestała mi wystarczać. Zaczęłam rozglądać się za inną pracą. Znalazłam etat i to za lepsze pieniądze. Pomyślałam, że jestem prawdziwą szczęściarą.

Ale wkrótce w firmie nastąpiło trzęsienie ziemi. Z dnia na dzień zmienił się prezes i wszyscy kierownicy. Z nowym przełożonym miałam spięcie już pierwszego dnia. Uznałam jednak, że nie warto się uprzedzać. Niestety, potem było już tylko gorzej...

Serce mi kołacze, pocą się dłonie

Szef nie tylko bez przerwy wytyka mi błędy, ale jeszcze z upodobaniem wbija szpile. Pyta, dlaczego tak mamroczę, zamiast mówić normalnym głosem, albo dziwi się, jak osoba, która ma na biurku taki bałagan, może się skupić. Według niego wszystko, co przygotowuję, do niczego się nie nadaje. A kiedy próbowałam bronić swoich racji, wzdychał i przewracał oczami.

Pocieszałam się, że przynajmniej w firmie daję radę. Teraz nawet tego nie mam
Pocieszałam się, że przynajmniej w firmie daję radę. Teraz nawet tego nie mam 123RF/PICSEL

Mam spore doświadczenie, przełożeni zawsze mnie chwalili, osiągałam dobre wyniki. A jemu w przeciągu pół roku udało się doprowadzić do tego, że przestałam być czegokolwiek pewna. Kiedy mnie do siebie wzywa, serce mi kołacze, ze stresu pocą się dłonie. Bo zaraz zaczną się krytyczne komentarze. Ale teraz nie podejmuję dyskusji. Co też go wkurza...

Zresztą mnie samej wydaje się, że nie jestem już kreatywna i mam za mało umiejętności. Pogubiłam się.

Praca trzymała mnie przy życiu

Nie mogę też liczyć na zespół. Koledzy wyczuli, że popieranie mnie nie jest dobrze widziane, więc wolą się nie wychylać. Nagle wszyscy mają zastrzeżenia do moich pomysłów. Tego się nie da zrobić, a to jest kosztowne, a to mało oryginalne. Dwa lata temu było zupełnie inaczej!

Stwierdziłam, że pora znowu poszukać sobie nowego miejsca, bo za jakiś czas pewnie i tak wylecę. Nie mam jednak tej siły napędowej, co dawniej. Szef skutecznie wmówił mi, że nie rozumiem nowych trendów, nie znam oczekiwań rynku i generalnie nie nadążam. To się chyba przekłada na to, jak się zachowuję na rozmowach o pracę, bo na razie żadna nie przyniosła efektów.

Jestem w słabej kondycji psychicznej. Po rozwodzie czułam, że zawaliłam coś ważnego. Wtedy to praca zawodowa trzymała mnie przy życiu, dawała pewność siebie. Pocieszałam się, że przynajmniej w firmie daję radę. Teraz nawet tego nie mam. Od wielu miesięcy czuję się przegrana na wszystkich frontach.

Jak nie zwątpić w siebie pomimo wszystko?

Zapomnij o perfekcjonizmie: Gdy mamy ambicję, by wszystko robić wzorowo, jesteśmy bardziej podatni na krytykę. A przecież nikomu nie udaje się osiągnąć sukcesu bez popełniania błędów. Nie trzeba się więc ich tak bać. Żadne działanie nie obejdzie się bez ryzyka, więc lepiej z góry założyć, że mniejsze lub większe wpadki są nieuniknione. To pomoże ci mniej przejmować się negatywnymi uwagami.

Zobacz niepewność krytyka: Ludzie, którzy potrafią zasiać w tobie wątpliwość, sprawiają wrażenie, jakby świetnie wiedzieli, o czym mówią. Z góry więc uznajesz ich przewagę. Gdybyś jednak mogła sprawdzić, co myślą, przekonałabyś się, że nie jest tak do końca. Okazuje się, że aż 80 proc. osób posiadających autorytet i wpływ na innych (choćby przez fakt zajmowania wysokich stanowisk) cierpi na tzw. syndrom oszusta. Oznacza to, że bez względu na doświadczenie i wiedzę, w głębi duszy czują się niekompetentni. Boją się, że ktoś odkryje ich brak kwalifikacji i zdemaskuje.

Choć umieją to ukryć, zdradza ich nadużywanie zwrotów: "uwierz, wiem, co robię", "naprawdę się na tym znam!". Tak samo jak ty, większość z nas nie ma stuprocentowego przeświadczenia o własnej nieomylności. W wielu przypadkach krytyk nie jest aż tak pewny siebie, na jakiego wygląda. Właśnie dlatego opłaca się być nieustępliwą.

Pomyśl, o co chodzi drugiej stronie: Gdy komuś nigdy nie podoba się to, co robisz czy mówisz, zastanów się, dlaczego tak jest. Trudno przecież uwierzyć, że tylko popełniasz błędy i nigdy nie zasłużyłaś na pochwałę! Postaw się w sytuacji twojego przeciwnika i spójrz na waszą relację jego oczami. A może jego zachowanie ma drugie dno? Bo na przykład usiłuje tobą manipulować lub celowo zbić z pantałyku? Czy ma ukryty powód, żeby cię zdenerwować, osłabić lub przed czymś powstrzymać? Kiedy zrozumiesz, co nim tak naprawdę kieruje, przestaniesz przesadnie brać sobie do serca jego opinie.

Zawsze podejmuj dyskusję: Sądzisz, że tłumaczenia i obrona swojego stanowiska nie mają sensu, skoro rozmówca nie przyjmuje ich do wiadomości? Nie rezygnuj! W każdych okolicznościach przedstaw własny punkt widzenia i podejmij dyskusję. Zrób to dla siebie, ponieważ wypowiadanie swych racji na głos działa budująco. Dzięki temu umocnisz się w poglądach, szczególnie gdy innym trudno będzie odeprzeć twoje argumenty. Milczenie zawsze stawia nas w gorszej pozycji. Nawet gdy mamy słuszność.

Pamiętaj o swoich sukcesach: Zastanów się, z czego w życiu jesteś najbardziej dumna i co udało ci się osiągnąć? To nie muszą być efektowne rzeczy, np. duży awans czy zgromadzenie majątku. Przecież samodzielnie spłaciłaś kredyt, zdobyłaś dyplom wymarzonej szkoły... A może nauczyłaś się pływać, choć bałaś się wody lub zrobiłaś prawo jazdy pomimo tego, że ruch w dużym mieście cię przerażał? Gdy ktoś usiłuje pozbawić cię pewności siebie, przypominaj sobie sytuacje, w których sobie poradziłaś. Tak podbudujesz zaufanie do swoich umiejętności.

Poszukaj kogoś, kto cię pochwali: Nigdy nie jest tak, że wszyscy są przeciwko tobie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ci kibicuje i wierzy w ciebie. Poszukaj takiej osoby i rozmawiaj z nią tak często, jak to możliwe. Cóż z tego, że koleżanka ze szkoły nie wie, z czym borykasz się w pracy? Wystarczy, że powie kilka słów zachęty, doda odwagi, a to przypomni ci, że istnieją różne punkty widzenia i od razu zobaczysz swoją sytuację w innym świetle. Dobrze byłoby, gdyby był to człowiek spoza kręgu najbliższej rodziny. Bo tych, którzy nas kochają, uważamy za nieobiektywnych, dlatego niezbyt ufamy ich ocenom.

Maria Barcz

Olivia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas